Nadchodzi trzęsienie ziemi w futbolu. Grożą, iż nacisną "atomowy guzik"

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Phil Noble / REUTERS


Jesteście gotowi na kolejną rewolucję w piłce nożnej? Najlepsi piłkarze mają już dość. To wrzenie już unosi pokrywkę. Bunt się szykuje. A przecież w przeszłości już jeden niedoszły strajk zmienił piłkę nożną nie do poznania.
Jak tylko w przestrzeni medialnej pojawiły się pierwsze doniesienia o strajku piłkarzy, do którego może dojść w tym sezonie, od razu zadano pytanie: jak milionerzy mogą strajkować? Otóż mogą, choć robią to dość rzadko. Więcej jeszcze: zostali milionerami, bo sięgnęli po takie właśnie narzędzia, jak strajk.


REKLAMA


Zobacz wideo


Strajk w piłce nożnej? "Jesteśmy blisko"
Ten obecny nie dotyczy jednak płac, a przeładowanego kalendarza imprez piłkarskich. Znamienne jest, iż słowa o strajku rzucił Rodri z Manchester City. Ten 28-letni hiszpański piłkarz, który został wybrany na najlepszego piłkarza Euro 2024, ma szczególne prawo do zabrania głosu w tym temacie. Od kiedy dołączył do Manchesteru City w 2019 r., opuścił z powodu kontuzji tylko pięć meczów. Przez pięć kolejnych sezonów rozegrał średnio 51,4 meczu w barwach klubowych i 10 meczów w kadrze. Rok w rok.


O strajk Rodri został zapytany podczas konferencji prasowej przed meczem Ligi Mistrzów z Interem Mediolan. Powiedział wtedy: - Jesteśmy tego blisko. To ogólna opinia graczy i jeżeli tak dalej pójdzie, nie będziemy mieli innego wyjścia.
W tym roku FIFA i UEFA zafundowały najlepszym piłkarzom świata najdłuższy i najbardziej intensywny sezon w historii. I tak już przeładowany sezon piłkarski postanowiono dopakować jeszcze poszerzoną Ligą Mistrzów i klubowymi mistrzostwami świata, które mają być próbą generalną przed amerykańskim mundialem 2026. Kalendarz jest tak rozdęty, iż piłkarze Manchesteru City mogą rozegrać choćby 75 meczów w jednym sezonie, jeżeli zespół dojdzie w każdych rozgrywkach do finału. A gdy doliczymy do tego jeszcze mecze reprezentacji, to najlepsi piłkarze mogą wykręcić wynik w granicach 80 meczów w roku. - To zbyt wiele - powiedział Rodri. - Nie zawsze chodzi o pieniądze i marketing. Ważna jest też jakość widowiska. jeżeli nie jestem przemęczony, moja gra jest lepsza.
Piłkarzom i klubom napakowany meczami sezon da oczywiście miliony, ale w końcu i im zapaliła się czerwona lampka, iż więcej pieniędzy dziś może skutkować krótszą karierą. Lekarze już dziś alarmują, iż zawodnicy grają za dużo. I choćby nowoczesna medycyna nie zna dozwolonego dla sportowców lekarstwa na wyczerpanie organizmu i wypalenie zawodowe.


Związek piłkarzy już skarży FIFA do TSUE
Być może jednak piłkarze nie będą musieli naciskać na ten "atomowy guzik" - jak nazywa ich potencjalny strajk serwis The Athletic. Związek zawodowy piłkarzy FIFPro razem z krajowymi związkami z Francji i Wielkiej Brytanii już podjął działanie, by zawalczyć o prawo zawodników do odpoczynku. Złożył do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytania prejudycjalne, w których kwestionuje prawo FIFA do jednostronnego ustalania kalendarza piłkarskiego. Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie nowych rozgrywek: klubowych mistrzostw świata, które mają się odbyć w dniach od 13 czerwca do 15 lipca. Nowe rozgrywki zostały nazwane kroplą, która przelała czarę goryczy.


