Dawid Kubacki bardzo słabo rozpoczął sezon w sobotę w Lillehammer. Mimo iż awansował do drugiej serii, to osiągnął w pierwszej próbie zaledwie 123 metry. Druga odsłona była już lepsza, gdyż wylądował na 128 metrze. Ostatecznie uplasował się jednak dopiero na 26. lokacie. Jak się okazało, w porównaniu do kolejnego dnia, był to dobry wynik.
REKLAMA
Zobacz wideo Oto sukcesor Michała Probierza? Kosecki: To fenomenalny trener i człowiek [To jest Sport.pl]
Dawid Kubacki powiedział wprost, co zawiodło w Lillehammer. Bolesne słowa
34-latek zaprezentował się w niedzielę koszmarnie i skoczył jedynie 115 metrów. Mało tego, w przeciwieństwie do sobotnich zmagań, nie awansował choćby do drugiej serii. Dlaczego tak się stało? - Idąc tokiem rozumowania trenera, próbowałem zwęzić kolana na dojeździe, ale prędkości przez cały czas są niskie. Nie przyniosło to efektu, choć rano skoki były czystsze. Teraz ten przysiad był mocniejszy, a tego błędu próg nie wybacza. Ciężko było przy tych warunkach odlecieć - przyznał Kubacki.
- Trochę zabolał ten weekend. Trzeba za tydzień podejść do rywalizacji z większym spokojem. Będę miał spore nadzieje, ponieważ wiem, na co mnie stać. Ruka jest bardziej lotną skocznią, więc warto byłoby to wykorzystać - dodał.
Krótkiego komentarza udzielił również Maciej Kot, który osiągnął tylko... 102,5 metra. Tak samo jak w sobotę nie zakwalifikował się do drugiej odsłony. - Jest problem z Maciejem Kotem - rozpoczął - Gdybym skoczył dobrze wczoraj, to bym miał lepszy numer startowy. Pojawiły się kolejne komplikacje, ale nie ma co zwalać na warunki. Inne było czucie, niż odniesiony rezultat - przekazał.
- jeżeli patrzeć na pozytywy, kontrole przechodzimy. Nie ma stresu związanego ze sprzętem. Jest bezpiecznie, bez upadków. Ale to tyle plusów, reszta minusów. Pierwszy weekend do zapomnienia i trzeba się jak najszybciej pozbierać - podsumował Maciej Kot, dla którego litości nie mieli choćby kibice.