Iga Świątek wygrała w tym roku Wimbledon, a Madison Keys była najlepsza w Australian Open. Starcie mistrzyń wielkoszlemowych w meczu otwierającym WTA Finals 2025 było popisem tylko jednej z nich – Polki.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
Zaledwie 23 minuty potrwał pierwszy set tego spotkania. Świątek wygrała go 6:1, prezentując – jak to ujął popularny serwis The Tennis Letter – krystalicznie czysty/nieskazitelny tenis.
W tej błyskawicznej pierwszej partii Świątek popełniła zaledwie dwa niewymuszone błędy. Ale aż 26 z 34 rozegranych punktów Polka wygrała nie tylko dzięki temu, iż zachowywała spokój i unikała pomyłek. I również nie tylko za sprawą słabości rywalki, która ostatnie dwa miesiące spędziła na leczeniu kontuzji i widocznie nie zdążyła wypracować wysokiej formy. Świątek była agresywna, świetnie wyglądała jej praca nóg, zgadzał się serwis, wychodziły jej choćby slajsy, gdy tylko decydowała się sięgać po te rzadkie dla siebie zagrania. Ewidentnie wiceliderka światowego rankingu po trzech tygodniach bez rywalizacji poczuła głód tenisa. I zjadła rywalkę, bo ta mając kłopoty ze swoim tenisem nie była w stanie w żaden sposób postawić się naszej faworytce.
Komentator miał rację - rywalki Świątek było żal
- Autentycznie, po ludzku, Madison Keys współczujemy – powiedział Żelisław Żyżyński, gdy Świątek prowadziła 6:1, 5:1 i było już adekwatnie pewne, iż ten mecz skończy się wysoką i bolesną porażką Amerykanki. Komentator Canal+ prawdopodobnie wyraził to, co czuła większość widzów. Bo Świątek nie miała dla swojej przeciwniczki litości. Cały mecz wygrała w równo godzinę. To i tak nieźle dla Keys, skoro po zaledwie kwadransie przegrywała już 0:5, a – jak już zaznaczaliśmy – po 23 minutach było po pierwszym secie.
Żyżyńskiego zacytować warto jeszcze raz, bo miał rację, gdy powiedział tak: „Nie ma co też ukrywać, iż tu nie ma meczu". Fakt, to był popis Świątek, a równolegle to była godzina cierpienia Keys. Niemoc zwyciężczyni Australian Open 2025 najlepiej wyraża się w tym, iż popełniła aż 33 niewymuszone błędy przy zaledwie ośmiu uderzeniach kończących. A te fatalne liczby siódmej tenisistki światowego rankingu każą nam też na chwilę zatrzymać się przy twierdzeniu, iż tenis Igi Świątek był „krystalicznie czysty".
Czy to nie przesada? W pierwszym secie chyba naprawdę to Świątek nie można było się o nic przyczepić. W drugim może coś by się znalazło, ale przecież trudno robić Polce jakiekolwiek wymówki o to, iż rywalka nie dojechała z poziomem, a więc i jej samej trudno było prezentować fajerwerki. W każdym razie w pierwszym secie Świątek popełniła zaledwie dwa niewymuszone błędy (przy trzech uderzeniach kończących), ale w drugim – już 10 (przy sześciu winnerach). Różnicę widać, ale to naprawdę żaden problem. Ważne, iż Polka cały czas kontrolowała sytuację. Że totalnie dominowała.
Na koniec Świątek słusznie była z siebie bardzo zadowolona.
Podsumowując: bardzo cieszy agresywna, a przy tym mądra gra Igi. Bardzo cieszy wysoki procent wygranych przez nią punktów po serwisie (82 proc. po pierwszym i 53 proc. po drugim), z czym ostatnio były kłopoty. Bardzo cieszy świetne wejście w turniej, ze świetnym bilansem na start. Ale powiedzmy sobie też szczerze, iż teraz będzie już znacznie trudniej. Bo kolejne rywalki - Jelena Rybakina, i Amanda Anisimova są w gazie i niemal na pewno żadna z nich nie zagra przeciw Polce tak słabo, jak to zrobiła wracająca po zdrowotnych kłopotach Madison Keys.

5 godzin temu








![Rybakina postraszyła w grupie Świątek. Oto jej najlepsze akcje [WIDEO]](https://sf-administracja.wpcdn.pl/storage2/featured_original/69066d8eeef2f4_13045439.jpg)







