PiS i Platforma jednym głosem. "Nie daje nam to dobrego świadectwa"

4 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl


Jak Polacy podchodzą do idei organizacji igrzysk w Warszawie w 2024 lub 2044 roku? - Nie daje nam dobrego świadectwa to, iż potrzebujemy bardzo kosztownej imprezy, by dokonać kolejnego skoku cywilizacyjnego, modernizacyjnego. Ale może nie jesteśmy w stanie inaczej, więc róbmy te igrzyska? - mówi w rozmowie ze Sport.pl socjolog sportu Radosław Kossakowski. I zwraca uwagę na to, jak symboliczne byłyby igrzyska odbywające się w 100. rocznicę Powstania Warszawskiego.
Przed zeszłorocznymi wyborami parlamentarnymi prezydent Andrzej Duda ogłosił, iż Polska będzie chciała starać się o organizację igrzysk w Warszawie w 2036 roku. Prawie rok później obecny premier Donald Tusk zapowiedział, iż podtrzymany zostanie pomysł poprzedników, ale zaproponował nowe daty: 2040 lub 2044.


REKLAMA


Zobacz wideo Natalia Kaczmarek ocenia igrzyska i Paryż. "Miasto nie jest moim ulubionym"


W Sport.pl rozmawiamy z naukowcami i specjalistami z różnych dziedzin, których pytamy o ich zdanie na temat organizacji igrzysk w Warszawie. - Słyszymy od polityków, iż brakuje pieniędzy na cele istotne dla społeczeństwa oraz gospodarki. Pieniądze w budżecie są, ale pytanie, czy organizacja igrzysk to wydatek, który chcemy uznać za priorytetowy. A dyskusja o igrzyskach to dyskusja o priorytetach - mówiła nam kilka tygodni temu dr Karolina Tetłak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz rozmawiamy z socjologiem sportu, dr hab. Radosławem Kossakowskim z Uniwersytetu Gdańskiego.
Dominik Senkowski: Polacy chcą igrzysk olimpijskich w Warszawie 2040 lub 2044 czy to jedynie temat wymyślony przez polityków?
Dr hab. Radosław Kossakowski: Na dziś to na pewno idea polityków, którzy prześcigają się na tym polu. Pierwszy był prezydent Andrzej Duda, który jeszcze w zeszłym roku zapowiadał igrzyska, ale w 2036. Teraz pojawia się późniejsza data, a ta związana z 2044 kojarzy się także ze stuleciem Powstania Warszawskiego, więc zwłaszcza w stolicy można byłoby to dobrze sprzedać. To piękna rocznica, ale ryzykowny zabieg, bo Międzynarodowy Komitet Olimpijski unika wiązania igrzysk z jakąkolwiek pozasportową sferą, a zwłaszcza polityczną. W polskiej narracji brzmiałoby to jednak dobrze, iż po 100 latach od powstania miasto na tyle podniosło się, by zorganizować igrzyska.
Perspektywa czasowa pozostaje na tyle odległa, iż w tej chwili każdy polityk może rzucić podobne hasło jak "igrzyska w Warszawie". Oczywiście życząc wszystkim długowieczności, pytanie, czy panowie Tusk i Duda będą za 20 lat na tyle aktywni politycznie, jak dziś? Natomiast społeczny odbiór tego pomysłu pozostało nie do końca sprawdzony.
Co ma pan na myśli?
- Mieliśmy podobne przymiarki w Krakowie kilka lat temu, ale społeczeństwo lokalne storpedowało plany organizacji igrzysk. Wyrosła silna kampania przeciwna imprezie, nastawiona na podnoszenie tematyki wysokości kosztów. To był wyraźny sygnał ze strony społecznej. Dziś sytuacja wydaje się ambiwalentna.


Perspektywa jest na tyle daleka, iż adekwatnie trudno nam się do tego ustosunkować racjonalnie jako społeczeństwo. Część osób oczywiście krytykuje od początku pomysł igrzysk za 20 lat, ale pojawiają się też głosy wskazujące, iż być może znajdziemy się jako kraj już na takim poziomie, który pozwoli nam bez wielkiego obciążenia, przede wszystkim ekonomicznego, zorganizować zawody takiej rangi.
A skąd wiara, iż uda nam się zorganizować igrzyska?
- Widzę takie przekonanie, iż łatwiej nam będzie się zorganizować pod wpływem konkretnego planu, który będzie - jak w tym przypadku - wokół igrzysk niż postawić na pracę organiczną. Mamy też doświadczenie z Euro 2012. Pojawiły się pewne opóźnienia, ale finalnie wiele prac udało się zakończyć do czasu rozpoczęcia turnieju piłkarskiego albo chwilę później. Aczkolwiek to nie daje nam dobrego świadectwa, iż potrzebujemy bardzo kosztownej imprezy, by dokonać kolejnego skoku cywilizacyjnego, modernizacyjnego. Jednak ktoś powie: dobrze, ale może nie jesteśmy w stanie inaczej, więc róbmy te igrzyska? Być może to jest element specyfiki naszej kultury, społeczeństwa, iż takie wielkie cele bardziej nas mobilizują.
Koszty to do dziś największy problem związany z organizacją igrzysk. Jak wydatki są dziś odbierane przez społeczeństwa?
- Francuzi pokazali w tym roku, iż można poradzić sobie z igrzyskami, nie wydając największych sum, a dzięki temu także łagodząc ewentualne protesty społeczne. Aczkolwiek to wynikało ze specyfiki kraju, który był już wcześniej w dużej mierze odpowiednio przygotowany do podobnej imprezy.
Większość organizatorów igrzysk przestrzeliła z budżetem. W Tokio 2021 aż kilkukrotnie, także z uwagi na pandemię. Krytycy zawsze podnoszą przykład Montrealu 1976 - miasto jeszcze w XXI wieku spłacało długi. Z kolei zwolennicy przypominają, iż igrzyska 1984 w Los Angeles skończyły choćby z małym zyskiem. To były pierwsze tak komercyjne igrzyska, gdzie odpowiednio wybrany menedżer znalazł sponsorów, m.in. firmę McDonalds.


