LaMelo Ball, uważany za najbardziej utalentowanego z trójki braci, miał zostać jedną z nowych twarzy NBA. Wybrany z trójką draftu w 2020 roku przez Charlotte Hornets nie zawsze był jednak w stanie pokazać swój niezaprzeczalny talent, zdaniem ekspertów predestynujący go do stania się ostoją świetlanej przyszłości organizacji, której właścicielem jeszcze niedawno był Michael Jordan. Niestety, liczne problemy zdrowotne zahamowały karierę 23-latka, co widać choćby w jego obecnym, najlepszym jak dotychczas sezonie w najlepszej lidze świata.
Najmłodszy z braci Ball pod koniec listopada doznał kolejnej kontuzji, która sprawiła, iż do gry mógł wrócić dopiero w drugiej połowie grudnia na spotkanie z Philadelphia 76ers. Dla samego LaMelo Balla to jednak nic nowego, a kolejna z licznych przeszkód, jakie stawia przed nim los. Nie wszyscy prawdopodobnie zdają sobie sprawę, iż choćby jego drogę do najlepszej ligi świata i Charlotte Hornets trudno określić inaczej niż niestandardową.
Już w czasach szkoły średniej w Chino Hills Melo był uważany za obiecującego zawodnika i murowanego kandydata do NBA. Zamiast jednak pójść na uczelnię, w 2017 roku wraz z bratem LiAngelo wyjechał… na Litwę, jako najmłodszy Amerykanin w historii wiążąc się profesjonalnym kontraktem z ekipą Prienai. Skąd ten pomysł?
W pewien sposób tłumaczy go fakt, iż po tym transferze zespół wycofał się z gry w nieistniejącej już Bałtyckiej Lidze Koszykówki i wziął udział w serii meczów pokazowych sponsorowanych przez Big Baller Brand. Całe przedsięwzięcie nie potrwało jednak długo. W kwietniu 2018 Ballowie opuścili kraj naszych sąsiadów, a powodem były zarzuty, jakie LaVar Ball wysunął pod adresem trenera Virginijusa Seskusa, który miał nie dawać młodszemu z braci odpowiedniej liczby minut. Po opuszczeniu Europy LaMelo zahaczył jeszcze o Australię, by wreszcie w drafcie 2020 dostać się do NBA.
Wygląda jednak na to, iż rozgrywający Hornets nie zapomniał swojego pobytu w ojczyźnie Domantasa Sabonisa. Delikatnie mówiąc, nie wspomina go jednak w samych superlatywach. 23-latek, nie przebierając w słowach, podzielił się swoimi doświadczeniami z profesjonalnych występów na Litwie w wywiadzie udzielonym magazynowi SLAM.
– Szczerze mówiąc, po pobycie na Litwie miałem wyj***ne na to, kto wybierze mnie drafcie. Łóżka? Przetoczysz się w lewo – spadasz. Przetoczysz się w prawo – to samo. Moje pieprzone łydki zwyczajnie zwisały z łóżka – nie stopy, tylko łydki! To było słabe. Gdy wreszcie wydostałem się z tego piekła, powiedziałem do siebie: „Nieważne, gdzie mnie wrzucą. Dopóki jestem w Stanach i mam dostęp do wody, jest okej.” Całe to gówno – było jak jedna długa noc. To było szalone. Jedzenie trudne do przełknięcia. Zimno jak cholera i nikogo wokół. Powiedziałem sobie jednak, iż muszę się skupić na grze. Po prostu harować i robić swoje. Czuję, iż to było naprawdę ważne. Poświęcenie – tak na to patrzyłem – wspominał.
Wydaje się jednak, iż choćby taki rodzaj piekła na ziemi, jak to określił sam zawodnik, odcisnął na nim pozytywne piętno. LaMelo nie omieszkał przyznać, iż litewski epizod jego kariery sprawił, iż teraz jest silniejszy mentalnie i gotowy adekwatnie na wszystko, co los może przynieść.
– Mój mental ma się dobrze jeszcze od czasów Litwy. Od tamtego czasu, nie będę kłamał, nie mam żadnych problemów natury psychicznej. Nie ma nic, co możesz zrobić, żeby mnie złamać. Nie sądzę, żeby mogło być coś gorszego niż grzanie ławy w tamtym miejscu – dodał gwiazdor Szerszeni.
W pewnym sensie jego wypowiedź można tłumaczyć szokiem kulturowym, jaki mógł przeżyć 17-letni wówczas koszykarz w zupełnie obcym dla siebie środowisku. Wielu na jego miejscu jednak, nie mogąc się przebić do składu w lidze litewskiej – Melo rozegrał wówczas tylko osiem spotkań – mogłoby stwierdzić, iż w takim razie nie jest im pisana wielka kariera i postawić na inną ścieżkę rozwoju zawodowego. Najmłodszy z braci Ball zahartował się jednak, w czym swój udział miała także gra z seniorami w barwach Illawarra Hawks, i wreszcie trafił do wymarzonej NBA.
Już w swoim pierwszym sezonie w najlepszej lidze świata został wybrany debiutantem roku. Wprawdzie później jego kariera miewała wzloty i upadki, ale choćby będąc nękanym przez kontuzje, nie zszedł poniżej poziomu przyzwoitości. W 2022 roku zaliczył swój pierwszy występ w Meczu Gwiazd, zaś obecna kampania to już prawdziwy popis umiejętności niedoszłej gwiazdy Prienai.
Póki co Melo wystąpił w 22 meczach, w których osiągał średnio najwyższe w karierze 30,1 punktu, 5,3 zbiórki, 7,4 asysty i 1,3 przechwytu. kilka zarzucić można także jego skuteczności. 23-latek trafia 42,5% wszystkich rzutów z gry, w tym 34,6% z dystansu. I tylko szkoda, iż gra w jednej z najgorszych drużyn w stawce. choćby on w życiowej formie nie jest w stanie sam wygrywać meczów.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!