"Związek piłkarzy uważa, iż decyzje te naruszają prawa zawodników i ich związków zawodowych wynikające z Karty Praw Podstawowych UE, a także potencjalnie naruszają unijne prawo konkurencji" - napisało FIFPRO w swoim oświadczeniu. "Te prawa podstawowe to: zakaz pracy przymusowej lub obowiązkowej, wolność pracy, prawo do negocjowania i zawierania układów zbiorowych, prawo do zdrowych warunków pracy oraz prawo do corocznego płatnego urlopu. (...) Związki zawodowe uważają, iż celem nowych rozgrywek jest zwiększenie bogactwa i władzy globalnego organu zarządzającego piłką nożną, bez należytego uwzględnienia wpływu na zaangażowanych zawodników lub inne zainteresowane strony w profesjonalnej piłce nożnej".
FIFPro rekomenduje, żeby piłkarze nie byli zmuszani, by grać więcej niż 55 meczów w sezonie.
Najlepszy piłkarz Euro już w tym sezonie nie zagra
Niestety, życie dopisało smutny ciąg dalszy do wypowiedzi Rodriego. W ostatnim meczu ligowym przeciwko Arsenalowi Hiszpan doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry prawdopodobnie na resztę sezonu. Trudno znaleźć lepszy dowód na potwierdzenie tezy, iż przeładowany kalendarz ma swoje brutalne konsekwencje.


"Rodri jest symbolem sportu w przełomowym momencie - i wszyscy jesteśmy temu winni" - zatytułował swój artykuł The Athletic, oskarżając o kontuzję Rodriego pospołu wszystkich. Winne są FIFA i UEFA, bo wprowadzają nowe rozgrywki i powiększają te stare. Winne są kluby, bo wożą zawodników na przedsezonowe sparingi na Daleki Wschód, do USA i Australii. Winne są stacje telewizyjne, bo chcą pokazywać coraz więcej futbolu. A na końcu winni są kibice, którzy też chcą oglądać coraz więcej.


Akurat w tym ostatnim autor artykułu Tim Spiers mocno przestrzelił. Kibice wcale nie chcą więcej piłki nożnej. Wystarczy ich zapytać, a w większości odpowiedzą, iż piłki nożnej jest za dużo. W Sport.pl pod artykułem o zabiegach FIFPro, by złamać monopol FIFA w ustalaniu kalendarza, zamieściliśmy sondaż. Zapytaliśmy czytelników, czy meczów jest za mało, za dużo, czy w sam raz. 82 procent biorących udział w ankiecie odpowiedziało, iż piłkarze grają za dużo, a tylko sześć procent chciałoby jeszcze więcej piłki.
Oglądalność spada, a liczba meczów wciąż rośnie
Potwierdzają to wyniki oglądalności. Przy ogromie meczów jest ona coraz mniejsza. jeżeli wierzyć w dane podawane przez FIFA, choćby finał mundialu oglądają setki milionów widzów mniej niż jeszcze 26 lat temu. Bardziej wiarygodne źródła też jednak o tym mówią.
I właśnie ratunkiem na ten spadek oglądalności jest powiększenie liczby meczów w kalendarzu. Tak się bowiem składa, iż oglądalność telewizyjna innych programów niż sport spada jeszcze szybciej, więc koncerny medialne potrzebują więcej transmisji, by spadek widowni osłabić. jeżeli przeliczymy wartość kontraktów telewizyjnych lig piłkarskich na pojedynczą transmisję, to w każdych rozgrywkach piłkarskich jest ona coraz niższa.


Winni nie są nie kibice, a chciwość organizacji piłkarskich, klubów i stacji telewizyjnych. Fani nie mają nic do gadania. Ale w tym procesie nie można pominąć piłkarzy. To też ich wina. Przez lata się nie buntowali, bo ich pensje wraz z liczbą meczów rosły i rosły. Dopiero ostatnio obudziła się w nich świadomość, iż za pieniądze zdrowia nie kupią.
Wybuchł strajk i mistrza świata nie wyłoniono
A przecież strajk w piłce nożnej nie jest czymś obcym. Owszem, to dużo popularniejsza forma protestów za oceanem. Tam jednak obowiązuje inne prawo. Ligi NFL, MLB, NHL czy NBA muszą dogadać się ze związkiem zawodowym zawodników, aby sezon w ogóle mógł ruszyć. Przedmiotem negocjacji jest nie tylko podział przychodów z ligi, ale także cała gama obowiązków graczy wobec klubu i odwrotnie. Zawodnicy z właścicielami drużyn ustalają też liczbę meczów w sezonie, termin rozpoczęcia przygotowań do sezonu, a choćby liczbę dni treningowych. jeżeli porozumienia nie ma, to właściciele klubów ogłaszają lokaut i zawieszają działalność ligi. Strajk jest dużo rzadszym wydarzeniem.


