Ostatnia minuta, a Szczęsny robi coś takiego. "Co to było?!"

2 godzin temu
Wojciech Szczęsny rozgrywał prawdopodobnie jeden z ostatnich meczów w tym sezonie, bo za chwilę do bramki wróci Joan Garcia. I kilka brakowało, a zakończyłby swoją ratunkową misję absurdalnym błędem. W 90. minucie, przy wyniku 3:3, postanowił okiwać napastnika rywali. Stracił piłkę i stracił czwartego gola. Uratował go VAR - sędziowie dopatrzyli się, iż był faulowany. Barcelona zremisowała z Club Brugge, a Polak mógł odetchnąć.
Po co to adekwatnie było?! Czemu służyło?! Wojciech Szczęsny w samej końcówce meczu dostał podanie od Alejandro Balde. Podanie, jakich wiele. Romeo Vermant, napastnik Club Brugge, momentalnie ruszył w jego kierunku. Co zrobiłoby dziewięciu na dziesięciu bramkarzy w takiej sytuacji, w tej minucie i przy tym wyniku? Wybiłoby piłkę przed siebie, byle zminimalizować ryzyko. Co zrobił Szczęsny? Spróbował okiwać rywala. Stracił jednak piłkę i gola. Komentatorzy zdążyli już powiedzieć, iż Szczęsny przeżywa swój koszmar, ale wtedy do akcji wkroczył sędziujący to spotkanie Anthony Taylor. Obejrzał sytuację na monitorze, dostrzegł, iż Vermant zahaczył nogę Szczęsnego i anulował gola. Polak tylko szeroko się uśmiechnął. Odetchnął.


REKLAMA


Zobacz wideo Iordanescu zwolniony! Wilkowicz: Zawdzięczamy mu niewiele. Był niepodrabialny


Z jednej strony - gdyby rywal nie trafił go w nogę, zwód pewnie by mu wyszedł i piłki by nie stracił, a całej historii by nie było. Zresztą, Szczęsny od początku, zaraz po upadku, sugerował sędziemu, iż był faulowany. Z drugiej jednak strony - ryzyko było w tej sytuacji kompletnie niepotrzebne.


Wojciech Szczęsny rozegrał jeden z ostatnich meczów w tym sezonie. Mógł być sfrustrowany
Ależ to się oglądało! Cios za cios. Akcja za akcję. Club Brugge na 1:0 w 6. minucie, Barcelona na 1:1 już dwie minuty później. W dodatku obie bramkowe akcje były niemal identyczne – napędzone prawym skrzydłem, a zakończone dobrym dośrodkowaniem przed bramkę i strzałem tuż obok bramkarza. Kopiuj-wklej. Ale nie minęło dziesięć minut, a Carlos Forbes, niezwykle szybki skrzydłowy Brugge, do asysty przy pierwszej bramce dołożył gola. Barcelona ponownie - jak już wiele razy w tym sezonie - była bezradna przy kontrataku rywali.
Tuż po golu na 2:1 realizator zbliżył kamerę na twarz Wojciecha Szczęsnego, Wydawał się on sfrustrowany i bezradny. Trudno się dziwić, bo jak tylko wicemistrzowie Belgii ruszali do ataku, to po chwili musiał wyciągać piłkę z siatki. O ile przy pierwszym strzale był bliski, by odbić piłkę, o tyle przy drugim nie miał już żadnych szans. Forbes uderzył poza jego zasięgiem.
Ten mecz – prawdopodobnie jeden z ostatnich w tym sezonie, bo po listopadowej przerwie reprezentacyjnej do bramki powinien wrócić Joan Garcia – zupełnie nie układał się po myśli Szczęsnego. Club Brugge był bardzo konkretny – oddał Barcelonie piłkę, pozwolił jej prowadzić grę i mieć pozorną kontrolę, ale nieustannie polował na kontrataki. I cztery z nich kończył celnymi strzałami – dwa wpadły do bramki, a dwa pozostałe nie były zbyt groźne i Szczęsny bez problemu je wyłapał. Nie miał jednak w tym meczu, jak choćby w El Clasico, żadnej spektakularnej interwencji. W przeciwieństwie do meczu z Realem Madryt nie ratował zespołu w beznadziejnych sytuacjach. Co mógł wpuścić – wpuszczał. Co musiał obronić – bronił.


