Polska jeszcze nie była w takiej sytuacji. Możemy zmienić swój los

3 godzin temu
Ekstraklasa wpadła w galop - bije transferowe rekordy i kupuje piłkarzy, którym kiedyś wróżono wielkie kariery. Coraz więcej płaci, coraz więcej może. Ale przed nią trudniejsze i ważniejsze wyzwanie - udowodnić, iż zawodnicy, którzy znaleźli się na zakręcie, mogą w Polsce wyjść na prostą.
W sumie polskie kluby wydały tego lata ponad 40 mln euro - więcej niż przez trzy poprzednie letnie okna transferowe razem wzięte. Pieniędzmi szastała nie tylko czołówka, bo aż dziewięć klubów kupiło tego lata najdroższego piłkarza w swojej historii. Coraz śmielej przebijamy też barierę 2 mln euro za zawodnika. Dotychczas mieliśmy w Polsce tylko jednego piłkarza kupionego za taką kwotę - Rubena Vinagre’a w Legii Warszawa, a po tym lecie jest już ośmiu. Co ważne, trafiają do Ekstraklasy piłkarze, którzy wcześniej choćby nie spoglądali w jej kierunku.


REKLAMA


Zobacz wideo Telenowela z transferem Puchacza. Żelazny: On chce się bawić w bycie influencerem


Talenty, które nieco zabłądziły
Kacper Urbański niecały rok temu grał przeciwko Liverpoolowi w Lidze Mistrzów, a tego lata wylądował w Legii Warszawa. Nie tak dawno - w 2020 r. - Andi Zeqiri przechodził do Brighton, gdzie pracują najlepsi poławiacze pereł w Premier League, potrafiący znaleźć utalentowanych zawodników pod każdą szerokością geograficzną, a później sprzedać ich z dużym zyskiem. Dyrektorzy Brightonu twierdzili wtedy, iż Zeqiri zrobi karierę większą niż Victor Gyokeres, którego też mieli wtedy u siebie. Kilka tygodni temu Arsenal zapłacił za niego 65 milionów euro, a Zeqiri wylądował w Widzewie Łódź.
Jeszcze trzy lata temu Pep Guardiola wpuszczał Josha Wilsona-Esbranda na boisko w meczach Ligi Mistrzów, a po sparingach rozgrywanych przed sezonem chwalił go za odwagę i wyszkolenie techniczne. Lewy obrońca tworzył defensywę w angielskich młodzieżówkach z Tino Livramento, Jarellem Quansahem i Jarradem Branthawitem. Oni trzej weszli do wielkiej piłki i zagrali już w reprezentacji Anglii, a on po drodze zabłądził, został wypożyczony do Radomiaka Radom i zdążył zadebiutować w przegranym meczu z Legią.


Sam Greenwood to jeszcze inny przypadek, bo nie dość, iż występował we wszystkich młodzieżowych angielskich kadrach, to w końcu dotarł do Premier League i uzbierał w niej 25 meczów. Nie utrzymał się dłużej także dlatego, iż jego Leeds United spadło, nowy trener postawił na zapleczu na innych piłkarzy, a jego wypożyczał kolejno do Preston i Middlesbrough. Greenwood okrzepł w Championship, rozegrał 75 spotkań, w których strzelił 10 goli i miał sześć asyst. I może choćby wróciłby do Leeds, gdyby ten klub nie awansował do Premier League, nie zarobił mnóstwa pieniędzy i nie wydał ponad stu milionów na wzmocnienia. Greenwood zamiast szukać kolejnego wypożyczenia, trafił tego lata do Pogoni Szczecin.
Transfery, jakich w Polsce nie było. Do zagospodarowania jest interesująca nisza
Im wszystkim wróżono poważne kariery. Nie dziesięć lat temu. Nie na samym początku przygody z piłką, gdy sam potencjał jeszcze kilka znaczy. Oni wszyscy jeszcze przed chwilą ocierali się o wielki futbol. Karier nie przepowiadali im byle jacy trenerzy i dyrektorzy, ale najlepsi specjaliści w branży. Przecież na Zeqiriego skusił się nie tylko Brighton, ale jeszcze dwa lata temu sprowadził go KRC Genk - kolejny klub słynący z ogrywania utalentowanych piłkarzy i sprzedawania ich z zyskiem.


