To, co wyczyniają w Ekstraklasie, jest porażające. Kulesza musi reagować

3 godzin temu
Kiedy polskie kluby piłkarskie rosną w siłę, a ekstraklasa pnie się w górę w europejskiej hierarchii, poziom sędziowania na szczeblu centralnym szoruje po dnie. O poważnych błędach arbitrów dyskutujemy niemal co tydzień od kilku miesięcy, a PZPN nie robi nic, by tę sytuację naprawić - pisze Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Sędziowska kontrowersja z sobotniego meczu Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa (1:1) zdominowała dyskusję w trakcie dziewiątej kolejki ekstraklasy. Czy Petar Stojanović z Legii, który zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym, był wcześniej faulowany przez Zorana Arsenicia z Rakowa? A jeżeli faulu nie było, jak zdecydował sędzia Jarosław Przybył, to czy w sytuacji, w której zagranie ręką wynikało z pojedynku i braku równowagi Stojanovicia, należało dyktować rzut karny?


REKLAMA


Zobacz wideo Kolejna burza wokół decyzji VAR. Żelazny: Sędziowie stracili szacunek u piłkarzy


Na te pytania - w przeróżny sposób - w ostatnich godzinach odpowiadali eksperci od ekstraklasy. Niejednoznacznie sytuację oceniali choćby w samej Legii. Jej kapitan, Bartosz Kapustka, powiedział Przybyłowi, iż z jego decyzją się zgadza, a trener Edward Iordanescu pieklił się, iż po 20-krotnym obejrzeniu sytuacji wciąż nie może jej zrozumieć.
Nie mam zamiaru rozstrzygać, czy Legia została skrzywdzona, czy nie, bo i ona, i pozostałe kluby ekstraklasy praktycznie co tydzień mają ten sam problem. Od wielu miesięcy poziom polskiego sędziowania szura po dnie, a odpowiedzialny za arbitrów i system VAR PZPN nie robi nic, by sytuacja na szczeblu centralnym uległa znaczącej poprawie.
"Trudno na tym etapie udawać, iż nic się nie stało"
Legia bowiem to tylko jeden z wielu przykładów sędziowskich kontrowersji (pomyłek?) w tym sezonie. Z uwagi na medialność klubu i wagę samego meczu z Rakowem, sytuacja zdominowała media w ostatnich godzinach. Ale to nie znaczy, iż poszkodowany może czuć się tylko jeden klub. Wręcz przeciwnie, w Polsce coraz trudniej znaleźć drużynę, która po ostatnich miesiącach nie ma poczucia, iż chociaż jeden wynik jej meczu nie został wypaczony.
Błędy sędziów to temat przewodni niemal każdej kolejki nie tylko ekstraklasy, ale też pierwszej i drugiej ligi. Kiedy polska piłka klubowa rośnie w siłę, pierwszy raz w historii ma czterech przedstawicieli w fazie zasadniczej Ligi Konferencji, ekstraklasa pnie się w górę w europejskiej hierarchii, a kluby dokonują coraz ciekawszych transferów, bijąc rekordy wydatków, choćby najbardziej szanowani i doświadczeni sędziowie popełniają błąd za błędem. A te błędy coraz częściej bezpośrednio wypaczają wyniki meczów i bardzo mocno odbijają się na postrzeganiu ekstraklasy.


W końcu przed tygodniem zastanawialiśmy się, dlaczego Radomiak Radom nie otrzymał rzutu karnego w meczu z Legią. Meczu, który warszawiacy wygrali pewnie 4:0, ale błąd Szymona Marciniaka (Ruben Vinagre faulował Romario) miał miejsce przy zaledwie jednobramkowym prowadzeniu gospodarzy.
Dla Radomiaka była to sytuacja wyjątkowo bolesna, bo trzy kolejki wcześniej drużyna Joao Henriquesa została skrzywdzona w meczu z Jagiellonią (1:2). "W połowie spotkań skrzywdziły nas decyzje sędziów. Trudno na tym etapie udawać, iż nic się nie stało" - po meczu z Legią pisał na X kapitan Radomiaka Rafał Wolski.
W piątej kolejce, w której sędziowie skrzywdzili Radomiaka w meczu z Jagiellonią, poszkodowane czuć się mogły też Pogoń Szczecin (0:3 z Górnikiem) i Widzew Łódź (0:1 z Cracovią). Widzew, który został też mocno skrzywdzony w czwartej kolejce w spotkaniu z Wisłą Płock (1:1). A przecież to tylko wycinek kontrowersyjnych decyzji i błędów z pierwszych kolejek tego sezonu.
Pomyłki arbitrów to jednak chleb powszedni od wielu miesięcy. Wystarczy tylko wspomnieć o koszmarnym listopadzie zeszłego roku, kiedy sędziowie podjęli kluczowe, błędne decyzje w co najmniej siedmiu spotkaniach w ekstraklasie! Albo o lutowym meczu Legii z Jagiellonią w Pucharze Polski, kiedy - jako sędzia VAR - Marciniak podjął decyzje na niekorzyść drużyny z Białegostoku. A kiedy klub z Podlasia skarżył się na tamto spotkanie, w Warszawie przypominano ligowy mecz z października 2024 r. (1:1), gdy Marciniak w samej końcówce nie podyktował ewidentnego rzutu karnego dla Legii. I można tak w nieskończoność.


Zawodzą ludzie, zawodzi sprzęt
Oczywiście sędziowie to tylko ludzie i mają prawo do błędów. Ale na pewno nie do tylu i nie tak często. Zwłaszcza w dobie systemu VAR. Systemu, który w Polsce także zawodzi. W sobotę z tego powodu sędzia przerwał mecz Radomiaka z Piastem Gliwice. Przed tygodniem Marciniak miał z nim problem w opisywanej sytuacji w spotkaniu Legii z Radomiakiem. Ale problemy techniczne to - tak samo jak w przypadku błędów sędziów - żadna nowość.
- Wozy, które mamy, ale też sprzęt, monitory, serwery - to wszystko ma już po siedem lat i nie jest to najnowocześniejszy sprzęt. Wszelkich usterek i awarii można się w takiej sytuacji spodziewać. Między innym dlatego moje stanowisko jest takie, iż jeżeli chodzi o VAR, trzeba zrobić kolejny krok technologiczny i systemowy. Mianowicie: zbudować nowoczesne centrum VAR, takie, jakie funkcjonuje już w kilkunastu krajach europejskich - mówił w rozmowie z Weszło były szef kolegium sędziów Tomasz Mikulski.
Trudno z nim polemizować, bo kiedy w Polsce szwankują wozy, za granicą - podobnie jak w amerykańskich ligach zawodowych - sędziowie na bieżąco tłumaczą już swoje decyzje kibicom. Tak jest we włoskiej Serie A, a takie rozwiązania testowane były już w Anglii, Niemczech i na letnich Klubowych Mistrzostwach Świata. Publiczne tłumaczenie decyzji ma być też stosowane na przyszłorocznym mundialu.
Ale kiedy świat odjeżdża nam w ekspresowym tempie, w Polsce nie mamy choćby szefa kolegium sędziów. Mikulski, który zrezygnował z funkcji w czerwcu, wciąż nie doczekał się następcy. A to w dużym stopniu odbija się na poziomie sędziowania w Polsce.


Kiedy wkroczy PZPN?
Obowiązki szefa kolegium sędziów pełni Marcin Szulc, a w gronie faworytów do objęcia stanowiska wymieniani są Maciej Wierzbowski, Paweł Sokolnicki oraz Arkadiusz Wójcik. Brak szybkiej, konkretnej decyzji ze strony Cezarego Kuleszy i PZPN doprowadził do dziwacznej sytuacji, którą na portalu TVP Sport wyjaśnił były arbiter - Rafał Rostkowski.
"Mamy w ekstraklasie, również w niższych ligach, kompletny brak jednolitej interpretacji 'Przepisów gry'. Każdy sędzia interpretuje je po swojemu, tak jak czuje, iż byłoby najlepiej - dla niego, nie dla ekstraklasy czy klubów. Jedni starają się brać przykład z arbitrów klubowych mistrzostw świata w USA, gdzie obowiązujące były interpretacje FIFA, inni kierują się raczej szkoleniami UEFA, inni pamiętają o polskich wytycznych z poprzedniego sezonu, a jeszcze inni starają się słuchać… poszczególnych kandydatów na szefa Kolegium Sędziów PZPN" - napisał.
Wybór szefa kolegium sędziów pozwoliłby ujednolicić interpretację przepisów i pozytywnie wpłynąć na decyzje arbitrów, które regularnie nazywane są "niespójnymi". Ale to tylko kropla w morzu potrzeb, bo w tle pozostaje kwestia naprawy coraz częściej i mocniej szwankującego systemu VAR.
Ale poprawy sytuacji - przynajmniej na razie - nie widać. Dlatego przed środowymi hitami Raków - Lech i Legia - Jagiellonia możemy zastanawiać się nie tylko nad kwestiami sportowymi, ale też pytać, kto tym razem zostanie skrzywdzony przez sędziego. I tak przed każdą kolejką. A szkoda, bo przez to w tle zostaje to, co najważniejsze, czyli rosnący poziom rozgrywek.
Idź do oryginalnego materiału