Lewandowski dawno nie zagrał takiego meczu. Decyzja Flicka kilka zmieniła

4 dni temu
Zdjęcie: Fot. Albert Gea / REUTERS


To był mecz różnych połów - w pierwszej Barcelona grała kolejny koncert i prowadziła do przerwy 3:0, ale później - co do niej niepodobne - zdjęła nogę z gazu i pozwoliła sobie strzelić gola. Po serii perfekcyjnych meczów, zwycięstwo 3:1 z Espanyolem pozostawiło delikatny niedosyt. To mówi wszystko, jak rozbudzone są aptyty kibiców Barcelony.
Przed przerwą mecz z Espanyolem chwilami przypominał trening strzelecki, na którym z uśmiechem z uśmiechem na twarzy do bramki trafiał Dani Olmo. Momentami zamieniało się to w treningową grę na utrzymanie, gdy Barcelona nabijała 77 proc. posiadania piłki i zamęczała rywali kolejnymi podaniami. Jak zwykle były akcje, a w których ćwiczyła idealne ustawienie linii obrony, za pomocą którego dwa gole Espanyolu nie zostały uznane, bo padły ze spalonego. Były też fragmenty, w których Lamine Yamal zwyczajnie bawił się z przeciwnikami, przepuszczając im piłkę między nogami. Słowem – Barcelona prowadziła 3:0 i znów robiła, co chciała. Przyspieszała i zwalniała wedle zachcianki.


REKLAMA


Zobacz wideo Robert Lewandowski czy Kylian Mbappe? Madryt zdecydował. Ale akcja


Po przerwie – głównie jednak zwalniała. Grała spokojniej, mniej energicznie. Nie szukała za wszelką cenę zdobycia kolejnych bramek, co wręcz jest do niej nie podobne, bo w ostatnich tygodniach wydawała się wiecznie nienasycona. W drugiej połowie oddała tyle samo celnych strzałów, co Espanyol. Miała niższy wskaźnik xG – goli oczekiwanych (0,23 -0,66). Ale i to da się zrozumieć, bo przed reprezentacyjną przerwą zagra jeszcze dwa mecze - już w środę w Lidze Mistrzów z Crveną Zvezdą, a w niedzielę z Realem Sociedad.
Barcelona zrobiła więc swoje – w trybie energooszczędnym przypilnowała prowadzenia i zwiększyła przewagę nad Realem Madryt do dziewięciu punktów, co dziennikarze "Relevo" określili "wielką psychologiczną przewagą". Główni rywale w walce o tytuł w ten weekend nie zagrali meczu – ich spotkanie z Valencią zostało przełożone ze względu na największą od 50 lat powódź, która pochłonęła już ponad 200 ofiar.


Strzelcy strzelcami. Zachwycały przede wszystkim asysty
Espanyol już przed pierwszym gwizdkiem zobaczył, dokąd przyjechał. Najpierw Złotą Piłką pochwaliła się Aitana Bonmati – znakomita środkowa pomocniczka Barcelony, po niej trofeum dla najlepszego młodego piłkarza świata pokazał kibicom Lamine Yamal, a na koniec nagrodę dla najlepszego zawodnika października w La Liga odebrał Robert Lewandowski. Teraźniejszość i przyszłość. Dobitne podsumowanie tego, jak udane są dla Barcelony ostatnie miesiące. Za nią też najpiękniejszy od dawna tydzień - ze zwycięstwami nad Sevillą, Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów i Realem Madryt. W tych trzech meczach strzeliła 13 goli, straciła zaledwie 2, co dobitnie podkreśliło jej siłę i rozwiało wątpliwości.
Do trzech razy sztuka – Dani Olmo nie wykorzystał dwóch dobrych okazji do zdobycia bramki, ale już w 12. minucie był bezbłędny. Wbiegł w pole karne we właściwym momencie, uderzył mocno i przełamał ręce bramkarza. Ale bardziej imponująca niż samo wykończenie była asysta Lamine Yamala. Zagrywając piłkę zewnętrzną częścią lewej stopy – z idealną rotacją i w punkt – pokazał, jak ogromny potencjał w nim drzemie. Dopiero co był na gali Złotej Piłki w Paryżu, uśmiechał się do fotoreporterów i w windzie podpytywał Aitanę Bonmati, czy na nagrodzie, którą zdobyła, jest wygrawerowane jej imię i nazwisko. A gdy zaproponowała, by wziął ją na ręce, odmówił. Może kiedyś podniesie tę z grawerem dla siebie. Patrząc tylko na to, jak prezentował się przeciwko Espanyolowi, trudno w to nie uwierzyć. Zresztą prowadzący ceremonię Didier Drogba rzucił 17-latkowi wyzwanie, by został najlepszym piłkarzem świata szybciej niż Leo Messi, który pierwszy raz zdobył Złotą Piłkę w 2009 roku, mając 21 lat.


