PIŁKA NOŻNA. 18 lat temu, 11 października 2006 roku Polska sprawiła dużą niespodziankę, wygrywając z Portugalią 2:1 na starym Stadionie Śląskim w Chorzowie. Jednym z bohaterów tamtego boju był Paweł Golański, do niedawna dyrektor sportowy Korony Kielce, od kilku dni pełniący tę samą funkcję w Motorze Lublin. - W tamtym meczu nie mieliśmy słabych punktów - wspomina popularny "Golo".
Paweł Golański, jeszcze jako dyrektor sportowy Korony Kielce (dziś tę funkcję pełni w Motorze Lublin). Fot. Piotr Stańczak.
W sobotę 12 października na PGE Narodowym Polska zmierzy się z Portugalią w swoim trzecim pojedynku w Lidze Narodów. Przy okazji tego meczu odżywają wspomnienia sprzed lat. Podopieczni Michała Probierza zagrają z utytułowanym rywalem dzień po osiemnastej rocznicy meczu w śląskim "kotle czarownic". 42-letni dziś łodzianin Paweł Golański, wtedy boczny obrońca Korony Kielce, dopiero zaczynał grę w reprezentacji Polki. Ówczesny selekcjoner, Holender Leo Beenhakker obdarzył go zaufaniem.
Jeździ pan na mecze obecnej reprezentacji Polski?
- Tak, oczywiście. Razem z moimi synami byłem na tegorocznym Euro w Niemczech. Zawsze trzymam kciuki za naszą reprezentację, nie wyobrażam sobie w ogóle, żeby miało być inaczej.
Jak pan ocenia nasze szanse w starciu z Portugalczykami na PGE Narodowym?
- Trener Probierz przyzwyczaił nas już do tego, iż lubi zaskakiwać swoimi wyborami. Stąd powołanie dla Maxiego Oyedele (20-letni piłkarz Legii Warszawa, wychowanek Manchesteru United, jego ojciec jest Nigeryjczykiem, matka Polką - przyp. autora) oraz Michaela Ameyawa (24-latek, w tej chwili gracz Rakowa Częstochowa, syn Ghańczyka i Polki - przyp. autora). To oczywiście dobrze, iż poszukuje zawodników, którzy w przyszłości mogą stanowić o sile kadry. Teraz staną przed szansą debiutu przeciwko rywalom z najwyższej półki. Myślę, iż ten mecz z Portugalią oraz następny z Chorwacją (15 października, również na PGE Narodowym - przyp. autora) dadzą pewną odpowiedź, w jakim kierunku zmierza nasza reprezentacja. Poprzednie spotkania ze Szkocją i Chorwacją nie były łatwe, ale pokazały, iż ta drużyna ma potencjał. Oczywiście jest to tylko moje zdanie, każdy ma prawo do własnej opinii i chciałby, żeby zawsze grała efektownie i zwyciężała.
Pan i pańscy ówcześni koledzy z reprezentacji 18 lat temu też zdawaliście sobie sprawę z tego, z kim przyjdzie wam walczyć w Chorzowie. Trzeba dodać, iż start w eliminacjach do Mistrzostw Europy 2008 był kiepski. Najpierw porażka u siebie z Finlandią (1:3), potem remis na własnym boisku z Serbią (1:1), następnie wymęczone zwycięstwo w Kazachstanie (1:0). Zawsze mnie interesuje, także po latach, w jaki sposób Leo zmotywował was do tego stopnia, iż przeciwko Portugalii na boisko wyszła całkiem inna drużyna?
