Początek sezonu nie układa się na razie po myśli piłkarzy Pogoni. Wróciły do nich demony z jesieni zeszłego sezonu, gdy niemal zupełnie nie potrafili wygrywać meczów wyjazdowych. A iż z dotychczasowych czterech spotkań tylko jedno grali u siebie, to i ledwie jedno wygrali. Mimo iż dwie z trzech delegacji odbyli do beniaminków (1:1 z Bruk-Bet Termalicą i 1:2 z Arką Gdynia). W Szczecinie zrobiło się gorąco, pojawiły się pytania o przyszłość trenera Roberta Kolendowicza. Nikt jak dotąd nie spanikował, ale Pogoń musiała wygrać swój kolejny, wreszcie domowy, mecz. Inaczej wszelkie wątpliwości wręcz wystrzeliłyby na poziom kosmiczny.
REKLAMA
Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?
Na Pomorze Zachodnie udał się Górnik Zabrze. Pod wodzą nowego trenera Michala Gasparika to na razie zespół o niestabilnej formie. Zaczęli obiecująco, bo od dwóch zwycięstw z Lechią Gdańsk (2:1) i Piastem Gliwice (1:0). Potem jednak przyszły dwie porażki (1:2 z Lechem Poznań i 0:1 z Bruk-Betem), więc nie do końca wiadomo jeszcze, czego się spodziewać po zabrzanach. Ten mecz mógł udzielić wielu ważnych odpowiedzi dotyczących obu drużyn.
Pogoń trafiała w bramkę zamiast do niej. Górnik miał problem choćby z tym
Początek meczu bez przesadnych szaleństw. Górnik był przy piłce częściej, a choćby w 11. minucie zmusił Valentina Cojocaru do wysiłku. Rumun odbił groźny strzał Taofeeka Ismaheela z okolic 16. metra. Pogoń natomiast odpowiedziała uderzeniem Musy Juwary w słupek. Obramowanie bramki nie było w pierwszej połowie sprzymierzeńcem "Portowców", bo raptem minutę po strzale Gambijczyka w poprzeczkę główką trafił Linus Wahlqvist.
Gospodarze przed przerwą preferowali trafianie w bramkę zamiast do niej, zaś Górnik, poza wyżej wspomnianym strzałem Ismaheela, na cel obrał bandy reklamowe. Kiepsko było u zabrzan z celnością. W efekcie pierwsza połowa spotkania nie przyniosła ani jednego gola.
Górnik w trybie "demolka" po przerwie. Dziesięciominutowe tornado!
Pogoń przysnęła nieco w pierwszym kwadransie spotkania i na swoje nieszczęście powtórzyła to po przerwie. Na jej podwójne nieszczęście tym razem to się zemściło. W 59. minucie głupią stratę "Portowców" na własnej połowie wykorzystał Sondre Liseth, który podkręconym strzałem z lewej nogi trafił idealnie przy słupku. W 66. minucie było już 2:0 po strzale Erika Janży po rzucie rożnym. Dwa brutalne strzały, które zamroczyły gospodarzy.
Ów gospodarze ewidentnie mieli jeszcze mroczki przed oczami, bo w 69. minucie zanotowali kolejną fatalną stratę. Tym razem Ousmane Sow przejął piłkę na połowie rywali, minął Cojocaru i podwyższył na 3:0. Górnik w dziesięć minut upokorzył Pogoń Szczecin. Pogoń, która na boisku nie istniała. Swój sprzeciw wyrazili kibice na stadionie, potężnie wygwizdując każdego zawodnika schodzącego z boiska. Część z kolei wyszła z obiektu jeszcze przed końcem meczu.
Górnik pokazał klasę. Pogoń w bardzo głębokim dołku
Do końca spotkania nic się nie zmieniło. Gospodarzy stać było jedynie na strzał głową prosto w Łubika, który oddał Marian Huja. Górnik za to nic już nie musiał. Prowadził 3:0 i tyle też wygrał. Zdecydowanie najlepszy mecz zabrzan w sezonie. Pogoń? Jak dotąd mogła tłumaczyć się, iż tak słabo to tylko na wyjazdach. Teraz ten argument zniknął.
Pogoń Szczecin - Górnik Zabrze 0:3 (Liseth 59', Janża 66', Sow 69')
Pogoń: Cojocaru - Wahlqvist, Loncar, Huja (72. Biegański), Borges - Ulvestad (72. Smoliński), Przyborek (64. Mukairu) - Juwara, Pozo, Grosicki (72. Koutris) - Koulouris (64. Kostorz)
Trener: Robert Kolendowicz
Górnik: Łubik - Szcześniak (90. Szala), Josema, Janicki, Janża - Kubicki, Hellebrand (88. Donio), Ambros - Ismaheel (88. Abdullahi), Massimo (46. Sow), Liseth (88. Tsiringotis)
Trener: Michal Gasparik
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)
Żółte kartki: Juwara, Wahlqvist (Pogoń)