Kompromitacja polskich skoków w Pucharze Świata. Thurnbichler miał rozmowę

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl


Dziewiąte miejsce Polski w konkursie drużyn mieszanych w Willingen było katastrofą. Może lepiej, iż wszystko tego dnia przykryły kontrowersje związane z kontrolą sprzętu i dyskwalifikacją Słoweńca Timiego Zajca. - To boli, jako drużyna trochę zawiedliśmy - mówił Sport.pl po zawodach Paweł Wąsek.
To była katastrofa i kompromitacja polskich skoków. Takie wyniki - przedostatnie miejsce i brak awansu do drugiej serii, wyprzedzając jedynie Finlandię i to dlatego, iż miała jednego zdyskwalifikowanego zawodnika - nie przystoją potędze tej dyscypliny.


REKLAMA


Zobacz wideo Fenomenalny Wąsek! Nowy rekord życiowy i najlepszy występ w karierze


"Jako drużyna trochę zawiedliśmy". Oto reakcje po nieakceptowalnym wyniku Polski w Willingen
- To boli, jako drużyna trochę zawiedliśmy. Mogliśmy dać z siebie więcej, każdy mógł dołożyć, chociaż odrobinę do tych skoków i może inaczej by to wyglądało - mówił nam Paweł Wąsek. On uzyskał 120, Aleksander Zniszczoł 127,5, Anna Twardosz 98, a Pola Bełtowska 95,5 metra. I tyle, konkurs dla polskiego zespołu się skończył.


- Wiemy, iż w tych zawodach nie możemy w tym momencie walczyć o podium. Nie mamy pełnego pakietu, żeby dokonać czegoś więcej. Ale dzisiaj skoki naszej części drużyny nie były dobre. Porozmawiam z zawodnikami indywidualnie o tym, co się stało - zapowiadał w piątek trener Polaków, Thomas Thurnbichler. - To była dla dziewczyn bolesna lekcja. Nie wyszło tak, jak powinno. Widać w tych dziewczynach sporo napięcia, bo gdy skaczą razem z chłopcami w mikstach to za bardzo chcą. Mają parcie, żeby pokazać się z dobrej strony i je to troszkę dyskwalifikuje. Pojawia się spięcie i te skoki już nie są takie, jakie mogłyby być - tłumaczył szkoleniowiec kadry kobiet, Marcin Bachleda.
Thurnbichler znów musi odbudować Wąska. "To nie funkcjonowało"
Najbardziej mogła zaskakiwać słabsza dyspozycja lidera kadry skoczków, Pawła Wąska. I to nie tylko w pierwszej serii konkursu mikstów, ale i treningach mężczyzn, w których nie spisywał się najlepiej. A przynajmniej nie był na takim poziomie jak tydzień wcześniej na lotach w Oberstdorfie, gdy ustanawiał rekord życiowy i notował najlepszy wynik w zawodach Pucharu Świata w karierze.
- Powiedziałbym, iż wszystkie trzy skoki nie były najlepsze. Miałem problem, żeby znaleźć odpowiednią pozycję najazdową. W pierwszym byłem za bardzo wycofany, to później przesadziłem z wyjściem do przodu i chciałem to wszystko wypośrodkować, ale mi się nie udało. To nie funkcjonowało. Jak to poprawić? Wstępny plan nie zafunkcjonował, więc potrzeba głębszej analizy na wideo i przepatrzenia skoków z trenerami. Wtedy może będzie lepiej - wyjaśnił Wąsek.