Najsłynniejszy amerykański strajk miał miejsce w lidze MLB w 1994 r. Gdy właściciele klubów chcieli wprowadzić bez zgody zawodników ograniczenia na płace (salary cap) i ograniczyć prawa tzw. wolnych agentów (graczy, którym skończyły się kontrakty) zawodnicy odmówili gry. Po raz pierwszy w historii ligi nie wyłoniono mistrza świata, bo tak oficjalnie tytułuje się zwycięzcę finałowej serii meczów w MLB: World Series. Właściciele klubów kolejny sezon chcieli zacząć z "łamistrajkami", ale nie pozwolił na to sąd, który poparł roszczenia zawodników. Ostatecznie strajk zakończył się po 232 dniach. Zgodnie z orzeczeniem sądu liga miała grać w oparciu o poprzednią umowę zbiorową, która już wygasła, do czasu wynegocjowania nowej. Salary cap nie wprowadzono w MLB do dziś, choć obowiązuje ona w NHL, NFL czy NBA.
18 stycznia 1961 r. dzień rewolucji w futbolu
Mało kto wie, iż z podobnym strajkiem mieliśmy do czynienia w piłce nożnej, choć wiele lat temu. Wtedy wystarczyła tylko groźba, by świat piłki nożnej zmienił się nie do poznania. Dziennik "Guardian" napisał później: "Środa 18 stycznia 1961 r. była tak przełomowa dla angielskiego futbolu zawodowego, jak czerwiec 1215 r. dla angielskiej konstytucji [ogłoszenie Wielkiej Karty Swobód przez Jana bez Ziemi – red.] lub maj 1660 r. dla angielskiej monarchii [przywrócenie jej po czasach republiki – red.]".


I jak w MLB w 1994 r., w Anglii też chodziło o coś w rodzaju salary cap, bo to amerykańskie rozwiązanie obowiązywało w niektórych krajach Europy wcześniej niż wymyślono je za oceanem. Właściciele angielskich klubów od końca XIX wieku ustalali między sobą, ile ma wynosić maksymalna pensja zawodników. Było to wtedy 20 funtów tygodniowo w czasie sezonu i 17 latem. Sumy dość niskie, jeżeli weźmie się pod uwagę, iż średnie zarobki w brytyjskim przemyśle wynosiły wtedy 15 funtów.
W 1960 r. związek zawodowy piłkarzy postanowił zawalczyć o zniesienie pensji maksymalnej. Negocjacje nie przyniosły rezultatu. Właściciele klubów proponowali tylko stopniowe podwyżki, ale nie uwolnienie wynagrodzeń. W końcu piłkarze postanowili zastrajkować. Na trzech zebraniach w różnych częściach Anglii przeprowadzono głosowanie. 712 zawodników było za strajkiem, a 18 przeciw. To właśnie wtedy miała miejsce konwersacja, którą jako anegdotę opowiadał później Gordon Taylor - wtedy młody piłkarz, a później szef związku:
- Gdy przemawiał Tommy Banks z Boltonu, ktoś powiedział, iż to nie fair żądać 20 funtów tygodniowo, gdy górnicy dostają mniej. Na to Tommy, który też kiedyś pracował w kopalni, odparł: "Podziwiam górników, ale to nie znaczy, iż każdy z nich może w sobotę po południu poradzić sobie z upilnowaniem Stanleya Matthewsa [pierwszy zdobywca Złotej Piłki - red.]".


Do strajku w końcu nie doszło, bo właściciele klubów zgodzili się na zniesienie ograniczeń. Od tego momentu pensje piłkarzy wystrzeliły, a Johnny Haynes, kapitan reprezentacji Anglii i Fulham został w 1961 r. pierwszym w historii angielskim piłkarzem, który zarabiał 100 funtów tygodniowo. Rosnące zarobki w Anglii były przykładem dla Europy. Dziś dzięki sile Premier League Anglicy zostawiają w tyle całą resztę świata.


Kto wie, czy dziś groźba strajku znów nie odmieni świata futbolu na zawsze. jeżeli FIFA zostanie pozbawiona swojego monopolu na ustalanie kalendarza, konsekwencje będą nieprzewidywalne.
Idź do oryginalnego materiału