Gdy w 2021 roku Jordan Clarkson został wybrany najlepszym rezerwowym NBA, wydawało się, iż jego kariera jest na adekwatnych torach. Niestety, doświadczony obrońca nie może zaliczyć minionego sezonu do najbardziej udanych. Problemy ze skutecznością połączone z dobrą postawą rywali o miejsce w składzie sprawiły, iż reprezentant Filipin nie mógł się odnaleźć. Wydaje się, iż dobrym rozwiązaniem byłaby dla niego zmiana otoczenia, jednak w tym konkretnym przypadku łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Sezon 2023-24 nie był dla Jordana Clarksona usłany różami. Obrońca Utah Jazz miał olbrzymie problemy ze skutecznością z dystansu. Oddawał średnio po 5,6 rzutu zza łuku na mecz, co zaowocowało najgorszą w karierze skutecznością na niezbyt zawrotnym poziomie 29,4%. Nie wydaje się, by w kolejnych rozgrywkach sytuacja 32-latka miała się poprawić, gdyż o minuty będzie musiał rywalizować z takimi zawodnikami, jak Collin Sexton czy drugoroczniak Keyonte George.
– Prawda jest taka, iż Sexton, George i Clarkson reprezentują bardzo podobny typ zawodnika. Najlepszą cechą każdego z nich jest zdobywanie punktów, a wszyscy trzej są słabi w obronie ze względu na niezbyt imponujące gabaryty i częstą niechęć do gry z pełnym poświęceniem. Tymczasem Clarkson naprawdę potrzebuje znaleźć się w miejscu gdzie mógłby odbudować swoją formę po nie najlepszym sezonie, w którym miał ewidentne problemy z efektywnością. Problem w tym, iż na chwilę obecną nie ma w NBA drużyn chętnych na jego usługi – napisał Andy Larsen z The Salt Lake City Tribune.
Mamy tu do czynienia z błędnym kołem. Clarkson miał za sobą słabszy sezon, więc jego wartość na rynku transferowym znacznie zmalała. W następstwie tego żadna z ekip NBA nie chce ściągnąć do siebie reprezentanta Filipin. Generalni menedżerowie obawiają się, iż już 32-letni zawodnik może powoli zmierzać na przysłowiową drugą stronę rzeki, więc ściągnięcie go w celu odbudowania formy, które może nigdy nie nastąpić, wydaje się dla nich bezsensowne.
Jordan gra w Jazz już od czterech i pół sezonu, co sprawia, iż w ekipie z Salt Lake City nie ma w tej chwili zawodnika z dłuższym stażem. Podczas wczesnych etapów odbudowy zespołu był jednym z najlepszych graczy, na którego zawsze można było liczyć. Dopiero w ubiegłym sezonie zaliczył zniżkę formy. Wystąpił w nim w 55 meczach (19 w pierwszej piątce), osiągając średnio 17,1 punktu, 3,4 zbiórki oraz 5 asyst. Te liczby może jeszcze nie są najgorsze, czego nie da się powiedzieć o skuteczności zawodnika, która wyniosła 41,3% z gry, w tym 29,4% z dystansu. Pod tym względem jeszcze nigdy nie było tak źle.
Wydaje się więc, iż rozstanie może być najrozsądniejszym rozwiązaniem dla obu stron. Problemem jest tu właśnie spadek formy zawodnika, który może odstraszyć potencjalnych zainteresowanych. Niewykluczone jednak, iż sytuacja odmieni się wraz z rozpoczęciem nowego sezonu. Wówczas taki zawodnik jak Clarkson, mogący zapewnić przyzwoitą ilość punktów po wejściu z ławki, może stać się łakomym kąskiem dla tej czy innej drużyny.
Jazz z kolei mają w składzie zbyt wielu specjalistów od zdobywania punktów. Wymiana jednego lub dwóch rezerwowych strzelców na innego rodzaju aktywa mogłaby dla nich być korzystnym rozwiązaniem. Nikt w Salt Lake City nie ukrywa, iż przyszłe ambicje organizacji będą sięgać choćby stania się jedną z głównych sił Konferencji Zachodniej.
Do tego jednak jeszcze daleko. Na ten moment wydaje się, iż w Utah powinni zrobić wszystko, by postarać się znaleźć jakąś możliwość wymiany z udziałem Clarksona, choćby jeżeli będzie to możliwe dopiero za kilka tygodni lub miesięcy. Do tego czasu reprezentant Filipin będzie musiał pogodzić się z byciem zmiennikiem Sextona i walką o pozostałe minuty z George’em. Na pewno zaakceptuje taki stan rzeczy, choć nie jest tajemnicą, iż po cichu będzie liczył na więcej, być może w innym otoczeniu.