- W przypadku Pawła niestabilna pozycja najazdowa sprawiła, iż nie mógł pokazać pełni swoich możliwości. Mamy do odrobienia trochę pracy domowej, żeby to poprawić. W przypadku Olka Zniszczoła to był solidny skok, ale widać, iż nie ma pełni zaufania. Brakuje mu tego, co pojawiło się w Oberstdorfie i odmieniło tam jego skoki. A widzieliśmy, ile zmienia się dzięki temu w tym sporcie - podkreślał trener Thurnbichler.
Jaki plan przygotował Austriak, żeby przez bardzo krótki okres pomóc Wąskowi wrócić do dobrej dyspozycji? W Oberstdorfie to zafunkcjonowało: w sobotę nie wszedł do finałowej serii, w niedzielę był czwarty. - W przypadku Pawła możemy się poprawiać z dnia na dzień, ale to niełatwe, bo potrzeba regeneracji, a nie nadmiaru treningów. Paweł jest naszym najlepszym zawodnikiem w klasyfikacji generalnej PŚ i walczy, żeby być w niej jak najwyżej. Do tego potrzebuje startów i jeżeli chcemy z nim jeździć z konkursu na konkurs, to potrzebuje oszczędzić trochę energii. Jednocześnie widziałem u niego i jestem przekonany, iż będzie w stanie poprawić się choćby w tak krótkim czasie. Potrzebuje jasnego zadania i powinien być w stanie je wykonać - ocenił Thurnbichler.
Skocznia w Willingen nie pomogła. "Nie mogliśmy się zaadaptować"
W konkursie mikstów nie skakali Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Jakub Wolny. Najlepiej na treningach wyglądał ten pierwszy, który oddawał niezłe skoki, choć wciąż dalekie od ideału. - Dawid jest na dobrej drodze. Chcieliśmy, żeby jego pozycja była aktywniejsza, więc żeby miał środek ciężkości bardziej z przodu. I naprawdę nad tym popracował. W obu skokach to było widoczne, ale w drugim treningu sprawdziliśmy kombinezon, który ograniczył odpowiednio przejście nad narty po odbiciu. Było nieco zbyt ciasno w jego pozycji w locie na dole skoczni, więc z dobrym kombinezonem i poprawą w sobotę i niedzielę powinien skakać lepiej - wskazał Thomas Thurnbichler.
Polakom nie jest łatwo w Willingen także przez specyfikę Muehlenkopfschanze. - W każdy weekend zmieniamy skocznię i musimy się dostosowywać do tego, jak to wygląda na kolejnym obiekcie. W Willingen chyba jeszcze bardziej niż w innych miejscach, bo mamy tu naturalne tory najazdowe, dość staromodny obiekt. I nie mogliśmy się do niego odpowiednio zaadaptować - przyznał Thurnbichler. - To zupełnie inna skocznia i rozbieg. Naturalne tory nigdy nie są idealnie proste, więc czucie się zaburza. Jednak jeżeli ma się dobrą pozycję i balans, to wtedy nie powinno to przeszkadzać - ocenił Paweł Wąsek.


Co z polskimi skoczkiniami na MŚ? "Zastanawiamy się"
Trenerzy polskich kadr na pewno nie chcieliby, żeby taki wynik mikstu pojawił się za niespełna miesiąc podczas mistrzostw świata w Trondheim. - Bylibyśmy zniesmaczeni. Do mistrzostw świata jest jednak jeszcze trochę czasu, mamy mikst w Lake Placid. Zobaczymy. Myślę, iż dziewczyny muszą się jeszcze nauczyć brać udział w takich zawodach. Nie spinać się i skakać normalnie. W takich okolicznościach w ósemce na pewno powinniśmy być - zapewnił Marcin Bachleda. - Na pewno nie zaakceptujemy czegoś takiego na MŚ. Chcemy tam powalczyć o miejsce w najlepszej piątce, to jest nasz cel. Żeby to osiągnąć, musimy się jednak poprawić - dodał Thomas Thurnbichler.
O ile od skoczków oczekujemy wyższego poziomu i wiemy, iż ich na to stać, to martwi, iż w tak ważnym konkursie z perspektywy polskich skoczkiń zawiodła zwłaszcza najlepsza z nich, Anna Twardosz. - U Ani skoki rano były okej, powtarzalne. Jak skoczy normalnie, to punktuje w konkursach. Łapie na tyle pewności siebie, iż normalnymi skokami jest stale w "30". To powoduje, iż z zawodów na zawody jest coraz silniejsza. Pola Bełtowska miała przerwę, kontuzja wykluczyła ją na miesiąc. I myślę, iż startując będzie poprawiała skoki i zyskiwała pewność siebie - wskazał Marcin Bachleda. W sobotnich zawodach indywidualnych skoczkiń Anna Twardosz zdobyła kolejne w tym sezonie punkty, zajmując 29. miejsce po skokach na 108 i 106,5 metra. Pola Bełtowska była 36., skoczyła tylko 85 metrów i odpadła z rywalizacji już po pierwszej serii.
Co z polskimi skoczkiniami na MŚ w Trondheim? Na zawody PŚ w Lake Placid mają jechać aż cztery zawodniczki, ale czy sztab kadry chce wystawiać na światowym czempionacie w Norwegii drużynę? - Zastanawiamy się. Musimy wziąć pod uwagę, żeby te zawodniczki jakiś poziom prezentowały. Ciężko jest dziewczynom, bo choćby żeby być w ósemce, to muszą przynajmniej trzy dobrze skakać - opisał Bachleda.


Choć rywalizacja skoczkiń już za nami, zawody PŚ w Willingen trwają. W sobotę czeka nas konkurs indywidualny mężczyzn o godzinie 16:00, który poprzedzą kwalifikacje zaplanowane na 14:30. W niedzielę odbędą się jeszcze jedne zawody skoczków. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału