Kurek padł na kolana, a potem zszedł z parkietu. Dramatyczne obrazki

3 dni temu
Zdjęcie: screen Polsat Sport


To miało być podwójne święto polskiej siatkówki - nie dość, iż mecz PGE Projektu Warszawa z Zaksą był hitem 1. kolejki PlusLigi, to jeszcze z udziałem wracającego do krajowych rozgrywek po sześciu latach przerwy Bartosza Kurka. Ale blask święta gwałtownie przygasł za sprawą pechowego urazu kapitana kadry i klubu z Kędzierzyna-Koźla. Zmagająca się masowo z kłopotami zdrowotnymi w poprzednim sezonie Zaksa obecny zaczęła od przegranej w stolicy 0:3 (22:25, 23:25, 19:25).
Nie było jeszcze połowy pierwszego seta, gdy Bartosz Kurek tuż po uderzeniu piłką w twarz zasygnalizował, iż potrzebuje zmiany. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej partii siatkarze PGE Projektu Warszawa i Zaksy Kędzierzyn-Koźle walczyli zaciekle na parkiecie, a 36-letni atakujący ze spuchniętym okiem i z kapturem na głowie opuszczał już przygnębiony halę. To nie o takim początku sezonu po powrocie do PlusLigi marzyli on i jego drużyna. Ale mimo porażki pokazali, iż - o ile znów nie będzie ich prześladował pech - to zmażą plamę z poprzedniego.


REKLAMA


Zobacz wideo Mistrz Włoch wygrywa BOGDANKA Volley Cup. Kamil Semeniuk o organizacji: Klub, w którym gram, może się uczyć


Kędzierzyńska klamra Kurka. "Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego"
Gdy poprzednio Kurek zaczynał sezon w PlusLidze (2018/19), to był świeżo upieczonym mistrzem świata i MVP tej imprezy. Teraz wrócił do tych rozgrywek miesiąc po wywalczeniu z reprezentacją Polski wicemistrzostwa olimpijskiego w Paryżu. Poprzednie podejście utytułowanego zawodnika do PlusLigi nie było szczęśliwe - podpisał kontrakt ze Stocznią Szczecin, która pozyskała sporo gwiazd i miała być rewelacją rozgrywek, ale czar gwałtownie prysł - po dwóch miesiącach mający wielkie kłopoty finansowe klub wycofał się z rozgrywek. Zawodnicy na gwałtownie szukali nowych pracodawców, a Kurek wylądował w... Warszawie, w ówczesnym ONICO.
Wcześniejsze podejście tego gracza do polskiej ekstraklasy też miało dodatkowy kontekst. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2016/17 rozwiązał kontrakt z japońskim JT Thunders, w którym nie zagrał ani meczu. Siatkarz tłumaczył wtedy tę decyzję wypaleniem psychicznym. W połowie października jednak wrócił do gry, w barwach PGE Skry Bełchatów. Obiecał wtedy, iż jeszcze wróci do Japonii i słowa dotrzymał - ostatnie cztery lata spędził w Wolfdogs Nagoja. Władze tego klubu postanowiły teraz postawić na innych graczy i Kurek zaczął się rozglądać za nowym pracodawcą. Tak właśnie trafił do drużyny z Kędzierzyna-Koźla, której kolorów bronił już w latach 2005–08. Wtedy dopiero zaczynał tak naprawdę karierę, teraz wrócił do niej zbliżając się powoli do jej schyłku.
Jego pozyskanie przez Zaksę było jednym z największych hitów transferowych tego lata. Doświadczony siatkarz od początku sobotniego spotkania na każdym kroku pokazywał, jak bardzo mu zależy na dobrym zaprezentowaniu się. Tym bardziej iż został kapitanem zespołu. To on też zdobył pierwszy punkt w meczu i w kolejnych akcjach też radził sobie nieźle. Poza trzema punktowymi atakami dołożył też skuteczny blok i z całych sił mobilizował kolegów do walki. A po jednym z tych kończących wymianę ataków w ramach celebracji zderzył się klatką piersiową z trenerem ekipy gości Andreą Gianim.
Tyle iż sam musiał opuścić boisko już przy stanie 10:9. Po mocnym ataku przyjmującego Projektu Artura Szalpuka piłka odbiła się od parkietu, następnie od nogi libero Zaksy Erika Shojiego i trafiła Kurka w oko. Atakujący padł na kolana i złapał się za twarz. Gdy po chwili podniósł się, to od razu zasygnalizował, iż potrzebuje zmiany. Następnie udał się do szatni razem z fizjoterapeutą, który po chwili wrócił sam.


