Wielu kibiców o Hanyu Guo mogło po raz pierwszy usłyszeć, gdy okazało się, iż to właśnie ona będzie w środę rywalką Igi Świątek w Montrealu. Po tym spotkaniu Chinka może się pocieszać, iż ugrała z Polką cztery gemy więcej niż Amanda Anisimova dwa i pół tygodnia temu w finale Wimbledonu. O ile w Londynie 13. Amerykanka była sparaliżowana nerwami, to sklasyfikowana znacznie niżej Azjatka zagrała bez kompleksów i korzystała z tego, iż faworytka czasem walczyła sama ze sobą.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
Polka poprzednio z rywalką spoza Top200 światowej listy grała całkiem niedawno, bo w drugiej rundzie Wimbledonu z 208. wówczas Caty McNally. Wygrała dopiero w trzech setach, ale Amerykanka była tak nisko notowana z powodu kłopotów zdrowotnych (w przeszłości była już 54.). Guo to zupełnie inny przypadek. 27-latka specjalizuje się w deblu - w nim jest 33. rakietą globu, zdobyła pięć tytułów i cztery razy dotarła do finału. A singlowy ranking dopiero buduje, występując głównie w turniejach niższej rangi.
Liczby były dla Azjatki bezlitosne przed tym pojedynkiem. I nie chodziło tu tylko o pozycję na światowej liście oraz liczbę wygranych trofeów. Przewaga doświadczenia Polki w rywalizacji w tourze jest bowiem przytłaczająca. Dość powiedzieć, iż do środy ona wygrała 114 meczów w prestiżowych turniejach WTA rangi 1000, a Chinka....jeden. Ta jedynka pojawiła się przy jej nazwisku po meczu otwarcia w Kanadzie, gdy wyeliminowała Julię Putincewą z Kazachstanu.
Ten mecz był książkowym przykładem spotkania, w którym topowej zawodniczce nie idzie. W samym pierwszym gemie Świątek zaliczyła aż trzy podwójne błędy. Po pięciu gemach miała ich na koncie już o dwa więcej.
- Nerwowy początek. Trzeba się skoncentrować niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki - podkreślał komentujący to spotkanie w Canal+ Dawid Celt.
Trzeciej tenisistce świata wyraźnie brakowało rytmu. Nieraz posyłała piłkę w siatkę, a pod koniec seta zaczęła się tymi pomyłkami frustrować. W pewnym momencie rozłożyła ręce i spojrzała bezradnie na swój sztab szkoleniowy.
W pierwszej połowie inauguracyjnej partii kluczowych momentach jednak a to posyłała asy, a to błędami pomagała jej rywalka i dlatego prowadziła 4:0. Później coraz odważniej zaczęła grać Guo i nagrodą za to było wygranie trzech gemów.
- Za szybko, za bardzo Iga chce - komentował znów Celt.
W końcówce jednak Chinka, która dostała się do turnieju głównego z kwalifikacji, zaczęła się mocniej mylić, a Polka pokazała, iż zaczyna łapać rytm.
W drugiej partii Świątek radziła sobie z gema na gem coraz lepiej. Co chwilę notowała zagrania, za które zbierała brawa. A dodatkowym dobrym znakiem był fakt, iż słychać było charakterystyczny pisk wydobywający się spod jej butów. To był bowiem sygnał, iż Polka zaczęła się lepiej poruszać. Efekt - jeden stracony gem.
Guo mimo przegranej i tak ma powody do zadowolenia. W końcu kilka brakowało, by w ogóle nie wystąpiła w singlu w Montrealu. Do eliminacji dostała się bowiem tylko dzięki temu, iż wycofała się inna tenisistka.
Wydawało się, iż Świątek minie się na korcie z Tomaszem Wiktorowskim, bo jej mecz był wyznaczony tuż po spotkaniu Naomi Osami, która rozpoczęła właśnie współpracę z byłym trenerem Polki w ramach okresu próbnego. Ale rozpoczęcie meczu 24-larki opóźnił o niespełna godzinę deszcz, który zaczął padać zaraz po zakończeniu zwycięskiego pojedynku Japonki. Na koniec dnia - choć już osobno - to oboje mieli powody do zadowolenia.
W trzecie rundzie rywalką Świątek będzie Rosjanka Anastazja Pawluczenkowa lub Niemka Eva Lys.