Znów potwierdziło się, iż Barcelona w tym sezonie broni znacznie mniej skutecznie niż w poprzednim, a przede wszystkim – ma znacznie większe
"Nie wiem, co Lewandowski ma w DNA"
Kamera podążała dalej i w 42. minucie zatrzymała się na siedzącym na ławce Robercie Lewandowskim. Część mediów – m.in. madrycka Marca – przewidywało, iż Polak zacznie ten mecz w wyjściowym składzie. Wrócił już bowiem po kontuzji odniesionej w październikowym meczu z Litwą, w ostatnim ligowym spotkaniu z Elche rozegrał kilkanaście minut, a we wtorek pojawił się na przedmeczowej konferencji prasowej. Zapewniał na niej, iż czuje się dobrze i jest gotowy do gry. Siedzący obok Hansi Flick zachwycał się natomiast jego profesjonalizmem i nie mógł uwierzyć, jak gwałtownie Lewandowski się zregenerował. - Nie wiem, co ma w DNA, ale w trzy tygodnie wyleczył kontuzję, która powinna wykluczyć go na pięć tygodni – stwierdzi Niemiec.
Temat kontuzji i urazów, które trapią Barcelonę od początku sezonu, był jednym z głównych na tej konferencji. Lista niedostępnych piłkarzy wciąż jest bowiem długa: Raphinha, Pedri, Gavi, Joan Garcia, Marc-André ter Stegen. Dlatego Flick cieszy się z każdego zawodnika, który wraca do treningów. – Kiedy Lewandowski i Dani Olmo wrócili, treningi zaczęły wyglądać inaczej. Poziom znacznie się podniósł. Poziom młodych zawodników również wzrósł. Dlatego potrzebujemy tych zawodników, żeby w pełni wykorzystać nasz potencjał. Zobaczcie, poprzedni sezon zaczynaliśmy mając w ataku Lewandowskiego, Raphinhę i Yamala, którzy byli w najlepszej formie, co od początku pozwoliło nam zbudować pewność siebie. W tym sezonie straciliśmy wielu zawodników, którzy teraz powoli wracają. Docieramy do punktu wyjścia – stwierdził Flick i dodał, iż był zadowolony z meczu z Elche. – Dynamika i nasza werwa zdecydowanie się poprawiły. Zrobiliśmy duży krok naprzód.
I może dlatego w Brugii wystawił ten sam skład. Lewandowski zaczął więc na ławce rezerwowych, a w ataku Barcelony grał Ferran Torres. I to on w 8. minucie wykorzystał bardzo dobre podanie Fermina Lopeza. Polak zmienił go w 59. minucie. I tuż po tym, jak pojawił się na boisko, mecz znów przyspieszył. Najpierw Lamine Yamal przeprowadził akcję, która wyglądała, jak wyjęta z albumu Leo Messiego – dynamicznie ruszył sprzed pola karnego, minął dwóch rywali, odbił piłkę od nóg Fermina Lopeza, dzięki czemu wdarł się z nią w szestanstkę i delikatnym strzałem tuż przy słupku zwieńczył dzieło. Piłkarze Barcelony ledwie skończyli się cieszyć, a Carlos Forbes ruszył z kolejną kontrą. Tym razem uciekł Alejandro Balde i w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym delikatną podcinką przeniósł piłkę obok niego – trafił idealnie, w dolny róg bramki. Club Brugge prowadził 3:2. Mina Szczęsnego nie różniła się od tej po poprzedniej straconej bramce. Frustracja mieszała się z bezradnością.


Emocje trzymały do końca. Również dzięki Szczęsnemu
Barcelona znów ruszyła do ataku. I znów prowadził ją Lamine Yamal. W 77. minucie ewidentnie chciał dośrodkować na głowę Roberta Lewandowskiego, który czekał na piłkę jakieś pięć metrów przed bramką. Po drodze odbiła się jednak od głowy Christosa Tzolisa, przeleciała przed nosem zaskoczonego bramkarza Club Brugge i wpadła do bramki.
Więcej goli już nie padło, skończyło się wynikiem 3:3, ale na koniec meczu temperaturę podniósł jeszcze Wojciech Szczęsny.
Idź do oryginalnego materiału