Ależ to było znamienne. Doliczony czas gry, jednobramkowe prowadzenie, Bartłomiej Drągowski łapie piłkę i wykopuje ją byle dalej od bramki. Do nikogo. Prezent dla Maltańczyków. Koledzy mają do niego pretensje, on tylko rozkłada ręce. Mija kilkanaście sekund, a rywale znów są z piłką pod jego polem karnym, dośrodkowują i mają rzut rożny, po którym musi wypiąstkować piłkę. Ale taka była tego wieczoru reprezentacja Polski: brakowało w jej grze pomysłu, spokoju i rozsądku.
REKLAMA
Zobacz wideo Bohater reprezentacji Polski w życiowej formie! Absolutny fenomen
Mimo to, udało jej się utrzymać prowadzenie 3:2 do końca i zakończyć eliminacje ważnym zwycięstwem, które przybliża ją do miejsca w pierwszym koszyku przed losowaniem barażowych par.
Wielkiej radości, jak miesiąc temu w Kownie po pokonaniu Litwy, jednak nie było. Po meczu żaden z polskich piłkarzy nie podniósł choćby rąk do góry. Panowało poczucie ulgi, iż mimo słabej gry udało się zdobyć trzy punkty. Piłkarze spokojnie podeszli pod trybunę z polskimi kibicami i wyglądało to tak, jakby czekali na ich reakcję. Czy docenią zwycięstwo, czy ponarzekają na styl. Poniosły się jednak wzajemne brawa i ulubiona ostatnio przyśpiewka: "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się!"
Malta - Polska. Fatalna pierwsza połowa. Kibice tracili cierpliwość
Wszystko o występie Polaków na Malcie powiedziało to, co wydarzyło się tuż po golu Roberta Lewandowskiego. Choć dał on prowadzenie, to wielkiej euforii nie było. Jan Urban stał przy linii bocznej, ale nie świętował, tylko od razu przywoływał do siebie Jakuba Kamińskiego, by przekazać mu kilka uwag. Rozmawiali kilkanaście sekund. Następny na korepetycje przyszedł Paweł Wszołek. Zdobyta po rzucie rożnym bramka nie zmieniła bowiem trzeźwej oceny selekcjonera – do poprawy było bardzo dużo. Pewnie, gdyby mógł, to wołałby do siebie wszystkich piłkarzy po kolei. Jego drużyna, mając za przeciwnika 166. zespół w rankingu FIFA, stwarzała mniej groźnych okazji pod bramką niż w piątek przeciwko Holandii! Doprawdy, chwilami trudno było w to uwierzyć. Minęły raptem trzy dni, najważniejsi piłkarze byli na boisku, a jednak – grali zupełnie inaczej.
Urban niemal całą pierwszą połowę oglądał, stojąc na skraju wydzielonej dla trenera strefy. Pokrzykiwał i gestykulował. Widać było, iż nie jest zadowolony z gry. Od razu przypomniała nam się konferencja prasowa, na której mówił, iż chce, by jego piłkarze zagrali tak, jak z Holandią – czyli z podobną determinacją, oddaniem i energią. Nadmieniał, iż bycie faworytem nie wystarczy, by odnieść zwycięstwo. Ostrzegał też, iż nie da się wygrać meczu na stojąco. Niestety, jego piłkarze postanowili spróbować. Efekt był opłakany.
Polscy kibice też mieli tego dosyć. Wściekali się i krzyczeli: "Co to ma być?! Grajcie pressingiem! Ruszcie się!".
Trudno się dziwić. Właśnie ta "gra na stojąco" irytowała najbardziej. Polacy nie potrafili Maltańczyków w żaden sposób zaskoczyć. Ale niech przemówią liczby: polscy piłkarze wykonali w pierwszej połowie trzy udane dryblingi, a sam Ilyas Chouaref, zawodnik FC Sion ze szwajcarskiej Super League, miał ich siedem. Druzgocąca statystyka, oddająca skalę problemu.