- Mam to wszystko przez cały czas przed oczami. Doskonale pamiętam ten mecz i całe eliminacje, kiedy po raz pierwszy w historii wywalczyliśmy awans do finałów Mistrzostw Europy. Początek nie był udany, trzeci mecz w Kazachstanie też był słabym widowiskiem, ale wtedy najbardziej cieszyło nas to, iż wreszcie wygraliśmy i mamy komplet punktów. Doskonale pamiętam też słowa trenera Beenhakkera, który próbował zdjąć z nas presję związaną z pojedynkiem przeciwko Portugalii. Nie ma co ukrywać, nie byliśmy faworytem, raczej większość osób stawiała nas na przegranej pozycji. Leo na jednej z przedmeczowych odpraw powiedział, iż jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni, iż o wyniku może decydować dyspozycja dnia, ten mecz można wygrać, trzeba "ułożyć go sobie w głowie". Rzeczywiście, na boisku w wielu elementach sprawdziły się te założenia. Myślę, iż porażka 1:2 to i tak był najniższy wymiar kary dla Portugalii, bo mieliśmy więcej sytuacji strzeleckich, oni zdobyli bramkę w 90 minucie.
Bardzo chcieliśmy im udowodnić, iż nie jesteśmy chłopcami do bicia, to było tak silne, iż wznieśliśmy się na wyżyny swoich umiejętności.
Byliście cały czas blisko przeciwnika, umiejętnie wybijaliście ich z rytmu, kreowaliście sytuacje pod jego bramką.
- Agresja była duża, bardzo dobrze funkcjonowały nasze skrzydła, gra w środku pola, stwarzaliśmy okazje do zdobycia goli. Tak naprawdę wtedy nie było w naszym zespole słabych punktów, wszyscy rozegrali świetne spotkanie. To był klucz do sukcesu, a mecz będę pamiętał do końca życia.
Kadr z meczu Polska - Portugalia w Chorzowie (11.10.2006). Zdjęcie z trybuny dawnego "kotła czarownic". Fot. Piotr Stańczak.
Dużo pochwał dostali po meczu boczni obrońcy, właśnie pan i Grzegorz Bronowicki.
- Musimy obiektywnie spojrzeć, jak ta reprezentacja wyglądała w tamtych czasach. Ja grałem w Koronie Kielce, Grzesiek Bronowicki w Legii Warszawa, Radek Sobolewski i Kuba Błaszczykowski w Wiśle Kraków, występowaliśmy w naszej ekstraklasie. Tak naprawdę reprezentacja nie była naszpikowana gwiazdami europejskiego formatu. Jacek Krzynówek, Maciek Żurawski czy "Ebi" Smolarek grali w dobrych, zagranicznych klubach, byli ważnymi postaciami w swoich zespołach, ale nie gwiazdami. Wielu obecnych, czołowych reprezentantów występuje w topowych klubach i jest tam na pierwszym planie.
Ja wychodząc na ten mecz z Portugalią wiedziałem, iż muszę być cały czas skoncentrowany, od pierwszej do ostatniej minuty. Rywal tego pokroju potrafi wykorzystać najmniejszy błąd.
Którego z przeciwników zapamiętał pan szczególnie?
- Najwięcej pojedynków stoczyłem z Simao Sabrosą, Nanim, więcej starć z Cristiano Ronaldo, który do dziś jest gwiazdą swojej reprezentacji, stoczył Grzesiek Bronowicki, ale i mnie się to zdarzało, bowiem Portugalczycy często zmieniali pozycje. Chęć udowodnienia rywalowi, iż nie jesteśmy gorsi, była tak we mnie jak i kolegach ogromna.
Oglądałem to spotkanie jako kibic, na jednym z sektorów w pobliżu nieistniejącej już wieży na Stadionie Śląskim. choćby najwięksi optymiści na trybunach byli w szoku, widząc co wyprawiacie. Po 18 minutach i dwóch golach "Ebiego" Smolarka prowadziliśmy 2:0 i wcale nie było to dzieło przypadku.
- Doskonale pamiętam tamten stadion i jego atmosferę, także całą otoczkę. Wiedzieliśmy, iż obiekt będzie pełny (na trybunach zasiadło ponad 40 tysięcy osób - przyp. autora), zainteresowanie meczem było duże. Mieliśmy świadomość tego, iż miliony kibiców obejrzą nas w telewizji. To również dodawało nam odwagi. Zaprezentowaliśmy topowy poziom.