Pojawia się też argument, iż w ostatnich latach zawody olimpijskie są głównie wykorzystywane przez państwa niekoniecznie w pełni demokratyczne jak Rosja czy Chiny.
- Jest w tym trochę racji, bo takie państwa nie liczą się z kosztami finansowymi czy ludzkimi. Z drugiej strony mamy jednak powrót do idei olimpijskiej w państwach demokratycznych. W tym roku zawody odbyły się w Paryżu, za cztery lata mają mieć miejsce w Los Angeles, za osiem w Brisbane. Nie udało się zawłaszczyć tego wydarzenia przedstawicielom państw mniej demokratycznych. Skuteczna na tym polu była także krytyka opinii publicznej dotycząca ekologii.
Władze w Brazylii inwestowały w igrzyska w Rio 2016, dwa lata wcześniej odbyły się tam piłkarskie mistrzostwa świata. W tle obserwowaliśmy liczne protesty przeciwko przesuwaniu środków finansowych z innych celów jak ochrona zdrowia czy nauka na sport, infrastrukturę. Czy nasze społeczeństwo byłoby gotowe do podobnych reakcji?
- Akcja mobilizacyjna w Krakowie pokazuje, iż jest to możliwe. Nikt nie palił wtedy opon pod krakowskim ratuszem, ale wpływ protestujących był na tyle silny, iż udało się zatrzymać plany organizatorów. Dziś internet stanowi scenę działań, mobilizacji w przypadku podobnych akcji. Władza zobaczyła wówczas, iż nie ma zgody na jej pomysły. To też pewna zaleta funkcjonowania w demokracji, gdy ludzie mogą sprzeciwić się i wymusić pewne działania lub brak działań ze strony polityków.
Przed Euro 2012 pojawiały się protesty ze strony organizacji feministycznych, które wskazywały, iż brakuje np. przedszkoli czy żłobków, a pieniądze publiczne mają iść na sportową imprezę głównie dla mężczyzn, którzy będą grali w piłkę i oglądali zawody. Wydźwięk tego sprzeciwu nie był jednak największy, a podobne grupy protestujących będą zawsze, aczkolwiek w skali ogólnokrajowej na pewno trudniej o stworzenie takiego nacisku jak lokalnie w Krakowie, a do tego Warszawa jest bardziej kosmopolityczna. Dziś mocnym argumentem może być zaś pytanie, dlaczego rząd zajmuje się igrzyskami, a nie np. budownictwem społecznym. Obserwujemy, jak palący stał się to problem w ostatnim czasie.


W ubiegłym roku w Krakowie odbyły się igrzyska europejskie. Z jakim spotkały się odbiorem społecznym?
- Przemknęły bez większego zainteresowania, choć liczba uczestników i dyscyplin była imponująca. Nie wybrzmiało, iż część tych rozgrywek miało status mistrzostw Europy, a inne odbyły się w ramach kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Organizacyjnie podołaliśmy, ale wyzwanie na pewno było dużo mniejsze niż w przypadku Warszawy 2040 czy 2044. Do tego rozgłos jest zupełnie inny - igrzyska europejskie są mniejsze choćby od mistrzostw świata w siatkówce.


Polska mogłaby zyskać wizerunkowo na organizacji igrzysk w stolicy?
- Dobrze mogłoby rezonować połączenie sportu z Powstaniem Warszawskim. To byłaby przestrzeń do łączenia historii ze zmianami, jakie zajdą do tego czasu jeszcze w Polsce. 100 lat po powstaniu jesteśmy w stanie zorganizować największą imprezę sportową na świecie. Symbolicznie można tym zagrać idealnie - od miasta zrujnowanego działaniami zbrojnymi do organizatora igrzysk. Tu nie trzeba choćby wielkich firm marketingowych, bo to historia typu samograj.


Na zewnątrz moglibyśmy też odciąć się od przekonania, iż "w Polsce to nie może się wydarzyć". Zresztą już podczas Euro 2012 to przeżywaliśmy, gdy BBC pokazywało dokument sugerujący, iż kibice z polskich stadionów będą wracać w trumnach z uwagi na skalę niebezpieczeństwa, a przecież ostatecznie tak się nie działo.
Mamy doświadczenia ostatnich zawodów olimpijskich w Paryżu. Jak igrzyska jako idea są dziś odbierane w Polsce?
- Igrzyska są straszliwie skomercjalizowane, ale przez cały czas mają idealistyczny rys. Tym bardziej iż zaczynamy odczuwać przesyt innymi imprezami sportowymi, a przede wszystkim piłkarskimi. Zbyt wiele spotkań, spada oglądalność meczów piłkarskich. Na igrzyskach rozgrywanych co cztery lata obserwujemy dyscypliny, których nie śledzimy na co dzień, jak np. wioślarstwo, wspinaczka czy kajakarstwo. To sprawia, iż igrzyska są prawdziwym świętem, nie przejadły się tak jak futbol, który moim zdaniem powoli staje się mało zjadliwy.
Idź do oryginalnego materiału