Maltańczycy pracowali na gola i w 36. minucie go strzelili. Wykorzystali błędy Tomasza Kędziory i Jakuba Kiwiora, a także (kolejne do kolekcji) złe ustawienie Michała Skórasia w polu karnym. To był ich pierwszy gol strzelony Polsce w historii. Dotychczas wszystkie pięć meczów przegrali do zera. Mało tego! Gdy sędzia skończył pierwszą połowę, to Maltańczycy schodzili z większym niedosytem. Obiektywnie – stworzyli lepsze sytuacje i byli bliżej zdobycia drugiej bramki. Ich xG (liczba goli oczekiwanych) wynosiła 1,58, a Polaków – zaledwie 0,41.
Malta - Polska. Najgorszy mecz Zalewskiego od dawna
Polakom do przerwy nie wychodziło prawie nic. Kolejny przykład? Piotr Zieliński i Nicola Zalewski mieli do spełnienia dwie misje: pomóc reprezentacji wygrać z Maltą i nie dostać w tym meczu żółtej kartki. Obaj byli w tej samej sytuacji – kolejna kartka eliminowała ich z następnego meczu, czyli marcowego półfinału baraży. O krok od zawieszenia był też Jan Ziółkowski, ale jego akurat Urban profilaktycznie posadził na ławce rezerwowych. W przypadku Zielińskiego i Zalewskiego miał pewnie nadzieję, iż dzięki swojemu doświadczeniu będą potrafili zapanować nad emocjami. Ale nie – Zalewski już w 18. minucie sfaulował rywala i zasłużenie dostał żółtą kartkę. Po co był ten faul? W tak niegroźnej sytuacji?
Urban zdjął Zalewskiego już w przerwie i zastąpił go Karolem Świderskim. Nie tylko żółta kartka miała to wpływ. Argumentów, by zostawić go w szatni, było więcej. Grał bez energii. Nie dryblował, choć jest to dla niego charakterystyczne. Ale tylko wtedy, gdy jest w dobrej formie. Teraz nie jest.
Oto najdłuższe pięć minut w historii Malty
Zaraz po przerwie wydawało się, iż w grze Polski coś się zmieni – pomogło wejście Świderskiego, reszta piłkarzy też zaczęła grać szybciej, a efektem tego był gol Pawła Wszołka w 59. minucie. Polscy piłkarze - faulem w polu karnym - sami się jednak wyhamowali. Wtedy rozpoczęło się najdłuższe pięć minut w historii Malty.
To wszystko, co działo się między 63. a 68. minutą przyprawiało o palpitacje. Podsumujmy po kolei. Polska strzeliła gola na 3:1, ale w tej samej akcji, kilkadziesiąt sekund wcześniej, w drugim polu karnym Kiwior dopuścił się faulu. Sędzia Igor Pajac nie dostrzegł jednak przewinienia, gra była kontynuowana, a Świderski w końcu trafił do bramki. Między faulem a golem minęło tyle czasu, iż wielu polskich kibiców nie pamiętało już o możliwym przewinieniu. A może nie chciało pamiętać i wolało cieszyć się z gola? Co innego Maltańczycy – oni od razu po golu wskazywali rękami na pole karne Drągowskiego. Zaczęło się wyczekiwanie. Sędzia przykładał palce do ucha, nasłuchiwał wieści od sędziów VAR. W końcu sam podszedł do monitora. Wydawało się wtedy, iż siedzący tuż przy trybunie prasowej kibice z Malty, oszaleją. Niektórzy nie czekali choćby na werdykt i fetowali samo podejście sędziego do ekranu. Inni – bardziej powściągliwi – łapali ich za ręce i prosili o spokój.
Później cieszyli się już wszyscy. Najpierw, iż sędzia podyktował karnego, a po chwili – iż Teddy Teuma pewnie go wykorzystał. Zamiast 3:1 było 2:2. Ależ to była radość! Do strzelca podbiegli wszyscy piłkarze, na boisku znaleźli się też rezerwowi i członkowie sztabu. Najdłuższe pięć minut przyniosło największą w historii radość? Tak to wyglądało.
