Pięć szybkich wniosków: Korona – Lech 2:3

kkslech.com 6 dni temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

27 MINUT DUŻEJ PRZEWAGI

Trener Niels Frederiksen wystawił na mecz możliwie najlepszy skład z Mikaelem Ishakiem na czele. Trener Jacek Zieliński zrobił to samo, w środę jego zespół grał rezerwowymi rzucając wszystkie siły na spotkanie z Lechem Poznań, z którym Zieliński do dziś nie przegrał w roli gospodarza od lutego 2013 roku. Tym razem poznaniacy dobrze weszli w mecz z „Koroniarzami”, od początku przeważali, byli skoncentrowani, ułożeni taktycznie, dowodem na przewagę był gol w pierwszym kwadransie zdobyty po efektownej akcji z wykorzystaniem paru szybkich podań po ziemi. Przy stanie 1:0 poznaniacy grali swoją piłkę, lechici kontrolowali ten mecz, ze strony Korony nic nim nie groziło. Tak naprawdę bramka na 2:0 wisiała w powietrzu, ponieważ przeciwnik nie istniał, choć momentami grał wyżej próbując nas przycisnąć, w tym pograć trochę piłką na naszej połowie.

WIELE MINUT BEZ KONTROLI

27 minuta meczu przyniosła niespodziewane rozstrzygnięcie. Wtedy Korona po pierwszej poważnej akcji oddała pierwszy strzał, pierwszy celny i zdobyła gola na 1:1 kończąc tym samym naszą ligową serię bez straty gola (ponad 560 minut). Nagle „Koroniarze” wyrównali, choć z przebiegu meczu nic na to nie wskazywało. Wówczas nasi defensorzy na chwilę stracili koncentrację, byli źle ustawieni, za daleko od rywala był przede wszystkim Michał Gurgul, który odpowiadał za utratę tej bramki. Po tym golu wszystko siadło, nagle Korona napędziła się, Lech stracił koncepcję, przestał atakować, mocno się bronił, na szczęście do przerwy udało się remisować 1:1. Nie wiadomo, dlaczego Lech Poznań nagle przestał grać? Czemu jedna stracona bramka aż tak źle na niego podziałała? Trener Niels Frederiksen tłumaczył to po prostu dobrą grą gospodarzy, którzy po zmianie stron przez cały czas przeważali, gwałtownie zyskali przewagę w statystykach strzałów i po nieco naciąganym rzucie karnym wyszli na prowadzenie. Lech Poznań przegrywał 1:2, bo wcześniej grał po prostu słabo nie mając żadnej boiskowej kontroli nad boiskowymi wydarzeniami oraz nie potrafił utrzymać się przy piłce. Na to po meczu uwagę zwracał sam Niels Frederiksen, który nie był zadowolony z tego elementu.

SZOKUJĄCE 2 MINUTY

Korona Kielce nie cieszyła się długo prowadzeniem, nagle przyszedł okres od 61 do 63 minuty, który odmienił wszystko o 180 stopni. Wszyscy byli w szoku, w szoku byli m.in. trenerzy, kibice, piłkarze, wszyscy oglądający to spotkanie. Nic na to nie wskazywało, ale Lech błyskawicznie odwrócił losy meczu strzelając gola najpierw po rzucie rożnym, a później po wrzutce z prawej strony, dwóch główkach i silnym uderzeniu Patrika Walemarka. Szwed był dziś szalenie efektywny, zdobył hat-tricka odwracając losy tego meczu i wyciągając Kolejorza z piekła do nieba. Korona jeszcze nie zdążyła się otrząsnąć po szybkiej utracie prowadzenia, a już było 3:2 dla Lecha Poznań, który po odzyskaniu prowadzenia przez cały czas nie grał dobrze. Po 63 minutach wynik na tablicy świetlnej był lepszy od gry Kolejorza, który prowadził dzięki wysokiej skuteczności oraz indywidualnej jakości Walemarka mającego w Kielcach swój dzień. Po spotkaniu bardzo rozczarowany był trener przeciwnika Jacek Zieliński, któremu nie podobała się zbyt duża wiara piłkarzy Korony w wygranie tego meczu. Faktycznie. Po golu na 2:1 dla Korony wydawało się, iż Lech już się nie podniesie, zupełnie siądzie mentalnie, kielczanie będą mieli to spotkanie pod kontrolą, a tu nagle 2 gole w 2 minuty wszystko wywróciły. Na taki scenariusz nikt nie był gotowy.