Urbański ma 21 lat, Greenwood i Wilson-Esbrand są od niego dwa lata starsi, a Zeqiri ma lat 26 - ich kariery albo znalazły się na delikatnym zakręcie, albo nie rozwinęły zgodnie z prognozami, ale każdy z nich ma jeszcze czas, by grać w najlepszych ligach. Czy zatem polskie kluby mogą pomóc im wyjść na prostą i tym samym zapracować w Europie na łatkę ligi-trampoliny, w której piłkarze mogą się obudować, pokazać i wrócić na pisany im poziom? Czy jeżeli im się w Ekstraklasie powiedzie, to można spodziewać się kolejnych Greenwoodów czy Zeqirich w Polsce? Czy jeżeli Urbańskiemu transfer do Legii się opłaci, to inni młodzi polscy piłkarze przeżywający zderzenie z zachodnimi ligami, zobaczą, iż mogą wrócić do Polski, okrzepnąć i po chwili spróbować raz jeszcze? Czy po rekordowym lecie otwiera się przed Ekstraklasą szansa, by zagospodarować ciekawą niszę?
Jak za granicą widzą Ekstraklasę? Liga bez konkretnej łatki
Intuicyjnie, może nieco życzeniowo, na wszystkie te pytania odpowiedzielibyśmy - tak. Ale zadaliśmy je również specjalistom - Tomaszowi Pasiecznemu, prezesowi Stowarzyszenia Dyrektorów Sportowych i Piotrowi Sadowskiemu, skautowi Blackburn Rovers, pracującemu wcześniej m.in. w Manchesterze United i Lechu Poznań.
Zaczęliśmy od tego, czy Ekstraklasa może zapracować na opinię ligi "drugiej szansy".
Pasieczny: - Karierę można uratować w wielu ligach. Ale im ta liga jest bardziej znana, bardziej medialna, im jest wyżej w rankingu, tym łatwiej i lepiej można to zrobić. Ekstraklasa rośnie w wielu aspektach - wspina się w rankingu UEFA, ale przede wszystkim wydaje coraz więcej pieniędzy na piłkarzy. Jest kilka bogatych klubów, które tego lata zdecydowały się sporo wydać, a kilka kolejnych do tego dołączyło, choć mam wątpliwości, czy na pewno je wszystkie na to stać. Podjęły jednak ryzyko, włączyły się do tego wyścigu i również sprawdziły droższych i lepszych piłkarzy. Zawodnicy, którzy mają duży talent, ale odbili się od najsilniejszych lig, są ciekawym rozwiązaniem. Stanowią może nie niszę, ale jakieś pole do zagospodarowania. Nie dziwię się więc, iż polskie kluby, które mają teraz więcej pieniędzy, chcą podjąć pewne ryzyko i sprowadzają do siebie takich zawodników. Kalkulacja jest dość prosta - jeżeli wezmą niezłych piłkarzy z np. z ligi austriackiej czy szwajcarskiej, to oni prawdopodobnie zagwarantują im solidny poziom, ale biorąc zawodnika z najsilniejszych lig, który kiedyś zapowiadał się na świetnego piłkarza, zawsze w głowie kupującego będzie to, iż jeżeli się go odbuduje, to da klubowi o wiele więcej.
Sadowski: - Oczywiście, iż Ekstraklasa może z czasem stać się taką ligą. Nie ma przecież przypadku w tym, iż ci zawodnicy w ogóle do niej trafili. Piłkarze wybierają dane kluby, bo wraz ze swoimi agentami widzą w nich potencjał - albo finansowy, albo piłkarski, albo najlepiej jeden i drugi. Przychodzą dziś do Polski zawodnicy z Anglii, Włoch, Niemiec czy Belgii, bo polskie kluby mają już odpowiednie zaplecze finansowe i budują powtarzalność wyników w europejskich pucharach. Najpierw ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy osiągnął Lech Poznań, później powtórzyły to Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa, a w tym sezonie Polska wprowadziła do fazy ligowej cztery zespoły. Inni to widzą. Ma to również przełożenie na ranking UEFA, w którym Polska zajmuje już 13. miejsce. Nie ma w tym przypadku. To dobre odzwierciedlenie potencjału Ekstraklasy. Mamy pięć najlepszych lig, a dalej solidne ligi, jak portugalska, belgijska, holenderska, turecka. Slavia i Sparta Praga ciągną w górę ligę czeską. Później jest już piętro z polską ligą: Ekstraklasa, liga grecka, norweska, duńska. Polska ma więc argumenty, by takich zawodników przekonać.


