Na taki sezon Indiana Pacers czekali aż 10 lat. Ostatni raz w finale konferencji zameldowali się w 2014 roku, po czym przez dekadę wchodzili do play-off 5 razy, ale za każdym razem kończyli rywalizację w pierwszej rundzie. Wszystko zaczęło się zmieniać w 2021 roku. To wtedy Rick Carlisle został namówiony, żeby wrócić do Pacers po 14 latach pracy w Dallas Mavericks. I od niego zaczęła się odbudowa zespołu.
Później Pacers dokonywali sensownych wyborów w drafcie, bardzo dobrych wymian, dzięki którym pozyskali swoich dwóch najlepszych graczy – Tyrese’a Haliburtona i Pascala Siakama. Z jednej strony mamy duży sukces, którym jest awans do finałów konferencji, ale z drugiej strony jest trochę znaków zapytania związanych z najbliższym offseason, którym postaram się przyjrzeć w tym tekście.
Najważniejsza rzecz w perspektywie kilku lat miała miejsce już jakiś czas temu. Tyrese Haliburton podpisał przedłużenie debiutanckiej umowy i od najbliższych rozgrywek będzie zarabiał ponad 42 miliony dolarów i oczywiście ta wartość z każdym kolejnym rokiem będzie rosła. Ale nie wiadomo jeszcze czy uda się zatrzymać drugiego gwiazdora.
Pascal Siakam został wyciągnięty z Toronto Raptors za dość wysoką cenę. Bruce Brown, 19. wybór w tegorocznym drafcie oraz wybór w pierwszej rundzie 2026 roku, a także Kira Lewis Jr. i Jordan Nwora. Wysoką, bo kontrakt Siakama się właśnie kończy i w lato zostanie wolnym agentem mogącym iść gdzie tylko będzie chciał.
Pacers oczywiście mają pewną przewagę nad pozostałymi drużynami, bo pokazali mu jak ważnym ogniwem w ich składzie będzie, a także co już potrafili osiągnąć. Będą też mogli zaoferować mu najwięcej, w najlepszym przypadku będzie to maksymalny kontrakt warty 245 milionów dolarów za 5 lat. Może uda się wynegocjować nieco niższą stawkę, ale nie spodziewam się dużych rabatów z jego strony.
Kevin Pritchard może sobie pozwolić na zapłacenie mu tak dużych pieniędzy, bo skład jego zespołu nie jest złożony z drogich zawodników. Poza Haliburtonem i potencjalnie Siakamem tylko Myles Turner i Aaron Nesmith będą zarabiali w przyszłym sezonie ponad 10 milionów dolarów. Pozostali gracze to albo zadaniowcy, albo zawodnicy na wciąż debiutanckich umowach.
W trakcie play-off pojawiała się narracja, iż Pacers przechodzą dalej, bo ich rywale mają problemy ze zdrowiem, ale sami grali bez swojego kluczowego zawodnika – Bennedicta Mathurina. To jest potencjalnie trzeci zawodnik do ich Wielkiej Trójki, z którym w drużynie wiązane są ogromne oczekiwania. To dzięki jego kontuzji zobaczyliśmy jak dużo potrafi już Andrew Nembhard, a regularne minuty w play-off dostał debiutant Ben Sheppard.
Ale kilka decyzji w trackie offseason trzeba podjąć. Z punktu widzenia ważności za Siakamem ustawia się Obi Toppin, którego debiutancka umowa się kończy i najprawdopodobniej będzie zastrzeżonym wolnym agentem. Jego rola przez cały sezon była taka sama. Miał wchodzić z ławki rezerwowych i zapewniać szybkie punkty, biegać do kontrataku i dodawać zespołowi energii. Czy warto mu oferować duże pieniądze? Raczej nie, szczególnie iż Pacers mają Jarace’a Walkera, który może nie jest aż tak dynamiczny jak Toppin, ale jego potencjał wydaje się być zdecydowanie większy.
Jako debiutant zagrał tylko 340 minut i oczywiście Pacers mogą spokojnie go rozwijać przez kolejne trzy sezony na debiutanckim kontrakcie, ale warto byłoby znaleźć dla niego większe minuty już w najbliższym sezonie, a naturalnym kandydatem do oddania mu tych minut wydaje się właśnie Toppin.
Wolnym agentem w najbliższe lato będzie też Doug McDermott, ale w jego wypadku Pacers powinni zaoferować minimalny kontrakt lub pozwolić odejść. Od przyjścia ze Spurs nie przebił się do rotacji, a w play-off wystąpił tylko 9 razy, zdecydowanie za mało.
Opcję po stronie zawodnika ma Jalen Smith i tu jestem bardzo interesujący tego jak sam zawodnik się zachowa. Z jednej strony zagrał najlepszy sezon zasadniczy w swojej karierze, ma dopiero 23 lata , trafiał ponad 42% trójek i 59% z gry, ale w play-off również nie podnosił się z ławki. jeżeli nie skorzysta z opcji i wejdzie na rynek wolnych agentów Pacers nie powinni próbować za wszelką cenę go zatrzymać, szczególnie iż drużyny będące w trakcie przebudowy mogą zaoferować mu nieco wyższy kontrakt, żeby sprawdzić go w większej roli niż obecnie.
W drafcie nie mają żadnego wyboru w pierwszej rundzie, ale za to aż trzy w drugiej. Potrafią w niej być skuteczni, co pokazuje przykład Andrew Nembharda. Dwa lata temu wybrali go z 31. numerem, a on już jest kluczowym zawodnikiem w ich rotacji.
Przyszłość dla Pacers maluje się zatem bardzo dobrze, ale jak to zawsze bywa coś może pójść nie tak. Najzwyczajniej w świecie wschód może być silniejszy, wystarczy iż do pełni zdrowia wrócą Giannis Antetokounmpo, Joel Embiid czy Julius Randle i rywalizacja będzie zdecydowanie trudniejsza. Ale Indianie raczej nie grozi scenariusz ze zbyt dużymi oczekiwaniami na kolejny sezon. To klub zarządzany bardzo rozsądnie, bez nadmiernego parcia na odniesienie szybkiego sukcesu. I to może im zapewnić pozostanie w okolicach czołowej czwórki konferencji wschodniej na kolejne lata.