Skrót meczu Polska - Portugalia 11 października 2006 roku w Chorzowie.
Pan też miał wówczas bardzo dobry okres w karierze, wyróżniał pan się w Koronie Kielce, wzrosło zainteresowanie pańską osobą ze strony innych klubów.
- Myślę, iż to faktycznie był przełomowy moment w mojej karierze. Kilka miesięcy później trafiłem przecież do Steauy Bukareszt, topowego klubu w Rumunii, gdzie miałem okazję grać w Lidze Mistrzów, w europejskich pucharach. Oczywiście, zawsze po latach analizujemy, czy coś mogło potoczyć się lepiej. Miałem oferty także z FC Porto i ligi włoskiej, z Napoli, ale życie napisało taki scenariusz a nie inny. Jestem dumny z tego, co zrobiłem w reprezentacji i piłce klubowej. Teraz skupiam się na czymś innym, jako dyrektor sportowy mogę przyczynić się do innych korzyści dla klubu.
Jeszcze niedawno pełnił pan tę funkcję w Koronie Kielce, teraz w Motorze Lublin. Z tej racji ma pan wiele okazji, aby spotykać się z dawnymi kolegami, także tymi z reprezentacji.
- Zgadza się, takich sytuacji było i jest wiele. To są zawsze miłe chwile, mam okazję powspominać, żartować, przypomnieć sobie te fajne momenty. Znajomości, przyjaźnie, które nawiązujemy w piłce nożnej, ale w ogóle w sporcie, pozostają na całe życie.
Atmosfera w kadrze za czasów Leo Beenhakkera była znakomita. Kiedyś jeden z moich kolegów przyznał, iż wtedy na zgrupowania jeździło się z euforią i uśmiechem.
Nie kierowały nami jakieś aspekty finansowe, człowiek był dumny z tego, iż reprezentuje swój kraj, w koszulce z orzełkiem na piersi. Zawsze, kiedy przychodzi nam grać z Portugalią, te wspomnienia z Chorzowa powracają.
Trzeba dodać, iż właśnie za kadencji Leo kadra zaczęła grać w Kielcach, gdzie pan był wiodącą postacią i kibice do dziś darzą pana szacunkiem.
- Wtedy Kielce miały najnowocześniejszy stadion w Polsce, więc nie było w tym nic dziwnego, iż gra tu reprezentacja. Ja miałem z tego powodu dodatkową satysfakcję. Żałuję tylko, iż nie wystąpiłem w meczu z San Marino, który wygraliśmy 10:0. Dostałem powołanie, wtedy już jako zawodnik Steauy, ale odniosłem kontuzję i nie mogłem pojawić się na spotkaniu (w sumie w pierwszej reprezentacji Golański rozegrał w latach 2006-09 14 meczów i strzelił jednego gola - przyp. autora).
Posiada pan jakieś pamiątki, gadżety z tamtego meczu?
- Najwięcej było koszulek, ale większość w kolejnych latach przekazałem na różne licytacje i aukcje charytatywne. W ten sposób mogłem pomóc potrzebującym. Wspomnienia mam w głowie i sercu.
WSPOMNIENIA Z MECZÓW Z PORTUGALIĄ W LATACH 2006-07:
- Euzebiusz Smolarek: podczas meczu z Portugalią wiedziałem, iż to może być mój wieczór
- Czekamy już 18 lat! Polska zagra z Portugalią, wracają wspomnienia z Chorzowa
- Jacek Krzynówek o pamiętnym golu w meczu z Portugalią: na boisku trzeba być pozytywnym wariatem
- 11 października - piękny dzień dla polskiej piłki nożnej w XXI wieku! Wygrywaliśmy z Portugalią, Czechami, Niemcami oraz Irlandią!
- Na biało-czerwonym szlaku: pomeczowa analiza (epilog)