Lewandowski największą ofiarą błędu kolegi. Cierpiał okrutnie

3 godzin temu
Zdjęcie: Canal+ / Reuters


Marc-Andre ter Stegen pchał Barcelonę ku przepaści, a Lamine Yamal próbował ją ratować. Ostatecznie Monaco wykorzystało błędy rywali i wygrało 2:1. To pierwsza tak duża niespodzianka w tym sezonie Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski był ofiarą tego, iż jego zespół przez 80 minut grał w osłabieniu.
W ilu by FC Barcelona nie grała i jak bardzo nie miałaby pod górkę, zawsze może liczyć, iż pociągnie ją Lamine Yamal. Patrząc na jego akcję z 28. minuty, przy wyniku 0:1, nie sposób domyślić się, iż ma zaledwie 17 lat i raptem dziesięć meczów w Lidze Mistrzów. Do tego, iż zachwyca lekkością w dryblingu, szybkością i kreatywnością, a w ostatnich meczach także bardzo wysoką skutecznością, zdążyliśmy się przyzwyczaić. choćby to, jak Yamal zaczął pracować bez piłki - ile ma odbiorów, ile ataków na rywali, ile doskoków - zostało już zauważone. Ale w meczu z Monaco, w bramkowej akcji, dorzucił kolejną rzecz, którą można się zachwycać: dojrzałością nieadekwatną do wieku. Zastawił się bowiem przed rywalem i wygrał walkę o pozycję nie jak nastolatek, ale jak skrzydłowy z przynajmniej kilkudziesięciomeczowym doświadczeniem w Champions League. To zastawienie było najważniejsze w drodze do zdobycia bramki.


REKLAMA


Zobacz wideo Szeremeta zdobyła srebrny medal na IO. "Walczyłam o marzenia"


Talent Yamala olśniewa. Dojrzałość i powtarzalność, którą ma na początku tego sezonu, wymyka się logice. Po sukcesie tak wielkim, jak zdobycie mistrzostwa Europy i po szale, który wokół niego zapanował, a także po krótkim urlopie, obniżka formy - a przynajmniej jej wahania - byłyby całkiem zrozumiałe. Tymczasem on w sześciu meczach tego sezonu strzelił już cztery gole i zaliczył cztery asysty. To kolejny krok naprzód w jego niezwykle gwałtownie rozwijającej się karierze. W poprzednim sezonie jego gra chwilami zachwycała, ale brakowało mu liczb. Bywał też bardziej chimeryczny, co w przypadku nastolatka było zupełnie normalne. To, co robi teraz, jest wynaturzeniem.
Bo gdy już zastawił się przed Vandersonem, reszta była przewidywalna - zbiegł z piłką do środka, uderzył lewą nogą i strzelił wyrównującego gola. Robert Lewandowski, który początkowo domagał się podania, ostatecznie tej akcji tylko przyklasnął i pierwszy podbiegł z gratulacjami do jej autora.


Co za błąd ter Stegena! Nie mógł tak zagrać
Barcelona w ostatnich dwóch meczach rozjechała swoich rywali - pokonała 7:0 Real Valladolid i 4:1 Gironę, a w obu spotkaniach wyniki mogły być jeszcze wyższe. W jej grze podobało się wszystko: i chęć do atakowania, i pomysł jak to robić, i intensywność w obronie, i energia wszystkich piłkarzy. Po drodze była reprezentacyjna przerwa, doszło do tego kilka zmian w składzie, ale zespół Hansiego Flicka mimo wszystko był bardzo powtarzalny. Można więc było przypuszczać, iż Monako będzie kolejnym przystankiem dla barcelońskiego walca.
Ale nie. Scenariusz na ten mecz można było wyrzucić już po jedenastu minutach. To wtedy Marc-Andre ter Stegen nieodpowiedzialnie podał do Erica Garcii. W tej sytuacji nie miał wręcz prawa mu zagrać, bo tuż za jego plecami był Takumi Minamino, który tylko czekał na to, by zaskoczyć rywala i przejąć piłkę tuż przy polu karnym. Bramkarz Barcelony musiał to widzieć, ale i tak zdecydował się na podanie. Trudno to wytłumaczyć inaczej niż chwilowym zaćmieniem. To jasne, iż Niemiec nie chciał w tej sytuacji korzystać z długiego podania, bo ani nie pasuje ono, ani do stylu Barcelony, ani do jego stylu gry. Tyle iż obok Garcii stał niepilnowany Inigo Martinez i to jemu należało podać piłkę. Dalej wszystko wydarzyło się zgodnie z przewidywaniami: Garcia był zaskoczony, Minamino przejął piłkę, Garcia sfaulował go tuż przed polem karnym, sędzia dał mu czerwoną kartkę i Barcelona przez resztę meczu musiała grać w osłabieniu.


