Oto najświeższy skandal związany z testami płci w świecie sportu - dwie siatkarki reprezentacji Wietnamu prawdopodobnie nie przeszły testów płci, które na mistrzostwach świata do lat 21 przeprowadziła im Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej (FIVB). Z tego względu zweryfikowane zostały wyniki osiągnięte przez tę kadrę w trwającym w Indonezji turnieju - Wietnam na boisku wygrał z Indonezją, Serbią, Kanadą i Portoryko, ale decyzją FIVB przegrał wszystkie mecze walkowerem.
REKLAMA
Zobacz wideo Rośnie polski nowy mistrz? Hubert Trościanka ze złotem i rekordem świata w dziesięcioboju na mistrzostwach Europy U20
Serwis PPTV HD 36, powołując się na dziennikarzy z Indonezji, poinformował, iż jest to efekt testów płci, jakim FIVB poddała dwie zawodniczki z Wietnamu - Dang Thi Hong i Nguyen Phuong. A do testów doszło po tym, jak trenerka Serbii kwestionowała płeć tych siatkarek.
Czy niedługo kolejne tego typu skandale czekają nas w lekkoatletyce, gdzie zaczęło się wielkie testowanie płci przed wrześniowymi MŚ w Tokio? Dr Jarosław Krzywański w rozmowie ze Sport.pl zdradza, iż testy ruszają również w boksie.
Łukasz Jachimiak: Światem sportu właśnie wstrząsnęła dyskwalifikacja reprezentacji Wietnamu na MŚ siatkarek do lat 21. Powód? Prawdopodobnie dwie zawodniczki nie przeszły testów płci. Tymczasem tydzień, może dwa tygodnie temu, powiedział pan w RMF FM, iż nie ma takiego testu, który jasno mówi, czy ktoś jest kobietą, czy mężczyzną. Mimo to prawdopodobnie już pan koordynuje testy naszych lekkoatletek, które szykują się na wrześniowe MŚ w Tokio, prawda?
Dr Jarosław Krzywański: Tak, bo World Athletics w swoim dokumencie jasno napisała, iż wszystkie zawodniczki, które chcą wystartować na MŚ w Tokio, mają wykonać test, którego celem jest wykazanie braku obecności genu SRY [ang. sex-determining region Y]. Gen SRY jest odpowiedzialny za powstawanie czynnika determinującego rozwój jąder, czyli inicjuje rozwój płci męskiej w życiu płodowym człowieka.
Lekkoatletki mają przyjechać do Tokio z takim negatywnym testem albo ewentualnie będą testowane na miejscu?
- Zawodniczki mają zrobić test wcześniej. Otrzymają link do ściśle strzeżonej platformy, na której umieszczą swój wynik. I tyle. Sama procedura nie jest skomplikowana. Ale całe testowanie jest dla nas kłopotliwe. Zupełnie nie rozumiem, jak World Athletics mogła podjąć decyzję o obowiązkowym testowaniu dopiero 23 lipca. Pismo dostaliśmy od nich dzień później – to wszystko dzieje się w zbyt bliskiej odległości terminowej od mistrzostw świata, które odbędą się już we wrześniu.
Ile czasu trzeba, żeby zrobić ten test?
- W zależności od laboratorium - od kilku dni do dwóch tygodni. Nam się udało w ciągu trzech dni uruchomić procedurę. W Polsce test SRY można zrobić w zasadzie w każdym laboratorium genetycznym. To nie jest jakiś nowoczesny test. Prawdopodobnie wybrano go właśnie dlatego, iż jest prosty i może być tzw. badaniem przesiewowym. A więc nie w tym problem. Zamieszanie zacznie się wtedy, gdy komuś wyjdzie wynik pozytywny.
Są wątpliwości co do wiarygodności tych testów? Widziałem taki czarny humor, iż nagle może się okazać, iż bycia kobietą zacznie się odmawiać choćby komuś, kto urodził dziecko.