Polskę uratował dopiero strzał Zielińskiego i rykoszet, który zmylił bramkarza. Dziennikarze i kibice kolejny raz ustawili się za plecami komentatorów TVP, by na ich monitorach zobaczyć, jak piłka w ogóle znalazła się w siatce. Trybuny od murawy oddzielała szeroka bieżnia, więc nie było tego widać. Na stadionie Ta’ Qali nie ma też telebimu z powtórkami. - Ale fart! – podsumował jeden z dziennikarzy, wracając na swoje miejsce.
Kilka minut po meczu, gdy piłkarze byli już w szatni, a większość kibiców opuściła trybuny, Zieliński stanął przed kamerami TVP. Polacy, którzy pozostali na stadionie, zaczęli głośno skandować "Piotrek Zieliński". Nie przerywali tego ani na moment przed dobrych kilkanaście sekund. Widać było, iż są mu wdzięczni nie tylko za strzelenie zwycięskiego gola i asystę przy pierwszej bramce, ale za bardzo dobrą grę w ostatnich meczach. Zieliński u Urbana ustabilizował formę i jest jednym z najważniejszych piłkarzy.
Malta - Polska. Oto największa różnica względem meczu w Kownie
Malta należy do najbezpieczniejszych państw na świecie. Przestępczość? adekwatnie nie istnieje. Miejscowi podchodzą do siebie z takim zaufaniem, iż potrafią zostawić w samochodzie kluczyki, gdy parkują przed marketem. Policja ma zatem sporo wolnego czasu, spacerowym tempem snuje się po wyspie i pilnuje przede wszystkim, by turyści nie wychodzili w strojach kąpielowych poza plażę. Również podejście do policji jest tutaj nieco inne niż w Polsce. Funkcjonariusz ma obywatelowi pomóc, a nie podejrzliwie na niego patrzeć.
Dlatego w ostatnich dniach słyszeliśmy, iż maltańska policja może nie być przygotowana na najazd kibiców z Polski, którzy ostatnio mają na pieńku z władzami i PZPN-em. Trzy godziny przed meczem te zapowiedzi wydawały się znajdować potwierdzenie, bo na spotkanie polskich kibiców, które odbyło się na placu św. Jerzego w zabytkowej części Valletty, pofatygowało się raptem kilku policjantów. Kibiców było tymczasem kilkuset. Ale do żadnych zamieszek nie doszło. Kibice wnosili kolejne przyśpiewki, a policjanci przyglądali się temu z uśmiechem.
Co innego pod stadionem. Tam policjantów było znacznie więcej. Również tacy wyposażeni w tarcze i poruszający się konno. Z kolei ci, którzy odpowiadali za przeszukania kibiców wchodzących na stadion, byli niezwykle skrupulatni. Przeszukania – również dziennikarzy – były znacznie dokładniejsze niż na zdecydowanej większości meczów. Sprawdzano każdy zakamarek plecaków, niekiedy wypakowywano ich zawartość.
Ale na kilka się to zdało. Polscy kibice i tak zdołali wnieść race. Pierwszą odpalili jeszcze przed meczem, w trakcie odgrywania Mazurka Dąbrowskiego. Kolejne cztery – na początku drugiej połowy, tuż przed golem Wszołka. Ich zachowanie było jednak znacznie lepsze niż w Kownie i trzy dni temu w Warszawie. Race nie poleciały w kierunku murawy, leciało też mniej przekleństw. Nie było politycznych wstawek, pozdrowień dla Karola Nawrockiego i "pozdrowień" dla Donalda Tuska. Kilkukrotnie wybrzmiało za to "Jeb** PZPN". Przez większość meczu kibice wspierali jednak zespół. Piłkarze też to docenili i po meczu podeszli pod trybuny, by podziękować za doping.

2 godzin temu













![Polscy piłkarze lepsi od Malty [ZDJĘCIA]](https://radio.lublin.pl/wp-content/uploads/2025/11/EAttachments9080841b969421a7dfc524178f57b4e78e5237e_xl.jpg?size=md)