A to był dopiero początek nieodpowiedzialnych zagrań. Już pięć minut później Alejandro Balde zgubił skrzydłowego Monaco - Maghnesa Akliouche’a, który strzelił gola na 1:0. Jeszcze przed przerwą Barcelona miała nadzwyczaj dużo niedokładnych podań i nieudanych przyjęć. W drugiej połowie sam ter Stegen nieudanie piąstkował piłkę po jednym z dośrodkowań i źle zachował się przy strzale George Ilenikhena w 71. minucie, który dał Monaco zasłużone zwycięstwo. Niemiec rzucił się jeszcze przed oddaniem uderzenia, który - owszem - było bardzo mocne, ale leciało prosto w niego. jeżeli dotychczas za kadencji Hansiego Flicka trudno było znaleźć jakiekolwiek minusy, to Adi Hutter, trener Monaco, w jeden wieczór wskazał ich kilka. Jego drużyna od początku meczu polowała na ter Stegena i zaostrzała pressing za każdym razem, gdy tylko zabierał się on za rozegranie piłki, a efekt z 11. minuty był spektakularny. Pomocnicy szukali też wielu prostopadłych zagrań za wysoko ustawioną linie obrony - i to także się sprawdziło przy drugiej bramkowej akcji. Monaco udało się również ograniczyć wpływ Raphinhi na grę zespołu. A ponadto Francuzi byli jedynym rywalem z ostatnich tygodni, który dorównał Barcelonie pod względem fizycznym.


Rober Lewandowski cierpiał przez błąd kolegi. Tylko 24 kontakty z piłką
Wpływ na to miała też oczywiście gra w przewadze. Hansi Flick musiał zmienić plan na to spotkanie już w 11. minucie, gdy stracił defensywnego pomocnika. Nie zrobił wtedy żadnej zmiany, bo i nie bardzo miał kogo na tę pozycję wpuścić - Frenkie De Jong, Gavi, Fermin Lopez, Marc Bernal i Andreas Christensen są kontuzjowani. Już Eric Garcia został wystawiony w tej roli nieco awaryjnie, bo nominalnie jest środkowym obrońcą. Flick pozostawił więc osłabiony środek pola, Monaco przejęło inicjatywę, a Barcelona ograniczała się do kontrataków. Zagrożenie pod bramką rywali nie było jednak duże - dwie dobre okazje po podaniach Roberta Lewandowskiego i Lamine Yamala miał Raphinha.
Lewandowski był największą ofiarą błędu ter Stegena. Gra Barcelony się zmieniła - walczyła, ale miała problemy ze stworzeniem okazji, grała daleko od bramki Monaco. Polak nie mógł liczyć na serwis Yamala czy Raphinhi, którzy kreowali mu okazje w poprzednich meczach. W ataku był osamotniony, odcięty od gry. W związku z tym próbował cofać się i pomagać w rozegraniu piłki. Mimo to, jego wpływ na grę był minimalny - przez cały mecz miał zaledwie 24 kontakty z piłką.
Ten najważniejszy mógł nadejść w 78. minucie. Barcelona ruszyła wtedy z kontratakiem i miała przewagę trzech na jednego. Piłkę miał Raphinha, a Lewandowski czekał na prostopadłe podanie, by spotkać się sam na sam z bramkarzem. Do wyboru był jeszcze ustawiony szerzej Yamal. Ale Brazylijczyk wybrał najgorzej jak mógł - wdał się w drybling i stracił piłkę. Polak wyraźnie się wtedy zdenerwował - najpierw machnął rękami, później jednoznacznie pokazał miejsce, gdzie chciał dostać piłkę, a na koniec schował twarz w dłoniach. Trudno się dziwić - jedyna okazja do strzelenia gola przeszła mu obok nosa. Barcelona straciła wtedy szanse na wyrównanie, a on został zmieniony przez Ferrana Torresa. Monaco utrzymało prowadzenie 2:1 i sprawiło pierwszą tak dużą niespodziankę w tym sezonie Ligi Mistrzów.
Idź do oryginalnego materiału