NBA: Jak unikać zwolnień trenerów? Przyszły Hall of Famer ma plan

3 dni temu

We wtorek Denver Nuggets zadziwili chyba wszystkich, tyleż nagle co niespodziewanie rozstając się z trenerem Michaelem Malone’em na zaledwie trzy mecze przed końcem sezonu zasadniczego. Sprawa była tym bardziej zastanawiająca, iż doświadczony szkoleniowiec przez dekadę prowadzenia drużyny z Kolorado aż osiem sezonów kończył z dodatnim bilansem, a dwa lata temu doprowadził swoich podopiecznych do mistrzostwa.

Niezależnie od powodów, dla których 53-latek wylądował na przysłowiowej zielonej trawce, jak również domysłów, czy ktokolwiek w organizacji wiedział wcześniej o planach na zwolnienie trenera, wygląda to na kontynuację swego rodzaju niepokojącego trendu, do jakiego dochodzi w ostatnich latach w NBA. Michael Malone to tylko najnowszy przypadek, gdy szkoleniowiec jest zwalniany niezależnie od osiąganych sukcesów.

W grudniu 2024 roku Sacramento Kings postanowili zwolnić Mike’a Browna, który niespełna dwa lata wcześniej został wybrany trenerem roku. Podobnie jak teraz Malone, Mike Budenholzer przymusowo rozstał się z Milwaukee Bucks w zaledwie dwa sezony po zdobyciu mistrzostwa. Mało? Trzy lata po tym, jak Toronto Raptors nie mieli sobie równych w NBA, postanowiono, iż czas się pożegnać z Nickiem Nurse’em. Niezależnie od indywidualnych powodów, można tu dostrzec pewien niezbyt pozytywny wzorzec.

Gdy Denver Nuggets ogłosili swoją decyzję, ich były gwiazdor, Carmelo Anthony, był właśnie w trakcie nagrywania najnowszego odcinka swojego podcastu „7 PM in Brooklyn”. Będąc w idealnej pozycji, by na bieżąco skomentować sytuację, przyszły Hall of Famer od razu zaczął analizować jej konsekwencje.

– To musiało narastać od jakiegoś czasu, być może niektórzy zawodnicy w szatni nie czuli już chemii z Mike’em Malone’em – zasugerował popularny Melo. Były zawodnik najlepszej ligi świata dodał także, iż już wcześniej był świadkiem sytuacji, w których trenerzy odchodzili lub byli zwalniani bez pardonu, więc nie jest to dla niego nic nowego. Zasugerował jednak jak można uniknąć skrajności, czyli dalszego zwracania się w stronę wspomnianego wyżej trendu.

– Dlaczego, do jasnej cholery, płacicie trenerom takie chore pieniądze, a potem jak gdyby nigdy nic mówicie im „do widzenia”, skoro i tak będziecie musieli dalej pokrywać ich kontrakty? Nie, jeżeli płacę ci za cztery lata, to masz tu być przez cztery lata i mam głęboko w dupie bilans meczowy. Nie zamierzam wyrzucać w ten sposób powiedzmy 75 milionów dolarów. Żebyś prowadził drużynę przez dwa lata, a potem cię wyrzucam? I jeszcze mam ci dalej płacić? Nie ma mowy – masz robić swoje, niezależnie od tego, czy jesteśmy świetni, czy zwyczajnie do dupy. Będziesz tu do końca kontraktu i nie obchodzi mnie co mówią kibice. I właśnie dlatego jestem zdania, iż pensje trenerów powinny wliczać się do limitu plac. Gdyby tak było, to te wszystkie zespoły dwa razy by się zastanowiły, zanim by się tak łatwo pozbywały trenerów. Byłyby ostrożniejsze – zasugerował 40-latek.

Trudno odmówić mu logiki. Według panujących w NBA zasad, tylko pensje zawodników wliczają się do limitu płac (salary cap). Dzięki temu kluby mogą wydawać dowolne kwoty na trenerów i pracowników działu sportowego. Dlatego też, wiedząc iż nie będzie to miało większego wpływu na budżet płacowy, władzom jednej czy drugiej drużyny łatwiej przychodzi decyzja o rozstaniu się ze szkoleniowcem, niezależnie od jej zasadności.

Tacy na przykład Bucks płacą w tej chwili kilku trenerom jednocześnie. Na ich liście płac wciąż znajduje się pożegnany z zeszłym roku Adrian Griffin, jak również obecny szkoleniowiec, Doc Rivers. Po zwolnieniu w 2023 Budenholzera wciąż są zobowiązani również jemu wypłacać pozostałe pieniądze z kontraktu, mimo iż ten pracuje w tej chwili w Phoenix Suns. Ekipa z Arizony to zresztą kolejny jaskrawy przykład – po zeszłorocznym odpaleniu Franka Vogela wciąż muszą pokrywać resztę jego wartej 24 mln dolarów umowy.

Chociaż wiadomo, iż takie sytuacje to nic nowego w świecie sportów drużynowych, to jednak warto zadać sobie pytanie czy gra jest warta świeczki? Brzmi to tylko trochę lepiej od przepalania pieniędzy w piecu, więc propozycja Melo wydaje się warta rozważenia, choćby jeżeli jest całkowicie nierealna.

Jedynym sposobem, żeby taki pomysł zyskał na popularności byłoby zainteresowanie właścicieli klubów wprowadzeniem limitu wydatków na trenerów lub sytuacja, w której sami szkoleniowcy zrzeszyliby się z związek zawodowy i wynegocjowali wspólne porozumienie, jak swego czasu zrobili zawodnicy. Inna sprawa, iż zarabiają teraz na tyle duże pieniądze, iż prawdopodobnie nie byliby zainteresowani ograniczaniem własnych wynagrodzeń. I tu koło się zamyka.

NBA: Szok w Denver! I to w przeddzień fazy play-off!

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna
  • Idź do oryginalnego materiału