Małysz nigdy czegoś takiego nie widział. Skandal po skoku Kubackiego

1 dzień temu
Zdjęcie: Screen Eurosport


Tuż po pierwszym skoku Dawida Kubackiego podczas Turnieju Czterech Skoczni na zeskok runął dron. Maszyna spadła z boku, na odjeździe, już po tym, jak Polak minął tę strefę. Ale uprzątnięto ją dopiero po kolejnym skoku, tuż przed tym, jak na skoczni pojawili się kolejni polscy zawodnicy - Aleksander Zniszczoł i Piotr Żyła. - Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca - mówi jasno Thomas Thurnbichler.
Do tej sytuacji doszło w pierwszej serii finałowego konkursu 73. edycji imprezy. Kubacki właśnie skoczył 128,5 metra jako pierwszy, nierozstawiony zawodnik swojej pary systemu KO, a chwilę po jego lądowaniu w śnieg na odjeździe uderzył dron. To urządzenie, które podąża za zawodnikami jako kamera śledząca ich ruch w powietrzu.


REKLAMA


Zobacz wideo Austriacy zdominowali świat skoków. Oto jak pracują


Dron rozbił się na skoczni tuż po tym, jak wylądował Kubacki. Nikaido skoczył, gdy sprzęt leżał na zeskoku
Nie wiadomo, co dokładnie stało się z dronem i dlaczego spadł na skocznię. Po tym zdarzeniu Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) podjęła decyzję, żeby dłużej nie wykorzystywać dokładnie tego typu dronów w trakcie konkursu i aby te nie latały wokół obiektu.
Poszkodowanym w tej sytuacji mógł być Ren Nikaido. Skoczek z Japonii, który rywalizował w parze z Dawidem Kubackim, oddał skok w sytuacji, w której dron wciąż leżał na skoczni. W teorii nie znajdował się w miejscu, w którym stanowiłby duże zagrożenie dla zawodników, ale z drugiej w trakcie zawodów potrafią się przydarzyć nieprzewidziane sytuacje. I dlatego to, iż Japończykowi pozwolono na skok w takich okolicznościach, to duży błąd FIS.
Jednak Nikaido uzyskał aż 135,5 metra i łatwo pokonał Dawida Kubackiego. Kontrowersyjnie zrobiłoby się, gdyby przegrał tę parę. Kto wie, co FIS zrobiłby w przypadku protestu i chęci powtórzenia skoku ze strony Japończyka. Ten jednak o sprawie dowiedział się od japońskich dziennikarzy. Tak jak i trener kadry Kento Sakuyama, który po zawodach dopytywał, gdzie znajduje się wspomniany dron. Na portalu X jego zdjęcie pokazał rzecznik polskiej kadry, Dominik Formela.


Po tym, jak organizatorzy i działacze FIS zorientowali się, iż dron leży na skoczni, po skoku Nikaido go stamtąd zniesiono. Wszystko działo się przed skokami Aleksandra Zniszczoła i Piotra Żyły, którzy później rywalizowali w ramach polskiej pary systemu KO. To wywołało przerwę w zawodach, ale w międzyczasie wzmocniły się też podmuchy wiatru i poczekano na bardziej sprawiedliwe warunki.


Małysz nigdy czegoś takiego nie widział. Thurnbichler: "Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca"
- Już były wcześniej rozmowy, iż trzeba na te drony uważać i nie latać nie tylko blisko publiczności, ale też zeskoku i zawodników - wskazuje prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. Najprawdopodobniej ma na myśli sytuację z sezonu 2022/2023. Wtedy drony były nowinką i wiele państw miało własne. A chyba największe Niemcy w Titisee-Neustadt. Trzeba było zamienić je na mniejsze, bo wpływały choćby na odczyty siły wiatru. - Muszą latać wysoko za zawodnikiem, a jeżeli z przodu to z bardzo daleka. Stąd pojawiły się mniejsze, już nie tak ciężkie drony - opisuje Małysz.


Dawid Kubacki widział tylko, jak po jego skoku zbierano sprzęt z zeskoku. - Kiedyś w Zakopanem była bliższa sytuacja, bo pamiętam, iż na jednym nagraniu z wieży widać było, iż dron był zaraz za mną po lądowaniu i miał mocne hamowanie. Wyrobił się na centymetry. Tu tak źle nie było, spadł trochę później. W kadrze kamery się choćby nie znalazł - mówi skoczek.
Czy Ren Nikaido powinien oddawać skok w takich okolicznościach? - Jak dron leżał gdzieś z boku, to może nie było ryzyka, żeby puścić kogoś. Ale z drugiej strony zawsze jest możliwość, iż jednak w to wpadniesz, coś odbije się od narty i uderzy cię w głowę. Najwyraźniej leżał on w takiej odległości, iż nie trzeba było od razu interweniować - wskazuje Kubacki, zauważając, iż po każdej z par przerwa jest minimalnie dłuższa niż po pojedynczym skoku.
- Nie widziałem tego, ale ogółem takie sytuacje oczywiście nie powinny mieć miejsca. Loty dronów w trakcie zawodów powinny być bezpieczne. Nie powinny się rozbijać. Jak zareagowałbym, gdyby to mój skoczek oddawał skok z dronem wciąż na zeskoku? Nie składałbym protestu, jeżeli nie wpłynąłby na to, co działo się z zawodnikiem - ocenia Thomas Thurnbichler.


Miejmy nadzieję, iż kolejnych takich przypadków w Pucharze Świata już długo się nie doczekamy. A na pewno nie na następnych zawodach w tym sezonie - w dniach 17-19 stycznia skoczkowie będą rywalizować w Zakopanem. Czekają nas tam jeden konkurs drużynowy i jeden indywidualny. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, na platformie Max i w Telewizji Polskiej.
Idź do oryginalnego materiału