Sadowski: - Pracując w Championship, wiem, iż kluby z tej ligi bardzo dokładnie śledzą polski rynek. Bardzo istotny jest dla wszystkich klubów potencjał fizyczny. jeżeli porównamy dane motoryczne Championship i Ekstraklasy, to będą one zbliżone. Na razie takich transferów nie było dużo, ale w Norwich jest Ante Crnac, a do nas [do Blackburn - red.] trafił tego lata Ryoya Morischita. Greenwood w ostatnich dwóch sezonach bardzo solidnie grał w Preston i Middlesbrough. Jestem przekonany, iż tego lata też miał przynajmniej kilka ofert, by w tej lidze zostać. Wybrał jednak Pogoń Szczecin, bo dostał dobrą ofertę, chciał spróbować czegoś nowego i najpewniej wierzy, iż po udanym sezonie w Polsce może wrócić do silniejszego klubu, balansującego między Championship a Premier League. To zresztą nie jest zawodnik "do odbudowania" w takim sensie, iż ostatnio miał jakieś zdrowotne problemy, nie grał albo grał bardzo słabo. On ma za sobą dwa bardzo solidne sezony. Kto wie, czy gdyby nie awans Leeds do Premier League, to by tam nie wrócił. Ale on ma jeszcze czas, by załapać się do Premier League. Sądzę, iż idąc do Pogoni, nie wybrał źle.


A dlaczego tacy zawodnicy zdecydowali się dołączyć do polskich klubów?
Pasieczny: - Bywam cynikiem, jeżeli chodzi o piłkę. A cyniczna odpowiedź zakłada, iż ci piłkarze przyszli tutaj, bo dostali odpowiednio duże pieniądze. I warunkiem podstawowym na pewno są pieniądze, ale polskie kluby mają jeszcze kilka pobocznych argumentów, by przekonać takich piłkarzy. Pewnie widzą w ekstraklasie okazję, by się wybić i pójść jeszcze wyżej. Zakładają, iż będą się tutaj wyróżniać. Poza tym mamy świetne stadiony, większość klubów ma niezłe warunki treningowe. Są kibice, media, zainteresowanie. Liga stoi coraz wyżej w rankingach
Obaj nasi rozmówcy zastrzegają, iż choć u wszystkich czterech piłkarzy - Urbańskiego, Greenwooda, Wilsona-Esbranda i Zeqiriego - widać wspólny mianownik, to jednak ich przypadki są różne. Urbański jest w tym gronie najmłodszy, Greenwood - w przeciwieństwie do Wilsona-Esbranda - sprawdził się już na poziomie Championship, a Zeqiriego odróżnia choćby to, iż grał już za granicą swojego kraju - był w Anglii, Niemczech i Belgii.
Pasieczny: - Nie powiedziałbym też, iż Urbański szuka drugiego życia, mimo iż Włochy nieco go zweryfikowały. OK, jego kariera zapowiadała się lepiej. Ale i tak w jego transferze do Legii nie widzę prawie żadnego ryzyka.


Dopytujemy, co w przypadku, jeżeli mu się w Legii nie powiedzie - czy wciąż będzie miał szansę powrotu do Włoch lub wyjazdu np. do Hiszpanii, gdzie wzbudzał zainteresowanie tego lata.
Pasieczny: - o ile odbiłby się spektakularnie od Legii, to najpewniej nie będzie miał powrotu do Serie A czy La Liga, ale wciąż będzie na tych rynkach znany, ceniony i obserwowany. Jakiś klub z niższego poziomu się na niego skusi. Warto spojrzeć na to z drugiej strony - piłkarze, którzy odchodzą z Ekstraklasy adekwatnie zawsze mogą tu wrócić. Ale znamy potencjał Kacpra i jego możliwości. Dlatego nie widzę ryzyka, iż on się nie obroni. Nikt oczywiście nie da gwarancji, iż będzie miał znakomity sezon, ale wydaje mi się, iż będzie minimum dobrze. Znajdzie w Legii minuty potrzebne do rozwoju. W tym wieku zawodnik przede wszystkim potrzebuje regularnej gry. Pewnie, iż wolelibyśmy, żeby on zbierał te minuty w Serie A, ale najważniejszy jest sam rozwój.
Sadowski: - Patrząc na Urbańskiego, mam większe obawy. W Legii dawno nie było mistrzostwa Polski, więc nacisk na tytuł jest bardzo duży, a nacisk na grę gotowymi zawodnikami będzie spory. W środku jest Damian Szymański jako "szóstka", Juergen Elitim i Bartosz Kapustka, który został ostatnio powołany do kadry. Uważam, iż w tym sezonie Urbańskiemu będzie trudno od razu wskoczyć do wyjściowej jedenastki, choć oczywiście będzie dostawał minuty. Raczej w kolejnym sezonie może zadomowić się w pierwszym składzie. Tym bardziej, jeżeli Legia zdobyłaby mistrzostwo. Mniej się natomiast obawiam o Greenwooda, bo jest to zawodnik w rytmie meczowym, gotowy do gry. Tu jednak pojawia się pytanie, czy to się nie stanie kosztem Adriana Przyborka, który jest młody, ma spory potencjał, był wprowadzany i też ma potencjał sprzedażowy. Zobaczymy, jak Pogoń to rozwiąże.
Ekstraklasa musi stać się modna. Urbański będzie przełomowy?
Pasieczny i Sadowski zwracają uwagę na to, iż w transferach widoczne są "mody" - np. moda na zawodników z danego kraju, z danej ligi lub choćby szukanie zawodników z konkretnych państw na konkretne pozycje (skrzydłowi z Brazylii, rozgrywający z Hiszpanii, bramkarze z Polski).


Sadowski: - Kluby działają tak, iż jeżeli wezmą zawodnika z danego kraju, on się przyjmie, zaadaptuje, sprawdzi sportowo, to później chętnie na ten rynek spoglądają. Teraz Ekstraklasa nie ma za granicą konkretnej opinii czy marki. Przyjmuje się, iż można w niej znaleźć zawodników solidnie przygotowanych motorycznie, bo sama liga jest wymagająca fizycznie. Zauważalne jest też to, iż w Polsce są świetne stadiony, jest na nich sporo kibiców i cała otoczka stoi na wysokim poziomie.
Pasieczny: - Brakuje nam dużego sukcesu transferowego. Jakiejś historii transferowej. Piłkarza, który odszedłby za spore pieniądze i dalej robił karierę. Jakuba Modera zwolniły kontuzje. Ernesta Muciego już dwa razy Besiktas chciał pogonić. Jakub Kamiński miał problemy w Wolfsburgu. Takim ostatnim przykładem wydaje mi się Krzysztof Piątek, który przeszedł do Genoi, sprawdził się i za chwilę za większe pieniądze przeszedł do Milanu. Nie kojarzymy się jako liga, z której bierzesz piłkarza, gra on u ciebie rok lub dwa lata i sprzedajesz go z zyskiem. Raczej bierzesz od nas chłopaka i on zrobi ci niezłą robotę, ale nie wyfrunie dalej. Brakuje nam iskry, która mogłaby wywołać taką modę. Najbliżej tego jest Urbański. On już coś za granicą pokazał, grał w Lidze Mistrzów, był na Euro. Gdyby zbudował się w Legii, odszedł do danego klubu i gwałtownie zapracował w nim na jeszcze jeden transfer, to mógłby taką modę wywołać.
Sadowski zgadza się, iż jeżeli wspomnianym zawodnikom gra w Polsce wyjdzie na dobre, to w przyszłości mogą pojawić się u nas kolejni piłkarze tego pokroju. Choćby dlatego, iż każdy z tych piłkarzy ma agencję menadżerską, która ma pod opieką kolejnych zawodników. Losy piłkarzy odchodzących z Anglii czy Włoch są powszechnie śledzone.
Pasieczny: - Nie mamy problemu z tym, iż polska liga nie jest obserwowana. Przy tak rozwiniętym skautingu i przy tylu platformach do analizy piłkarzy na pewno wyróżniający się w Polsce piłkarz zostanie zauważony. Problem był dotychczas z jakością piłkarzy albo z przekonaniem klubów. jeżeli nie byli do końca przekonani, to mogli patrzeć również na historię tych zawodników, którzy z ekstraklasy odeszli wcześniej. Skoro się nie sprawdzili, to przekonanie spadało. Zrobiliśmy krok naprzód w europejskich pucharach, ale wciąż nas brakuje w Lidze Europy i Lidze Mistrzów. To też wpłynęłoby na odbiór ekstraklasy na zewnątrz. Występy w Lidze Mistrzów przypominają, iż dana liga istnieje, umieszczają ją na mapie. Liga Konferencji nie ma takiej mocy.
Idź do oryginalnego materiału