Przed sezonem odszedł z zespołu Paul George, a Kawhi Leonard jest wiecznie kontuzjowany bez daty powrotu. Do tego James Harden ma już swoje lata i najlepsze czasy dominacji za sobą. Było tak wiele znaków zapytania i czerwonych świateł, iż można było skazywać Clippers na porażkę. A oni udowadniają, iż to zbyt wcześnie. Jaki jest ich klucz do sukcesu?
Gdy kilka lat temu Steve Balmer, właściciel Clippers, ogłaszał przeprowadzkę z hali dzielonej z Los Angeles Lakers, do własnej w dzielnicy Inglewood, mówił o tym, iż chce, aby jego drużyna stała się kojarzona z ludźmi pracy. Że zespół nie będzie próbował grać przede wszystkim widowiskowo, tylko postawi na zaangażowanie, pracę u podstaw i obronę. Minęło kilka lat, nowa hala Intuit Dome została oddana do użytku w tym sezonie, więc pora sprawdzić jak udało się wdrożenie tego planu w życie.
Ruchy transferowe w trakcie offseason zapowiadały, iż nie będziemy oglądali gwiazdozbioru w zespole Tyronna Lue. Odeszli Paul George, Russell Westbrook, Mason Plumlee i Daniel Theis. W ich miejsce sprowadzono Mo Bambę, Derricka Jonesa Jr’a, Kevina Portera Jr’a i Krisa Dunna. Na papierze wygląda to na pogorszenie składu. Ale jak się okazuje trener Lue miał na nich świetny pomysł.
Oczywiście na razie nie ma jeszcze wielkiej stabilizacji w ich grze. Drużyna notuje wyniki falami, zaczęli od porażki, potem przyszły dwa zwycięstwa, następnie trzy porażki, cztery wygrane, znów trzy przegrane spotkania i w tej chwili notują serię pięciu wygranych z rzędu. O szóste będzie bardzo trudno, bo Clippers najbliższej nocy zagrają z Boston Celtics na terenie mistrzów NBA.
Jest jednak coś co wyróżnia drużynę od początku sezonu. Jest to zaangażowanie i walka. A to przekłada się na obronę. Wszyscy jak śledzimy NBA dobrze wiemy od lat, iż James Harden delikatnie mówiąc za obroną nie przepada. Jest bardzo dobry w jej niektórych elementach, ma bardzo szybkie ręce, dzięki czemu potrafi choćby ze straconej pozycji wywalczyć przechwyt, zanotować blok lub wypić piłkę. Przekonali się o tym choćby jakiś czas temu San Antonio Spurs.
To oczywiście tylko jeden mały wycinek, ale Clippers jako cała drużyna świetnie się spisują w defensywie. Świadczą o tym statystyki zaawansowane. Po pierwsze liczba traconych punktów w przeliczeniu na 100 posiadań w trakcie meczu. Wskaźnik Defensive Rating jak go nazywa strona NBA.com pokazuje tracone 107,3 punktu na 100 posiadań i jest to siódmy najlepszy wynik w lidze.
Fantastyczną pracę wykonuje także Ivica Zubac. Chorwat, który jest jednym z wczesnych kandydatów do nagrody MIP za największy postęp zbiera średnio 12,5 piłki na mecz. To oczywiście najlepszy wynik w jego karierze, ale nie sama liczba zbiórek jest tu kluczowa. Środkowy świetnie zastawia tablicę, pozwalając z kolegami na najmniej zbiórek rywali w całej lidze. Tylko 25,5% niecelnych rzutów przeciwnika staje się zbiórką ofensywną.
Dzięki temu Clippers są wiceliderami NBA w liczbie traconych punktów z tzw. drugiej szansy. Rywale zdobywają tylko 12,1 punktu po dobitkach na mecz. Lepsi w całej lidze pod tym względem są tylko Orlando Magic, którzy pozwalają na zaledwie 10,5 punkru drugiej szansy. To niby są proste rzeczy, bo zastawienie własnej tablicy to głównie zaangażowanie, ale choćby to nie jest łatwe do wyegzekwowania w NBA. Tym bardziej brawa należą się Tyronnowi Lue.
Jednak nie tylko strefa podkoszowa jest miejscem, w którym Clippers sobie świetnie radzą. Najbardziej popularnym rzutem w NBA staje się rzut za trzy punkty. A jako, iż jest on jednym z najbardziej efektywnych, to i tu skupia się obrona drużyny z LA. 33,4% trafionych rzutów za trzy punkty przez rywali to także drugi najlepszy wynik w całej lidze. Lepiej rzutów zza łuku bronią tylko Golden State Warriors. Po to do drużyny został ściągnięty Kris Dunn, z tego samego powodu duże minuty dostają Derrick Jones Jr. czy Amir Coffey. To na nich ustawiona jest obrona obwodu.
Wreszcie ostatni element bardzo dobrej defensywy Clippers to zmuszenie rywali do gry niezespołowej. Nie są co prawda liderami w wymuszaniu gry jeden na jeden, ale pozwalają rywalom na tylko 23,7 asysty na mecz. Do trzeci najlepszy wynik w całej lidze, tylko za Houston Rockets i Orlando Magic.
Tyronn Lue wiedział, iż nie ma wielkiego talentu do gry w ofensywie. James Harden co prawda notuje średnio 20,6 punktu, 8,7 asysty, ale jednocześnie trafia tylko 36,7% rzutów z gry i 31,7% trójek, notuje przy tym aż 4,4 straty na mecz. Trzeba to było zatem jakoś zrekompensować. Tę rekompensatę gwarantuje obrona.
I nie trzeba być w niej wybitnym w każdym aspekcie. Patrząc na to co ma w swoim zespole postanowił sprawić, by jego zespół był elitarny w kilku z nich. W zastawianiu własnej tablicy, w trójkach rywali i zmuszaniu przeciwnika do gry 1 na 1. Tylko tyle, ale z drugiej strony aż tyle. I to widać też w słowach zawodników. Po wygranej z Philadelphia 76ers James Harden podkreślił aspekt koleżeństwa i braku egoizmu w druzynie:
– Dochodzimy do tego, coraz bardziej rozumiemy kim jesteśmy. Staramy się być regularni w poziomie naszej gry bo to stanowi klucz do naszego sukcesu. Już teraz jest nim fakt, iż bardzo się wspieramy i cieszymy się nawzajem z naszych sukcesów. Nikt nie jest zazdrosny o indywidualne osiągnięcia.
I te ostatnie słowa z ust Hardena idealnie pokazują jak fantastyczny zespół zbudował Tyronn Lue.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!