Katastrofa reprezentacji Polski w 28 minut! Ronaldo po prostu nas ośmieszył

1 tydzień temu
Zdjęcie: screen TVP Sport


Po pierwszej połowie meczu Portugalia - Polska na Estadio do Dragao w Porto można było zachwycać się grą Biało-Czerwonych. To było najlepsze 45 minut za kadencji Michała Probierza. Jego piłkarze zneutralizowali rywala, ale zabrakło najważniejszego, za co srogo zapłaciliśmy po przerwie. Wtedy to na boisku długimi fragmentami była tylko jedna drużyna. Podopieczni Roberto Martineza wrzucali kolejne biegi - i bramki - nokautując Polaków. I to wyjątkowo brutalnie, 5:1.
- Ważne, iż chcemy grać w piłkę. Pokazujemy, iż potrafimy rywalizować z najlepszymi zespołami. Na pewno jeszcze czegoś nam brakuje - mówił Michał Probierz przed kamerami TVP Sport przed pierwszym gwizdkiem meczu Portugalia - Polska na Estadio do Dragao. Na trybunach stadionu w Porto zasiadło nie tylko dwa tysiące Polaków, którzy kupili bilety na sektor gości, ale co najmniej drugie tyle miało pojawić się na sektorach gospodarzy - relacjonował przed meczem Dominik Wardzichowski, dziennikarz Sport.pl. "Hej Polska gol!" - z trybun było słyszalne od samego początku.


REKLAMA


Zobacz wideo Reprezentacja Polski bez Roberta Lewandowskiego? "To już nie jest jego drużyna" [To jest Sport.pl]


W drugim meczu z rzędu w pierwszym składzie reprezentacji Polski nie pojawił się Robert Lewandowski, ale w przeciwieństwie do starcia z Chorwacją (3:3) z października, kapitana nie było choćby na ławce. Nie pojawił się na zgrupowaniu z powodu kontuzji. Jednakże nie tylko z tego powodu polscy kibice mogli obawiać się wyjazdowego spotkania z Portugalią, mając w pamięci bolesną porażkę 1:3 ze Stadionu Narodowego sprzed miesiąca. Probierz - w porównaniu do tego starcia - zdecydował się na aż siedem zmian w podstawowej jedenastce. Ósmą była nieobecność Sebastiana Szymańskiego, który wypadł z powodu kontuzji na rozgrzewce. Jego miejsce zajął Mateusz Bogusz.
Najlepsze 45 minut za kadencji Probierza. Ale brakowało najważniejszego
Gospodarze rozpoczęli bardzo spokojnie, wręcz leniwie i to Polacy stanęli przed pierwszą poważną szansą. W 11. minucie przewagę odważnym wejściem na połowę rywala zrobił Jakub Kiwior. Po rozegraniu na lewej stronie dośrodkował w pole karne, a tam całą akcję zamykał Bartosz Bereszyński, ale jego uderzenie głową skierowane było prosto w bramkarza. To powinien być groźniejszy strzał, a choćby gol!
Polacy jednak mogli się podobać. I to bardzo. Nie przestraszyli się i to oni byli stroną konkretniejszą na połowie niemrawego przeciwnika. Aktywnością wyróżniał się zwłaszcza Kacper Urbański. Poszukiwany w grze był także - jak zwykle - Nikola Zalewski. Biało-Czerwoni mieli jednak także furę szczęścia, iż żółtych kartek za ostre faule nie obejrzeli Jan Bednarek oraz Piotr Zieliński. Takowe kosztowałyby ich pauzę w poniedziałkowym meczu ze Szkocją. Bardzo dobre pół godziny rozgrywał także Bereszyński, ale on niestety musiał opuścić boisko z powodu kontuzji uda.
Natomiast patrząc na Portugalię, można było zastanawiać się, czy to jest ten sam zespół, który miesiąc temu bawił się w Warszawie. Ekipa Roberto Martineza grała wolno, bez pomysłu, leniwie. Biało-Czerwoni? Wprost przeciwnie. Wymierny dowód w postaci bramki mógł dać w 38. minucie Krzysztof Piątek, ale uderzył minimalnie obok słupka.


Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, z którego zadowoleni mogli być jedynie gospodarze, albowiem Polacy rozegrali - zaryzykujemy - najlepsze 45 minut za kadencji Probierza. Całkowicie zneutralizowali rywala, z którym miesiąc wcześniej mieli ogromne problemy. Do tego dołożyli kreacje w ofensywie, o czym dowodzi statystyka celnych strzałów: 3-0 na korzyść Polski. - Widać porządek na boisku, w tym zespole w końcu każdy wie, co ma robić - mówił w przerwie Artur Wichniarek w studiu TVP Sport.
Portugalia wrzuciła wyższy bieg
Pierwsze minuty po zmianie stron były dla nas bardzo trudne. Portugalczycy wyszli całkowicie odmienieni i zamknęli nas we własnym polu karnym. Mieliśmy ogromne problemy z utrzymaniem piłki. Sporo zmienił wprowadzony w przerwie do środka pola Vitinha.
To niestety zakończyło się fatalnie w 60. minucie. Rzut rożny mieli Polacy, ale - podobnie jak w Warszawie - była to woda na młyn dla Portugalii. Zieliński i Urbański pogubili się w rozegraniu, dzięki czemu z kontrą ruszył Rafael Leao. Wypuścił lewą stroną Nuno Mendesa, który dośrodkował w pole karne, a tam czekał idealnie ustawiony napastnik Milanu. Leao trzałem głową pokonał bezradnego Bułkę. Był to pierwszy celny strzał gospodarzy w tym meczu, po popisowej kontrze.


Portugalia w drugiej połowie pokazywała klasę i wrzuciła naszych obrońców na "karuzelę". W 71. minucie najpierw Neto zabawił na prawej stronie, a potem w polu karnym. Ostatecznie strzał Dalota ręką obronił Kiwiora. Sędzia podyktował rzut karny wykorzystany przez Cristiano Ronaldo. Ten zrobił to efektownie, "panenką", strzelając w środek bramki.


W ostatnim kwadransie spotkanie stało się bardzo otwarte. gwałtownie mogliśmy odpowiedzieć, bo świetną szansę miał Zalewski na spółkę z Adamem Buksą, ale zostali zablokowani. Portugalia nas za to skarciła. W 80. minucie petardę odpalił Bruno Fernandes. Uderzał z około 22 metrów, a piłka po poprzeczce wpadła do siatki. To niestety nie był koniec. Dwie minuty później na 4:0 trafił Pedro Neto. Żal było patrzeć na drużynę Probierza.


Już wtedy zostaliśmy brutalnie znokautowani, a to niestety nie był koniec. W 87. minucie ponownie trafił ponownie Ronaldo. W dodatku bardzo efektownie, przewrotką, czym ośmieszył naszą defensywę. Na murawie oraz trybunach trwała fiesta gospodarzy, a chwilę później Polacy dopięli swego i udało im się strzelić honorowego gola. Dokonał tego debiutant Dominik Marczuk. Oddał precyzyjny strzał z dystansu.


Po festiwalu strzeleckim w drugiej połowie ostatecznie Portugalia rozbiła Polskę 5:1. Nikt nie wyobrażał sobie takiego scenariusza w przerwie. O życie w Lidze Narodów zagramy w poniedziałek ze Szkocją o godz. 20.45 na Stadionie Narodowym.
Idź do oryginalnego materiału