- Aż tak to nie. Ale problemy będą. Około 2 procent populacji to osoby interseksualne cechujące się zróżnicowaniem w rozwoju płciowym [tzw. DSD - red.]. Fenotypowo ktoś może wyglądać jak kobieta, a test wyjdzie tej osobie pozytywny. Będą kłopoty.
Przepraszam za pytanie laika, ale myślę, iż wielu kibiców też się zastanawia – jak się adekwatnie wykonuje ten test?
- Można go zrobić z krwi, można też pobrać wymaz z policzka. Samo zrobienie testu to prosta sprawa.
Ale zdążyłem się przekonać, iż są w was, ludziach polskiej lekkoatletyki – choć w panu jako fachowcu pewnie mniej – obawy, czy ktoś nie zostanie skrzywdzony błędnym wynikiem. Próbowałem rozmawiać na temat tego testowania z kobietami od lat związanymi z polską lekkoatletyką i zauważyłem, iż się boją. Mówią, iż kilka wiedzą i rozumieją.
- Ja też wiem tyle, ile wynika z pisma z World Athletics. Obawy są, bo nie jesteśmy specjalistami, o ile chodzi o różnice w rozwoju płciowym. Jest to bardzo skomplikowany i złożony temat, który w takiej ogólnej ocenie wydaje się dosyć prosty. Ja się nie spodziewam, żeby w populacji polskich lekkoatletek coś wyszło, ale jednak zawsze trzeba mieć pokorę. Natomiast od wielu lat toczy się dyskusja, iż w stosunku do jakichś zawodniczek występujących w kategorii kobiet są podejrzenia.
Najwięcej było ich w ostatnich latach co do Caster Semenyi. Mistrzyni olimpijska w biegu na 800 metrów z 2012 i 2016 roku dominowała, korzystając z bardzo wysokiego poziomu testosteronu w swoim organizmie, aż w roku 2019 usłyszała od Rady IAAF [dziś World Athletics] "Nie chcemy jej odmawiać kobiecości, ale pod względem biologicznym Caster Semenya jest mężczyzną". I od tamtego czasu przestała startować.
- Kryterium testosteronowe okazało się złe. Bo przecież choćby o ile ktoś poddał się leczeniu obniżającemu stężenie testosteronu i wykazał się stężeniem, z którym może startować w kategorii kobiet, to taki ktoś przez cały czas ma przewagę. A to dlatego, iż przez wiele lat organizm takiej osoby był poddany działaniu wysokich stężeń hormonów anabolicznych i mimo iż dzisiaj hormony są na poziomie kobiecym, to zdolność do wysiłku dzięki hormonom z przeszłości jest większa. Tak uzyskuje się przewagę.
Czyli kryterium testosteronowe nie wystarczyło, a czy pan, mając wiedzę medyczną o przypadku Semenyi może powiedzieć, iż test SRY pokazałby, iż nie może startować z kobietami?
- Tego nie wiem. Ale w przypadku osób interseksualnych, będą problemy. Nie tylko w lekkoatletyce. Mówię teraz jako lekarz kadry nie tylko w tej dyscyplinie sportu, ale jako lekarz, który koordynuje opiekę medyczną nad przedstawicielami różnych dyscyplin sportu. Do nas, do Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej, zgłosił się również Polski Związek Bokserski, który dostał dokładnie takie same przepisy wykonawcze. Prawdopodobnie to jest kwestia czasu, iż wszystkie światowe federacje sportowe to wprowadzą.
Na to wygląda – wracamy do skandalu z właśnie trwających MŚ siatkarek do lat 21.
- Wie pan, o ile w całej populacji może to dotyczyć dwóch, a choćby trzech procent osób, to na sto przetestowanych kobiet dwie lub choćby trzy będą miały gen SRY. Oczywiście mówimy o populacji ogólnej. Tego nie da się w aż tak prosty sposób ekstrapolować na populację sportowców, a już zwłaszcza na tę grupę elitarnych sportowców, ale na pewno będą pozytywne testy. I pytanie, co będzie po nich. Ludzie z World Athletics tak fajnie piszą, iż pozytywny test nikogo nie wyklucza, iż w takim przypadku po prostu będzie trzeba się poddać dodatkowym badaniom. Ale wygląda na to, iż na razie sami nie wiedzą, jakim badaniom, jak to wszystko ma wyglądać czy kto za to zapłaci.
Przede wszystkim wracamy do dat – zauważył pan, iż bardzo późno wchodzi ten program testowania. Komuś z pozytywnym wynikiem chyba może zabraknąć czasu w wykonanie dodatkowych badań jeszcze przed wrześniowymi mistrzostwami świata?
- Oczywiście. U mnie już kilkanaście zawodniczek wykonało ten test, ale większość jeszcze tego nie zrobiła, bo to technicznie, logistycznie, trudne. Decyzja weszła w życie 23 lipca, my ją dostaliśmy 24 lipca. To jest taki okres w przygotowaniach, iż część zawodniczek przebywa na obozach poza granicami. Po prostu sportsmenki pracują na formę na MŚ. Dlatego większość jeszcze się nie przetestowała. Oczekiwanie na wynik w zależności od laboratorium może potrwać do 14 dni.
Czyli czas goni, a głupio kogokolwiek ponaglać, prawda? Żeby nie zostać posądzonym o jakieś dziwne podejrzenia, iż się myśli, iż komuś test może wyjść pozytywnie?
- Dlatego mówię tylko ogólnie, do wszystkich, iż jako COMS to wszystko koordynujemy. Pobieramy próbki, wyspecjalizowani kurierzy przyjeżdżają do nas po ten materiał i zawożą go do laboratoriów – wszystko działa według sprawdzonego schematu.
Mówi pan, iż kilkanaście lekkoatletek z kadry już test zrobiło – spotkał się pan z obawami?
- Na szczęście nie, ale to dlatego, iż zakomunikowaliśmy to w prawidłowy sposób – po prostu przekazując decyzję Rady World Athletics. To nie jest jakieś nasze widzimisię, to nie jest pomysł zarządu PZLA czy szefa zespołu medycznego. Nie my chcemy robić testy płci. My musimy.
Pytając o obawy, nie miałem na myśli, iż zawodniczki mogły was o coś podejrzewać, tylko myślałem, czy nie boją się na ile wiarygodne będą wyniki.
- Raczej żadna z kobiet nie bała się, iż nagle jej wyjdzie, iż nie jest kobietą, natomiast pojawiają się takie myśli, iż jak test znajdzie u kobiety ten męski gen, bo przecież są różne mutacje, to czy w przypadku - nie daj Boże - pozytywnego wyniku, da się to wszystko wyprostować kolejnymi badaniami i wybronić się w krótkim czasie do mistrzostw świata. Generalnie nie spodziewam się, iż będzie dużo takich przypadków. Już teraz mówię o całym sporcie. Ale każdy taki przypadek będzie na pewno szeroko i bardzo mocno komentowany.
Próbkę mieliśmy we wspomnianym przez pana boksie. Na pewno pan wie, iż nieuznawana przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski światowa federacja tego sportu twierdziła, iż testów płci nie przeszła m.in. Lin Yu-Ting, która pokonała Julię Szeremetę w finale igrzysk w Paryżu.
- Dlatego generalnie to bardzo dobrze, iż testy wchodzą. One ukrócą dyskusje typu: "Przegrała z mężczyzną". Na pewno testy są potrzebne, żeby sportsmenkom nie działa się krzywda. Ale też testowanie powinno być przeprowadzane w taki sposób, żeby zawodniczki miały na wszystko czas, żeby testowanie nie generowało niepotrzebnych obaw. Ja naprawdę rozumiem, iż zawodniczki nie chcą tych testów komentować. Jak ktoś ma chociaż trochę wyobraźni, to jest w stanie sobie wyobrazić różne scenariusze. My jako Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej chcemy, żeby testowanie odbywało się przez nas, a zarządzanie wynikiem było zgodne z zasadami poufności, czyli było odpowiednio chronione.