Udane zakończenie udanego 2025 roku w wykonaniu Arki Gdynia. Ekipa z Trójmiasta zwyciężyła 1:0 z Motorem Lublin i trzeba od razu zaznaczyć, iż nie było to takie typowe 1:0, jakiego spodziewalibyśmy się po tym zespole. Typowe, to znaczy: wymęczone i smętne. Nie, w tym meczu Arka zasługiwała na zdecydowanie bardziej okazały triumf, do pełni szczęścia brakowało jej wyłącznie skuteczności.
Natomiast Motor w Gdyni nie pokazał adekwatnie nic i otrzymał najniższy wymiar kary za swój bardzo, ale to bardzo nędzny występ.
Arka Gdynia – Motor Lublin. Niebywała nieskuteczność gospodarzy
Jakim cudem Arka nie schodziła na przerwę z korzystnym rezultatem w garści?
Naprawdę trudno to wyjaśnić.
Od samego początku spotkania podopieczni Dawida Szwargi wręcz miażdżyli swoich przeciwników. I mówimy to bez cienia przesady, choć zdajemy sobie sprawę, iż w przypadku Żółto-Niebieskich może być trudno w to uwierzyć. Ostatecznie mówimy o drużynie z najskromniejszym dorobkiem bramkowym w Ekstraklasie. Ale akurat dzisiaj postawa Arki w ofensywie naprawdę mogła się podobać. Gospodarze grali z polotem, dynamicznie, agresywnie w odbiorze. Bardzo gwałtownie przenosili się z piłką w pole karne Motoru dzięki regularnie wymuszanych na ekipie z Lublina stratach w środku pola. No i wszystko to przełożyło się na masę sytuacji bramkowych.
Tak naprawdę już po dwudziestu minutach rywalizacji Arka spokojnie mogła prowadzić dwoma-trzema golami. Gdynianie marnowali jednak sytuacje na potęgę, zwłaszcza Edu Espiau i Kamil Jakubczyk. Ten pierwszy generalnie był najsłabszym punktem w ofensywie Żółto-Niebieskich. Sprawiał bowiem wrażenie nieustannie zaskoczonego, iż koledzy obsługują go tak znakomitymi podaniami i albo źle przyjmował futbolówkę, albo nie nabiegał na nią we właściwym tempie.
Musiało to frustrować przede wszystkim Sebastiana Kerka, który to z kolei kapitalnie funkcjonował w rozegraniu. Aktywny w dryblingu był też Tornike Gaprindaszwili.
Duża kontrowersja. Czy Arce należał się rzut karny?
Jak gdyby tego wszystkiego było mało – kiedy już wreszcie Arka trafiła do siatki po stałym fragmencie, to sędzia Paweł Raczkowski w porozumieniu z VAR-em (czyli: Bartoszem Frankowskim) anulował gola, dopatrując się – i słusznie – faulu na bramkarzu Motoru. Inna sprawa, iż Ivan Brkić wyszedł na przedpole bardzo niepewnie, wręcz nieco bojaźliwie, i kilka brakowało, a tą niefortunną wyprawą przyćmiłby swoje inne, skuteczne interwencje po strzałach gospodarzy.
Zostawmy to jednak, bo największa kontrowersja sprzed przerwy miała dopiero nadejść.
Dosłownie w ostatniej akcji pierwszej połowy – znowu po dośrodkowaniu ze stojącej piłki – raz jeszcze zakotłowało się w szesnastce Motoru, a walczący o pozycję Karol Czubak – były gracz Arki – ewidentnie zagrał piłkę ręką. Gospodarze oczywiście bardzo żywiołowo domagali się podyktowania rzutu karnego, ale Raczkowski był niewzruszony i po krótkiej konsultacji z sędziami VAR odgwizdał koniec pierwszej odsłony spotkania. Naprawdę w takich sytuacjach chciałoby się od razu usłyszeć uzasadnienie decyzji z ust arbitra głównego, bo naszym zdaniem tutaj najzwyczajniej w świecie należało podyktować jedenastkę dla Arki.
Jest ktoś w stanie mi wytłumaczyć jakim cudem w tej sytuacji nie było rzutu karnego dla Arki?#ARKMOT pic.twitter.com/CBmtYo7k2K
— Dawid Adamczyk (@ekstradamek) December 6, 2025
Tak czy owak, po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Arka wciąż naciskała, ale nie była w stanie postawić kropki nad i. Dlatego w okolicach sześćdziesiątej minuty zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, kiedy te wszystkie spartolone okazje się na gospodarzach zemszczą. A tego rodzaju rozkminki były tym bardziej uzasadnione, iż w pewnym momencie Motor zaczął się Arce odgryzać. Choćby wspomniany Czubak zmarnował dogodną szansę, by zapewnić lublinianom prowadzenie.
Zasłużone zwycięstwo Arki Gdynia
Summa summarum podopieczni Mateusza Stolarskiego zrobili jednak w Gdyni zdecydowanie za mało, by choć raz trafić do siatki. Natomiast postawa Arki została wreszcie nagrodzona przez los. Strzelecką niemoc swojej ekipy w 84. minucie przełamał Luis Perea, chwilę wcześniej wpuszczony na murawę przez Dawida Szwargę.
Trzeba było dobitki do pustaka, by Żółto-Niebiescy w końcu zdobyli gola. Niebywałe.
Luis Perea dał Arce zwycięstwo w końcówce meczu z Motorem! pic.twitter.com/VKmKJqlF6V
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 6, 2025
Podkreślmy jednak raz jeszcze, iż zasługiwała Arka zarówno na to trafienie, jak i na trzy punkty w dzisiejszym spotkaniu. W gruncie rzeczy najlepszą okazję na wyrównującego gola dla Motoru zmarnował bowiem… Joao Oliveira. Piłkarz Arki kilka minut po pojawieniu się na placu gry był bliski – w drugiej minucie doliczonego czasu! – zdobycia kuriozalnego swojaka. Skończyło się jednak na strachu, bo piłka po jego – nazwijmy to – „strzale” minęła słupek bramki Damiana Węglarza.
A zatem, jako się rzekło, Arka zamyka 2025 rok w dobrych nastrojach. Zwycięstwem, które przynajmniej na moment oddaliło ją od strefy spadkowej. Natomiast Motorowi wciąż zagraża zimowanie pod kreską, ale będzie jeszcze okazja, by się odkuć – 14 grudnia w zaległym meczu 3. kolejki z Jagiellonią Białystok.
Ekstraklasa - 18. Kolejka
Arka
Motor Lublin
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Szwarga zabawnie odpowiada na spekulacje o przejściu do Rakowa
- Kontuzja kluczowego piłkarza Motoru. Duże osłabienie
- Obrońca Motoru podszczypuje Legię. „Skończymy sezon wyżej”
fot. NewsPix.pl

3 godzin temu












![Siatkarskie Mikołajki w Żarowie [FOTO]](https://swidnica24.pl/wp-content/uploads/2025/12/5-1.jpg)




