Boston Celtics już w trwającym preseasonie udowadniają, iż prognozy mówiące o nich jako głównych faworytach do tytułu mistrzowskiego są prawdziwe. Podopieczni Joe Mazzulli jako jedyni obok Golden State Warriors wygrali aż cztery mecze, dzięki czemu w umownej tabeli są najlepsi w Konferencji Wschodniej. W odniesionym w nocy z niedzieli na poniedziałek triumfie z Toronto Raptors nie przechodził choćby fakt, iż koszykarze z Massachussets zagrali w składzie dalekim od podstawowego.
W spotkaniu z Dinozaurami z Kanady trener Joe Mazzulla dał odpocząć większości podstawowych zawodników, co jednak – może poza czwartą kwartą, gdy sytuacja lekko się skomplikowała, nie wpłynęło na losy rywalizacji. Scottie Barnes i reszta Toronto Raptors przechodzili trudne czasy, próbując powstrzymać Paytona Pritcharda, Jordana Walsha czy Neemiasa Quetę. Zwłaszcza ten ostatni, który z powodu nieobecności Luke’a Korneta, Xaviera Tillmana i Ala Horforda został wstawiony do pierwszej piątki, spisał się co najmniej przyzwoicie, czym mógł zwiększyć swoje szanse na grę w okresie regularnym.
– Tego typu goście mają ciężko, bowiem każdej nocy lub wręcz przez cały sezon muszą pełnić różne role. Defensywna świadomość i realizowanie zadań w obronie w wykonaniu Neemy’ego zdecydowanie się poprawiły. To samo można powiedzieć o jego skuteczności w ofensywie, stawianiu zasłon czy utrzymywaniu przestrzeni. Jest zawodnikiem, który powaznie traktuje swoją rolę i dzięki temu fajnie się go ogląda – chwalił swojego podopiecznego po meczu z Raptors trener Mazzulla.
Trudno się dziwić. Jedyny Portugalczyk w NBA zaliczył double-double (12 punktów i 15 zbiórek), dokładając do tego pięć asyst i blok. Szczególnie olbrzymie wsparcie miał w Pritchardzie, którego śmiało można nazwać MVP spotkania. Obaj koszykarze doskonale współpracowali. Queta stawiał zasłony dla obrońcy C’s, co niejednokrotnie zaowocowało rozegraniem skutecznej akcji i łatwą asystą dla podkoszowego, gdy Jakob Poeltl ciągle cofał się w pole trzech sekund. Tego wieczoru to był jeden z kluczowych elementów strategii Bostonu.
Z kolei częsta obecność środkowego z Lizbony w pomalowanym doprowadziła do ogromnej liczby zbiórek, choćby jeżeli wynik został nieco zawyżony przez niewielkie problemy ze skutecznym wykańczaniem akcji. Skuteczność pod koszem to aspekt, nad którym Neemias musi jeszcze popracować, ale poza tym udowodnił, iż może być wartością dodana dla swojej drużyny. Co jeszcze bardziej imponujące, zapisał na swoje konto tylko jeden faul. A jak sam zainteresowany skomentował swój występ?
– Po prostu trochę wszechstronności. Zawsze staramy się łatać dziury i ustalać, jaka może być nasza rola każdego wieczoru, ale chodzi o to, żeby grać twardo, a jednocześnie odpowiednio wypełniać zadania tam, gdzie akurat drużyna tego potrzebuje. Myślę, iż wyszło nam to dobrze pod każdym względem – powiedział, gdy podczas pomeczowego wywiadu został zapytany przez Abby Chin z NBC Sports Boston o to, co starał się zaprezentować przeciwko Raptors.
Czy jednak dobra postawa podczas preseasonu zwiększy szanse Quety na to, by powalczyć o coś więcej niż kilka minut od czasu do czasu? Na pewno Portugalczyk zrobił co w jego mocy, by tak się stało, jednak okazje jak ta nie zdarzają się często dla rezerwowych Celtics, zwłaszcza tych, którzy tak jak on tworzą grupę o wdzięcznej nazwie „Stay Ready”. Szanse jednak są, spowodowane szczególnie tym, iż z powodu rehabilitacji po operacji, jaką odbył tego lata, nie wcześniej niż w grudniu wróci do gry podstawowy środkowy Bostonu, Łotysz Kristaps Porzingis.
– To dla nas wiele znaczy. Zwykle nie dostajemy zbyt wielu szans, aby wyjść na boisko i zagrać tyle minut, ile dziś, ale gdy taka szansa się pojawi, musimy ja wykorzystać i grać najlepiej jak tylko potrafimy. Tym bardziej cieszę się, iż udało nam się wygrać – dodał Portugalczyk.
Powyższe słowa sugerują, iż choć Neemy nie zamierza robić dram ze swojego statusu w drużynie, to jednak na pewno chciałby, by nadchodzący sezon wreszcie mógł być jego przełomowym. W Sacramento Kings, gdzie spędził dwa lata, adekwatnie nigdy nie dostał prawdziwej szansy, więc miniona kampania, pierwsza w nowym otoczeniu, była najlepszą w dotychczasowej karierze, choćby jeżeli statystyki na poziomie 5,5 punktu oraz 4,4 zbiórki trudno nazwać wybitnymi.
– Po prostu trzeba powalczyć o swoje, starając się poprawić we wszystkich aspektach gry, aby móc częściej wychodzić na parkiet i od początku sezonu mieć wpływ na postawę drużyny. A później, najlepiej, sprawić żeby trener (Joe) Mazzulla miał ból głowy z powodu tylu opcji do wyboru, przez bycie bardziej użytecznym, z korzyścią dla zespołu – mówił Neemias na łamach Sports Illustrated podczas Ligi Letniej.
Maksymalizując swoje występy, jak w nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy zaliczył zaledwie jeden faul w ciągu prawie 21 minut, Queta pokazuje progres w walce z problemem, który wcześniej zdecydowanie ograniczał jego czas gry, co stanowi zachęcający krok w karierze 25-letniego podkoszowego. Chociaż do tej pory rozegrał w NBA w sumie mniej niż 500 minut, od momentu dołączenia do Celtics wielokrotnie zbierał pochwały za szybkie przyswajanie tego, czego się od niego oczekuje, w tym od trenera Mazzulli czy weterana Ala Horforda, którzy trochę o koszykówce wiedzą.
Inteligencja boiskowa i ciężka praca wkładana w przekładanie swoich marzeń w rzeczywistość to najbardziej niedoceniane aspekty tego, co ma do zaoferowania atleta z Portugalii. Tym bardziej, iż występuje w drużynie, która przynajmniej na początku sezonu będzie pozbawiona przynajmniej jednej, a czasem choćby dwóch najlepszych opcji na pozycji numer pięć. Być może w dłuższej perspektywie da to Quecie szansę na stanie się stałym elementem rotacji w Bostonie, choćby jeżeli trudno liczyć na to, by kiedyś stał się etatowym graczem pierwszej piątki. Z drugiej strony NBA nie takie historie już widziała…
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.