
Czwartkowy wieczór przyniósł fanom Lecha Poznań wielkie rozczarowanie. „Kolejorz” został brutalnie zweryfikowany przez belgijski Genk, przegrywając aż 1:5 w pierwszym meczu czwartej rundy eliminacji Ligi Europy. To jedna z najwyższych porażek Lecha w europejskich pucharach na własnym stadionie.
Choć gospodarze zdołali odpowiedzieć na gwałtownie straconego gola i wyrównać za sprawą Filipa Jagiełły, na tym pozytywne akcenty się skończyły. Goście z Belgii dominowali na każdym centymetrze boiska, bezlitośnie punktując błędy poznaniaków. Po 45 minutach było już 1:4, a wynik mógł być jeszcze wyższy, gdyby nie obroniony przez Bartosza Mrozka rzut karny.
Obrona Lecha wyglądała na całkowicie zagubioną, a każda strata piłki kończyła się groźną sytuacją pod bramką. Po przerwie Genk dołożył jeszcze jedno trafienie i dobitnie pokazał różnicę klas.
Nie trzeba było długo czekać na reakcje środowiska dziennikarskiego. Eksperci i komentatorzy nie kryli szoku.
– Kompromitacja mistrza Polski. Nic nie działa. Nie widziałem jeszcze tutaj czegoś takiego – pisał w mediach społecznościowych Dawid Dobrasz z Meczyki.pl. – Tu chyba trzeba będzie oddawać za bilety – dodawał.
Z kolei Sebastian Staszewski zwrócił uwagę na jeden z kuriozalnych błędów Lecha, który poprzedził gola dla Genku – rozpoczął się od źle wykonanego… rzutu z autu.
Nie brakowało też słów współczucia wobec kibiców. Przemysław Langier z Interii zauważył, iż mimo braku dużej stawki, fani przyszli na stadion, a w zamian otrzymali bolesną lekcję pokory.
Wielu dziennikarzy kwestionowało też decyzje trenera Nielsa Frederiksena, a jednym z częściej pojawiających się nazwisk był Salamon – obrońca Lecha, który nie poradził sobie w tym spotkaniu.
Drugi mecz odbędzie się za tydzień, ale w obecnej sytuacji awans do fazy grupowej Ligi Europy wydaje się niemal nierealny. Dla Lecha pozostaje walka o honor i ewentualne przestawienie się na Ligę Konferencji.