Siedem wygranych w dziewięciu ostatnich meczach i awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. Raków Częstochowa, wciąż pod wodzą Marka Papszuna, nie zagrał we Wrocławiu wybitnego meczu, ale pokonał Śląsk 2:1 i wciąż jest w grze o trofeum. Pierwszoligowiec zaprezentował się przyzwoicie, ale zostaje z niczym.
Zanim spotkanie się rozpoczęło – Raków Częstochowa musiał poradzić sobie z bolesną stratą. Nie chodziło jednak o odejście Marka Papszuna, choć cały czas nie wiadomo, które ze spotkań Rakowa będzie ostatnim pod jego wodzą.
Kontuzji na rozgrzewce nabawił się Stratos Svarnas, a w wyjściowym składzie zastąpił go jego rodak, Apostolos Konstandopulos.
Śląsk – Raków 1:2. Gol Brunesa dał prowadzenie
To jednak nie żaden z obrońców w trakcie pierwszej połowy okazał się bohaterem częstochowian. W 20. minucie było bowiem blisko objęcia prowadzenia przez pierwszoligowca. Po rzucie rożnym strzał oddał Jakub Jezierski, piłkę przechwycił Damian Warchoł i poprawił uderzenie kolegi – Oliwier Zych nie miał już szans na skuteczną interwencję, ale w ostatniej chwili wyręczył go Peter Barath, wybijając zmierzającą do bramki piłkę.
Na boisku nie było widać wielkiej różnicy między pucharowiczem a szóstą drużyną I ligi, choć to Raków przed przerwą był bardziej konkretny i ostatecznie tworzył groźniejsze sytuacje. Prowadzenie mógł objąć już w 9. minucie, gdy Lamine Diaby-Fadiga świetnie naszedł na dośrodkowanie Adriano Amorima. Ale uderzenie z siedmiu metrów pozostawiało sporo do życzenia.
Później zespół Papszuna trochę się schował, ale odżył jeszcze w ostatnich minutach przed przerwą. Najpierw po rzucie rożnym groźnie uderzał Oskar Repka, a w 43. minucie piłka po raz pierwszy w tym spotkaniu znalazła drogę do bramki.
Znów wszystko zaczęło się od dośrodkowania z lewej strony, tym razem zbyt krótko wybitego przez Dijakovicia. Piłka spadła pod nogę Jonatana Brauta Brunesa, a ten fantastycznie uderzył z powietrza! Raków na przerwę schodził z prowadzeniem 1:0.
Wyrównanie Warchoła, gol piętą Makucha
Po zmianie stron do przodu ruszyli gospodarze, nic nie robiąc sobie z tego, iż grają z – na papierze – znacznie silniejszym rywalem. Już cztery minuty po przerwie bliski wyrównania, choć dość przypadkowo, był Piotr Samiec-Talar. Jego centrostrzał odbił się jednak od spojenia słupka z poprzeczką.
Co nie udało się wtedy – dokonało się w 69. minucie. Śląsk miał rzut rożny, dośrodkowanie spadło na środek pola karnego, a tam nabiegał właśnie Damian Warchoł. Piekielnie mocny strzał byłego zawodnika Rakowa wylądował w bramce jego dawnego klubu.
Ale remis widniał na tablicy wyników tylko przez pięć minut. Raków odpowiedział natychmiast i to w sposób, którego nikt się raczej nie spodziewał.
No, prostopadłego podania Amorima do Pieńki jeszcze się spodziewaliśmy. Zagrania Pieńki wzdłuż bramki do Makucha też. Ale uderzenia Patryka Makucha piętą, w dodatku tak sprytnego, iż piłka odbiła się od ziemi i poleciała nad bramkarzem – nie. A właśnie w taki sposób 26-letni napastnik umieścił piłkę w bramce i zapewnił Rakowowi awans do ćwierćfinału Pucharu Polski.
Ostatecznie zwycięstwo częstochowian, choć ich gra nie zachwyciła, trudno nazwać niezasłużonym. Wygląda na to, iż pucharowicz dość gwałtownie otrząsnął się z zamieszania związanego z trenerem i nie przeszkadza mu to w odnoszeniu korzystnych rezultatów. Gorzej wygląda sytuacja w Śląsku, który zaliczył właśnie czwarte spotkanie bez zwycięstwa.
Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa 1:2 (0:1)
- 0:1 – Brunes 43′
- 1:1 – Warchoł 69′
- 1:2 – Makuch 74′
Czytaj więcej na Weszło:
-
Polak wraca do wyjściowego składu. Od razu pomógł drużynie
-
Pogoń Szczecin nie taka słaba? „Groźna, powtarzalna drużyna”
-
Feio o Ibrahimie C.: Jest prawo do obrony i prawo do sprawiedliwości dla ofiary
Fot. Newspix

4 godzin temu








