Madison Keys lepiej serwowała, Madison Keys mocniej i pewniej uderzała, Madison Keys zdobyła więcej punktów w całym meczu (111:100), Madison Keys niespodziewanie, ale zasłużenie pokonała Igę Świątek w półfinale Australian Open. Takie są fakty.
REKLAMA
Zobacz wideo
Trudno oglądało się ten mecz, gdy w drugim secie Amerykanka rozbijała Polkę. Przez cały turniej to Iga szła, wygrywając sety 6:0 i 6:1, aż nagle sama poczuła, jak to jest nie mieć nic do powiedzenia. Keys wygrała drugą partię 6:1 w 27 minut. Wychodziło jej absolutnie wszystko, kapitalnie zareagowała po przegranym 5:7 pierwszym secie. Ale później rewelacyjną reakcję pokazała Świątek. Keys to doświadczona, 30-letnia, zawodniczka, która ma kapitalny początek roku i za chwilę wróci do światowego top 10 (teraz jest na 14. Miejscu). Amerykanka bez wątpienia grała jeden z meczów życia, a Polka nie pękła.
Świątek nie wytrzymywała nerwowo. Ale potrafiła zareagować
Generalnie w tym meczu Igę zawodził serwis (popełniła aż siedem podwójnych błędów serwisowych i dała się przełamać aż osiem razy), a wiele razy zawodziły ją też nerwy (popełniła aż 40 niewymuszonych błędów przy tylko 22 uderzeniach kończących - Amerykanka miała bilans 36:41). Świątek bywała zbyt niecierpliwa. Zdarzało się, iż na siłę rywalki próbowała odpowiadać jeszcze większą siłą, co odbierało jej kontrolę uderzeń. Ale tym razem nie zobaczyliśmy tego scenariusza, który już dobrze znamy. Iga wpadła w poważne tarapaty i próbowała znaleźć wyjście z nich nie poprzez bicie głową w mur, co zdarzało się jej w przeszłości, tylko próbowała to zrobić dzięki ogromnej pracy w obronie. Dzięki wręcz cierpieniu w grze defensywnej. Gdy odgrywała piłki kucając czy niemal klęcząc na jednym kolanie, komentujący mecz w Eurosporcie Dawid Celt mówił, iż Iga robi to tak, jak kiedyś robiła Agnieszka Radwańska. Celt swoją żonę zna najlepiej. Również z kortu, bo przez lata był jej sparingpartnerem.
Takie granie Świątek już było dowodem postępu. I to granie prawie doprowadziło do wielkiego sukcesu. Przy stanie 7:5, 1:6, 6:5 i 40:30 Świątek miała meczbola. Przy swoim serwisie. Nie wykorzystała go, Keys zdołała doprowadzić do tie-breaka i w nim to Amerykanka wyszarpała sobie zwycięstwo.
Świątek wygrała choćby więcej niż Sabalenka. Ale liczą się wielkoszlemowe tytuły
Gdyby wygrała Świątek, na pewno zobaczylibyśmy jeszcze większy wybuch euforii jej sztabu niż ten, który oglądaliśmy po pierwszym secie. Wówczas najmocniej cieszyła się Daria Abramowicz. Psycholożka świetnie znająca Świątek wiedziała, jak ważne było to, iż Iga wytrzymała partię, w której uciekło jej prowadzenie 5:2.
Sztab Igi Świątek screen z Eurosportu
Strasznie szkoda, iż Idze uciekła wygrana w tym półfinale. Naprawdę była o włos, mimo iż – jeszcze raz podkreślmy – Keys grała świetnie i koniec końców była lepsza.
Wygranie takiego meczu, w takich warunkach, czyli na szybkim, twardym korcie, na jakim rywalka czuje się najlepiej – byłoby twardym dowodem rosnących możliwości Igi. Ci, którzy patrzą tylko na turnieje wielkoszlemowe, potrafią rozpowszechniać fałszywą narrację, iż Iga jest świetna wyłącznie na kortach ziemnych. Tymczasem prawda jest taka, iż nikt w ostatnich latach nie wygrał tylu meczów na kortach twardych co Polka (161 meczów od 2020 roku). Nikt, choćby Aryna Sabalenka (154 zwycięstwa od 2020 roku). Ale oczywiście dwa mistrzostwa Australian Open i jedno US Open, jakie zdobyła Białorusinka, muszą stawiać ją nad Polką. Szlemy są najważniejsze.
Ogromnie interesujący byłby finał Świątek – Sabalenka. Faworytką pozostawałaby broniąca tytułu Sabalenka. Ale to byłby mecz nie tylko o tytuł, ale również o prowadzenie w światowym rankingu. A podchodząc do takiego meczu Świątek miałaby w dorobku już wielkoszlemowy tytuł na kortach twardych w US Open i wielkoszlemowy finał na kortach twardych w Australian Open. To już by było „całkiem nieźle" jak na kogoś, o kim mówi się, iż nie jest specjalistą od robienia dużych rzeczy na „hardach".
Po przegranym półfinale z Keys Iga pozostaje z łatką geniuszki, ale tylko na paryskiej ziemi, gdzie zdobyła już cztery wielkoszlemowe tytuły. Tak naprawdę na kortach twardych też nie ma się czego wstydzić (pozostańmy choćby przy wygranym US Open i dwóch półfinałach Australian Open), ale z pewnością stać ją na więcej. Trzeba tylko i aż dalej pracować.
Drugi półfinał Australian Open w karierze Świątek rozegrała o niebo lepiej niż pierwszy (w 2022 roku przegrała z Danielle Collins 4:6, 1:6). Dziś trudno się z czegoś takiego cieszyć. Ale za jakiś czas pewnie to będzie całkiem niezła baza do dalszego budowania się na tym twardym terenie, na którym Iga bardzo osiągać podobnie historyczne rzeczy jak na swojej ulubionej mączce.