W późniejszej rozmowie ze Sport.pl Giani potwierdził, iż Kurek zgłosił wtedy, iż ma problem z widzeniem.
- Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego. Jego oko było dosłownie czarne. Nie wyglądało to dobrze. Ale też słyszałem głosy lekarzy, iż przy takich urazach różnie bywa. Czasem wystarczy podanie sterydów i po kilku dniach jest dobrze, a czasem to poważniejszy problem. Trzeba poczekać na wyniki badań - relacjonował jeden z siatkarzy.


Kurek ponownie pokazał się kibicom na początku drugiej partii, gdy w towarzystwie trenera przygotowania fizycznego opuszczał warszawski Torwar. Zaraz potem udał się do szpitala na badania.
- Przy grze w siatkówkę trafienie piłką w twarz to adekwatnie codzienność. Uderzenie w oko jest już bardziej pechowe, ale sam niedawno też zostałem trafiony. Czekamy na wyniki badań Bartka i mamy nadzieję, iż gwałtownie do nas wróci. Przy takich urazach trzeba potem po prostu czekać. Przy powrocie trzeba też uważać choćby przy skakaniu ze względu na wzrost ciśnienia w gałce ocznej - zwraca uwagę Giani.


Projekt z delikatną zmianą, Zaksa niemal z rewolucją. "Takie mecze kształtują tożsamość drużyny"
Pierwsze kilka ciekawych akcji sobotniego pojedynku dawało nadzieję, iż kibice obejrzą długie i interesujące spotkanie. Mowa w końcu o dwóch czołowych klubach ligi, choć trudno tak określić Zaksę na bazie wyniku z poprzedniego sezonu. Teraz przede wszystkim będzie chciała zrehabilitować się za to, gdy trawiona kłopotami zdrowotnymi i wewnętrznymi zajęła dopiero 10. miejsce.
Tyle iż latem straciła m.in. trzech podstawowych graczy - Aleksandra Śliwkę, Bartosza Bołądzia i Łukasza Kaczmarka. Pojawili się zaś m.in. Kurek, Mateusz Poręba czy pozyskany z Projektu Igor Grobelny i Rafał Szymura z Jastrzębskiego Węgla. A na ławce trenerskiej zasiadł Giani, który z Francuzami wywalczył latem olimpijskie złoto.
Teraz w wyjściowym składzie kędzierzynian pojawiło się jedynie dwóch siatkarzy, którzy byli w nim też w poprzednim sezonie. Pod tym względem w warszawskiej ekipie było znacznie stabilniej - doszło tylko do jednej zmiany. Dokonała ona cennego wzmocnienia, pozyskując Jakuba Kochanowskiego, który uznawany jest przez niektórych w tej chwili za najlepszego środkowego świata.
Ta różnica oraz szybka strata Kurka dały o sobie znać i znacząco wpłynęły na wynik. Zaraz po wypadnięciu atakującego zaczęła rosnąć przewaga Projektu. Zaksa próbowała nadrabiać m.in. dzięki asom serwisowym Marcina Janusza, Poręby i Szymury, ale nie wystarczyło to do nawiązania równorzędnej walki.


W miejsce Kurka pojawił się Mateusz Rećko, który dotychczas grał w drużynach spoza czołówki. 26-latek co prawda zepsuł piłkę, która zakończyła pierwszą odsłonę, ale w całym meczu pokazał się z dobrej strony (52 procent skuteczności ataku przy 23 próbach i punktowy blok). Przyjezdnym jako drużynie nie można odmówić waleczności - w drugim secie mimo wyraźnej straty 13:19 doprowadzili jeszcze do remisu 21:21. Tyle iż końcówka należała już do gospodarzy. Kędzierzynianie zaliczyli jeszcze jeden mały zryw - trzecią partię zaczęli od prowadzenia 3:1. Widać było wówczas, iż wszyscy nawzajem się mocno mobilizują.
- Trener Giani powiedział nam, iż w takich trudnych sytuacjach wygrywa się sercem - opowiadał Sport.pl Szymura.
A włoski szkoleniowiec przyznał, iż podobała mu się waleczność jego nowego zespołu, który wciąż jest na etapie adaptacji do stylu, jaki ma prezentować.
- Takie spotkania jak to kształtują tożsamość drużyny. Cieszy mnie również, gdy zawodnicy rezerwowi wykorzystują swoją szansę - tak, jak dziś zrobił to Mateusz - zaznaczył.


Giani nie kryje, iż popracować trzeba m.in. nad większą stabilnością gry. W trzeciej odsłonie po raz ostatni Zaksa prowadziła przy wyniku 8:7, a ostatni remis w tym secie to 8:8. Potem to była już siatkarska gra do jednej bramki.
Idź do oryginalnego materiału