Słoweniec obecny sezon Krajowej Ligi Żużlowej spędza w Krakowie, to oni przedstawili mu najciekawszą ofertę i zgodził się na reprezentowanie beniaminka najniższej polskiej ligi żużlowej. Niestety nie opuszcza go jednak również pech. Podobnie było w spotkaniu z faworytem znad morza – Wybrzeżem Gdańsk. Już w pierwszym starcie zakończył on udział w tym spotkaniu: „Na wyjściu z pierwszego łuku pękł mi łańcuch. Chciałem zjechać z linii jazdy innym zawodnikom, jednak bardzo niefortunnie uderzył we mnie Benjamin Basso. Nie jest to oczywiście jego wina, taka była sytuacja torowa plus oczywiście złośliwość rzeczy martwych. Jakbym miał strzelać to prawdopodobnie tę sytuację spowodował wcześniejszy incydent z Kacprem Grzelakiem” – powiedział.
Słoweniec na tor w spotkaniu z Wybrzeżem upadł bowiem dwukrotnie, za pierwszym razem miał trochę więcej szczęścia, ale i tam nie obyło się bez kłopotów. Szczególnie, iż zawodnik i tak mocno zaciskał zęby, aby wspomóc swój zespół w nierównej walce: „Niestety w swoim pierwszym starcie miałem nieprzyjemny incydent z Kacprem Grzelakiem. To spowodowało, iż już wtedy byłem solidnie poobijany, dodatkowo odezwała się kontuzja sprzed dwóch tygodni kiedy wyleciał mi bark, więc można powiedzieć iż jechałem z niedoleczoną kontuzją. Chciałem jednak pomóc drużynie w walce o punkty, czułem się za to odpowiedzialny” – przyznał.
Zawodnik wdzięczny klubowi za szybką pomoc
Już po pierwszym wyjeździe na tor Matić był więc solidnie poobijany. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść, a wszystko zapowiadało się na bardzo udane spotkanie w wykonaniu byłego lidera Unii Tarnów: : „Silniki wróciły z serwisu i trochę pobawiłem się na próbie toru. Nie miałem wcześniej prędkości, jednak po niej czułem, iż wszystko jest dobrze. Po wspomnianym upadku z Kacprem ponownie dobrze wyszedłem spod taśmy w powtórce i prowadziłem w biegu. Niestety pech mnie nie opuszczał i zanotowałem defekt motocykla. Któryś z zawodników Wybrzeża wjechał we mnie od tyłu. Siła była na tyle duża, iż przeleciałem przez kierownicę. Diagnoza? Pęknięty obojczyk. Strasznie wtedy wybiło mnie to z tropu i zrujnowało cały mój plan na mecz” – zdradził Matić.
Sytuacja była trudna do pozazdroszczenia, jednak szybka reakcja osób decyzyjnych w klubie pomogła gwałtownie doprowadzić sprawę do pozytywnego zakończenia. W tym miejscu Słoweniec chciał przekazać kilka słów od siebie: „Chciałem w tym miejscu podziękować wszystkim pracownikom klubu z Krakowa. Bardzo gwałtownie zareagowano i zapewniono mi miejsce w szpitalu w Krakowie. Z tamtąd przetransportowano mnie do Tarnowa, gdzie z rana miałem operację. Zabieg przebiegł bez komplikacji, jestem już ponownie w hotelu w Krakowie. Czuje się po tym wszystkim względnie dobrze, oczywiście ból towarzyszy mi przez cały czas. Teraz jednak czeka mnie kilka dni odpoczynku, wracam do Słowenii, gdzie będę kontynuował pracę z fizjoterapeutami. Potem wracam do Polski, gdzie również będę pracował nad powrotem do pełnej sprawności. Mam nadzieje, iż to pozwoli mi szybciej wrócić na motocykl” – zakończył.