Osiem lat i koniec! Był środek nocy, kiedy Włodarczyk to zrobiła

3 godzin temu
Miał być pewny, spokojny awans i taki też właśnie był! Anita Włodarczyk bez najmniejszych kłopotów wywalczyła przepustkę do finału w rzucie młotem kobiet na mistrzostwach świata w Tokio. Polka na dużym luzie rzuciła 73,69 m i zajęła szóste miejsce w eliminacjach. To będzie jej pierwszy finał MŚ od ośmiu lat. Po wszystkim 40-letnia mistrzyni przyznała, iż absolutnie nie włożyła w te rzuty wszystkich sił, przez co wciąż może wiele dołożyć. Z rywalizacją sensacyjnie pożegnała się jedna z faworytek.
Anita Włodarczyk ani myśli kończyć karierę, a co więcej, do Tokio w tym roku jechała z nadzieją, iż może powalczy choćby o medal, jeżeli wszystko się dla niej korzystnie ułoży. Jak dotąd ma w swoim dorobku cztery medale światowego czempionatu, wszystkie złote. Oczywiście faworytką tym razem nie jest, wiele zawodniczek rzucało w tym roku dalej od niej.


REKLAMA


Zobacz wideo Robert Lewandowski przygasa? Żelazny: W meczach kadry on po prostu nie mógł więcej


Włodarczyk na dużym luzie do finału
Przy czym na Drużynowych Mistrzostwach Europy w czerwcu tego roku też nie miała wygrać, a wygrała (73,34 m). Poza tym nasza wielka mistrzyni znana jest z tego, iż na mityngach czy treningach może sobie rzucać po 71-72 metry, a potem gdy przychodzą zawody, to inne zawodniczki potrafią spękać, a ona wręcz przeciwnie, ot tak dokłada sobie kilka metrów. Wpierw jednak trzeba było przejść eliminacje. Na szczęście dla Polki nie było to żadnym wyzwaniem.


Już w drugim rzucie nasza reprezentantka posłała młot na odległość 73,69 m, co w pełni wystarczyło jej do awansu. Minimum zapewniające udział w finale wynosiło co prawda 74 metry, jednak nie było tylu dostatecznie mocnych zawodniczek, żeby Polkę wyrzucić z Top 12. Włodarczyk zajęła ostatecznie szóste miejsce. Najlepsza okazała się Kanadyjka Camryn Rogers, która zanotowała najlepszy wynik w historii eliminacji mistrzostw świata (77,52 m). Trzecie miejsce, zajęte przez Amerykankę DeAnnę Price, dał wynik 74,99 m. Wydaje się, iż w finale do walki o medal będzie trzeba rzucić co najmniej powyżej 76, a może i choćby 77 metrów.


Polka zawalczy o medal? "Duża rezerwa"
Anita Włodarczyk jest tego świadoma, ale w rozmowie z TVP Sport po eliminacjach powiedziała, iż jej eliminacyjne rzuty dalekie były od takich na 100 procent sił. - Mogło być choćby dalej. Uspokoiły mnie fajne rzuty próbne, a oddawałam wszystkie na spokojnie, w zwolnionym tempie, nie na najwyższej możliwej prędkości. przez cały czas jest duża rezerwa - powiedziała polska mistrzyni. Niestety dwie pozostałe Polki, czyli Katarzyna Furmanek i Ewa Różańska odpadły, zajmując odpowiednio 29. i 24. miejsce.
Wielka faworytka odpadła! Włodarczyk nie ma złudzeń
Finał zaplanowany jest na poniedziałek 15 września. Jest jednak zawodniczka, która w nim nie wystąpi, choć nie tylko miała to zrobić, ale też walczyć o złoto. To Amerykanka Brooke Andersen, która na trzy próby eliminacyjne jedną spaliła, a dwie władowała w siatkę, przez co odpadła z rywalizacji. Drugi raz z rzędu zresztą, bo w 2023 roku w Budapeszcie rzuciła tylko 67,72 m i też nie dostała się do finału.


- Odpadła Amerykanka. Współczuję jej. Gdy zobaczyłam jej pierwszy rzut, to wróciły w głowie moje demony z Budapesztu, gdy dwa lata temu odpadłam w eliminacjach, bo byłam 13. Ewidentnie widać, iż ona ma słabą głowę. Na rozgrzewce już było widać, iż jest sparaliżowana i nieobecna - powiedziała o Andersen Anita Włodarczyk.
Idź do oryginalnego materiału