Podobnie było z drugim golem dla Barcelony – owszem, brawa dla Raphinhi za wyczucie, instynkt i przytomne wykończenie, ale pokłonić należy się przede wszystkim podającemu mu Marcowi Casado. Co za wizja gry, co za finezja i precyzja! Nie ma w Barcelonie większego zaskoczenia niż forma tego środkowego pomocnika. Wskoczył do składu, bo latem nie udało się sprowadzić żadnego defensywnego pomocnika, a później Marc Bernal – pierwszy wybór Flicka na tej pozycji – nabawił się poważnej kontuzji. Casado wzniósł się jednak na poziom, o który nikt go nie podejrzewał. Jeszcze przed meczem z Espanyolem przebiegł prawie 36 km, o 3 więcej niż kolejny kolega z zespołu – Jules Kounde. Do intensywnego i energicznego stylu gry Flicka pasuje wręcz idealnie. Niemiec jednak przede wszystkim zwraca uwagę na to, iż Casado wprowadza do zespołu równowagę – decyduje o tempie akcji, dba o ich płynność, a raz na jakiś czas sam popisuje się znakomitym podaniem do napastników. To on asystował przy pierwszym golu Lewandowskiego w El Clasico. To on podawał do Raphinhi przy golu na 3:1 w meczu z Bayernem. Chwilami kibice Barcelony mogą mieć wrażenie, iż do klubu wrócił Segio Busquets z najlepszych lat.


Robert Lewandowski kończy serię meczów z golem. Piłka szukała innych
Do 55. minuty to był mecz przede wszystkim Daniego Olmo, strzelca dwóch goli, wracającego do formy po mięśniowej kontuzji, która wykluczyła go z gry na miesiąc. Wchodził na boisko już w drugich połowach meczów z Bayernem i Realem, ale przeciwko Espanyolowi pierwszy raz zaczął mecz w wyjściowym składzie. Nie potrzebował czasu, by nawiązać do znakomitego początku, który miał zaraz po transferze z RB Lipsk, gdy w pierwszych trzech meczach strzelił trzy gole, a piłkarze i trenerzy Barcelony mieli szeptać między sobą, iż od lat żaden zawodnik nie wszedł do klubu z tak dużym impetem. Trafiał w meczach, ale przede wszystkim błyszczał na treningach. Niedzielny występ pokazał, iż do maszyny, która świetnie funkcjonowała przez cały październik, gdy on spędzał czas u fizjoterapeutów, może wnieść coś jeszcze.
Bardzo dobrze wyglądała jego kooperacja z Robertem Lewandowskim. Raz to Polak grał za plecami Hiszpana i odpowiadał za rozprowadzenie akcji, raz to Olmo cofał się bliżej środka. Przy pierwszym golu w obaj znaleźli się w polu karnym i najpewniej, gdyby akcji nie wykończył Olmo, to zrobiłby to Lewandowski. I to akurat w tym meczu się nie zmieniło – to Hiszpan dochodził do sytuacji bramkowych. Lewandowski właśnie nie miał żadnej dogodnej okazji, próbował jedynie zaskoczyć bramkarza Espanyolu dwoma strzałami z dystansu. Bezskutecznie. Na pięciu meczach skończyła się zatem seria meczów z golem.
Polak pracował dla zespołu, pomagał w rozegraniu akcji, ale też szukał tego gola do samego końca. Lamine Yamal próbował podawać mu tuż przed bramkę, ale na drodze stawali rywale. Hansi Flick też zrobił swoje i trzymał go na boisku do ostatniego gwizdka. kilka to jednak zmieniło. W niedzielę piłka szukała innych piłkarzy. Lewandowski dawno nie rozegrał takiego meczu.
Idź do oryginalnego materiału