JAKOŚ SIĘ UDAŁO

Nie wiadomo, co Lech Poznań robił po kompromitacji z Resovią Rzeszów, bo w niedzielę gra była kiepska. Dziś dosłownie udało się wyszarpać pełną pulę, końcowy rezultat był dużo lepszy od gry Kolejorza, który miał kontrolę i fajnie wyglądał jedynie do 26 minuty. Później stało się coś, czego nikt się nie spodziewał, Lecha Poznań nie było na murawie, do teraz nie wiadomo, jakim cudem udało się strzelić 2 gole pomiędzy 61 a 63 minutą, ale to nie jest istotne. Jakoś udało się wygrać, Kolejorz po raz 4 z rzędu ograł Koronę w Kielcach, przedłużył zwycięską serię w lidze do 6 wygranych i jeszcze pokonał Jacka Zielińskiego, który wcześniej ostatni raz przegrał z Lechem Poznań w roli gospodarza w lutym 2021 roku. Końcowy wynik zawsze przykrywa wszelkie niedoskonałości, których w niedzielę było mnóstwo. Przede wszystkim oddaliśmy tylko 8 strzałów (4 celne) przy 15 uderzeniach Korony (5 celnych), nie mieliśmy żadnej boiskowej kontroli, wykonywaliśmy mało dośrodkowań i mieliśmy problem z utrzymaniem się przy piłce, o czym zaraz po meczu mówił Niels Frederiksen. Tym razem dział analiz nie popisał się, nikt nie przewidział piłkarzy Korony zmieniających pozycje, którzy czasami wbiegali w inne strefy pojawiając się m.in. za plecami naszych bocznych obrońców. Gol na 1:1 był zaskoczeniem dla Lecha, nikt nie spodziewał się pomocnika rywala w tym konkretnym miejscu za plecami Michała Gurgula, po drugiej stronie jeszcze gorzej radził sobie Joel Pereira, który nie miał swojego dnia. Taktycznie Lech Poznań wyglądał kiepsko, w ataku pozycyjnym najlepiej prezentował się do 26 minuty, kiedy zasłużenie prowadził 1:0.

SPOKÓJ

Gra Lecha Poznań wyglądała jak wyglądała, być może drużyna przechodzi teraz dołek w grze, którą należy przenalizować i poprawić. W każdym razie dziś hat-trick Patrik Walemarka zapewnił spokój po kompromitacji w Rzeszowie i spokój w tabeli. Ta po 10 kolejkach wygląda bardzo dobrze, wszystko jest okej, Lech Poznań znajduje się na dobrych torach będąc w 1. miejscu plasując się na pozycji, na której w lipcu nikt się nie spodziewał i którą ciężko było sobie wyobrazić (hańbę z Resovią tak samo). W czwartek Kolejorz zaskoczył negatywnie, dziś m.in. golami strzelonymi pomiędzy 61 a 63 minutą dla odmiany pozytywnie zaskoczył ponownie wlewając w serca kibiców więcej entuzjazmu i nadziei. Kto wie. Być może za parę miesięcy mecz w Kielcach uznamy za jedno z kluczowych spotkań w okresie 2024/2025? Zobaczymy, to się okaże, na razie Lech Poznań kontynuuje zwycięską serię, jest liderem Ekstraklasy, patrzy na wszystkich z góry, patrzy na inne zespoły, które są coraz dalej od nas. Teraz nie pozostaje nic innego, jak za niespełna tydzień ograć u siebie Motor Lublin. jeżeli sezon 2024/2025 ma zakończyć się pięknie, to trzeba ogrywać beniaminków przy Bułgarskiej. Wygrana dnia 5 października jest obowiązkiem pewnie liderującego Lecha Poznań.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału