Po niezłym meczu przeciwko Niemkom Polki stanęły przed kolejnym wyzwaniem. We wtorkowy wieczór mierzyły się w Lucernie ze Szwedkami, kolejnymi piłkarskimi gigantkami. To dwukrotne mistrzynie olimpijski, pięciokrotne medalistki mistrzostw świata (na ostatnim mundialu w 2023 r. zajęły trzecie miejsce), pięciokrotne medalistki Euro. Ale nasze piłkarki mogły myśleć o tym, by się odważnie postawić. Skoro zrobiły to z Niemkami, to dlaczego miałoby tego nie zrobić także przeciwko Szwecji?
REKLAMA
Zobacz wideo Moura Pietrzak: Globalne firmy inwestują w kobiecą piłkę, a polskie już nie
Selekcjonerka Nina Patalon dokonała kilku zmian w składzie. Najbardziej widoczna była w defensywie. Oliwia Woś zastąpiła Paulinę Dudek, która w piątek nabawiła się urazu stopy i nie była w stanie dziś zagrać. W drugiej linii Dominika Grabowska zastąpiła Eweliną Kamczyk, a Nadia Krezyman Natalię Padillę-Bidas.
Polki wrzucone na karuzelę
Szwedki zaczęły bardzo dynamicznie, od razu zepchnęły Biało-Czerwone pod własną bramkę. W ciągu kilkunastu minut stworzyły sobie kilka naprawdę groźnych okazji, ale naszym piłkarkom sprzyjało dużo szczęścia. Dwukrotnie Szwedki trafiły w poprzeczkę, dwa razy po strzałach głową - najpierw w drugiej minucie po uderzeniu Kosovare Asllani i dziesięć minut później po próbie Madelen Janogy. Dużo wiatru na prawej stronie robiła Johanna Rytting Kameryd, trzeba było na nią uważać.
Polki mogły wyprowadzać jedynie kontrataki. Większość akcji musiała przechodzić przez Ewę Pajor, która prawie cały czas była podwójnie kryta. Nie była w stanie uciec i się rozpędzić, ale mogła przytrzymać piłkę i uruchomić Krezyman lub Paulinę Tomasiak. Potem brakowało jednak z ich strony dobrego zagrania bliżej bramki. Raz do przodu poszła Martyna Wiankowska, pokusiła się o uderzenie z dystansu, ale to była próba łatwa do obrony dla szwedzkiej bramkarki.
Rywalki prezentowały dużo większą jakość i kulturę piłkarską, imponowały organizacją gry. Narzuciły bardzo dużą intensywność. Przez prawie pół godziny Polki były w stanie wytrzymać szaleńcze tempo tego meczu.
Niestety, wszystko zaczęło się psuć w 27. minucie. Ta bramka to duży błąd Polek w kryciu. Stina Blackstenius, napastniczka Arsenalu, zgubiła Emilię Szymczak przy centrze z prawej strony boiska i nieobstawiona strzeliła głową z kilku metrów. Kinga Szemik była tutaj bezradna.
Od tego momentu nasze reprezentantki zaczęły grać nerwowo i niepewnie, miały problem z wyprowadzeniem akcji, dograniem piłki do Pajor. Brakowało asekuracji z linii pomocy. Z opóźnieniem reagowały Adriana Achcińska i Tanja Pawollek. Napór Szwedek trwał i tylko szczęście oraz dobra postawa Szemik w bramce uratowały Polki przed pogromem do przerwy.
Déjà vu
W przerwie Patalon dokonała dwóch ofensywnych zmian. Kamczyk i Padilla-Bidas zmieniły Grabowską i Krezyman. Obie miały wnieść jakość w szybkich akcjach Polek i wspomóc wyprowadzenie piłki, które zaczęło szwankować. W pierwszych minutach drugiej połowy to rozwiązanie wyglądało co najmniej dobrze. Kamczyk zdołała uruchomić Pajor w ofensywie. Napastniczka FC Barcelony raz odważyła się uderzyć z ostrego kąta, ale piłka odbiła się od nóg jednej z rywalek i wpadła w ręce Jennifer Falk. Blisko sięgnięcia tej piłki była Padilla-Bidas, ale Falk ją uprzedziła. Wielka szkoda, iż w tej sytuacji Pajor nie odważyła się odegrać do dobrze ustawionej Kamczyk, która miała dużo miejsca na strzał ze skraju pola karnego. Chwilę później pomocniczka francuskiego Fleury 91 uderzyła niecelnie z dystansu.
Niestety, po tej akcji Polki praktycznie przestały istnieć w ataku. Szwedki wrzuciły jeszcze wyższy bieg i nikt nie był w stanie ich powstrzymać. Zaczął się koszmar Biało-Czerwonych. W 52. minucie mieliśmy 2:0 dla Szwecji po trafieniu głową Asllani. Urwała się Sylwii Matysik i niekryta uderzyła celnie. Wcześniej Kaneryd efektownie zagrała na jeden kontakt na prawej stronie z Filippą Angeldal. Ich kooperacja układała się wzorowo i sama Wiankowska nic nie mogła z tym zrobić.
Osiem minut później piłka ponownie znalazła się w siatce Polek, ale gol Szwedek nie został uznany, faulowana była Szemik. Ale trzeci gol i tak padł w późniejszej części meczu. Lina Hurtig najlepiej zachowała się przy rzucie rożnym i uderzyła, a jakże, głową. Krycie przy dośrodkowaniach było najsłabszym elementem w grze defensywnej Polek i rywalki bezlitośnie to wykorzystały.
Od 77. minuty Polki były znokautowane, niemalże całkowicie rozbite. Gdyby to był ring bokserki, arbiter mogłaby je liczyć i ogłosić przedwczesny koniec walki. Mimo to Biało-Czerwone nie chciały tak łatwo oddać tej końcówki, walczyły dzielnie do końca. Zanotowały kilka zrywów, jednak w ofensywnie podejmowały same złe wybory. Za to dobrze w bramce wyglądała Szemik - gdyby nie ona, byłoby znacznie gorzej. Popisała się szczególnie w 90. minucie, kiedy efektownie obroniła strzał Angeldal z rzutu wolnego.
Zobacz też: Niewiarygodne, o co prosi Samsonowa przed meczem ze Świątek. Polka w szoku
W doliczonym czasie gry blisko magicznego momentu była rezerwowa, Milena Kokosz. Pięknie uderzyła z dystansu, jeszcze piękniej niż jedna z Niemek w pierwszym meczu Polek, ale jej strzał zatrzymał się na słupku. Naprawdę kilka brakowało do szczęścia.
Polki przegrały 0:3 i już nie mają szans na wyjście z grupy. Nie można odmówić ambicji naszym reprezentantkom, ale w meczu ze Szwedkami to była jakościowa przepaść. Nasze zawodniczki dostały dużą lekcję futbolu.
W sobotę Polki zagrają ostatni mecz grupowy. Zmierzą się w Lucernie z Danią, to wicemistrzynie Europy z 2017 r. Stawką trzecie miejsce w grupie.