Jan Urban naprawdę to zrobił. choćby jeżeli po szesnastej jest już ciemno

1 godzina temu
To zupełnie inne 1:1 niż w Rotterdamie. Wtedy wyczekiwaliśmy ostatniego gwizdka i odetchnęliśmy, gdy wreszcie wybrzmiał. Teraz wyszliśmy ze stadionu z niedosytem, bo tych Holendrów - cytując Jana Urbana - naprawdę można było walnąć. Ale najważniejsze, iż dzięki temu meczowi bez wielkiego strachu czekamy na losowanie baraży.
Jan Urban sam to zauważył: trudno obudzić optymizm w połowie listopada, gdy dookoła jest szaroburo i już o szesnastej robi się ciemno. A jednak to wszystko, co zobaczyliśmy w piątkowe popołudnie i wieczór – najpierw w meczu młodzieżowej kadry, która pokonała Włochów 2:1 w eliminacyjnym meczu Euro, a później w spotkaniu dorosłej reprezentacji z Holandią zremisowanym 1:1 - bardziej niż z głęboką jesienią kojarzy się z początkami wiosny. Widać, iż drużyna Urbana rozkwita, rośnie w oczach i co mecz wypuszcza jakieś nowe listki - w ostatnim wyrósł jej Tomasz Kędziora w roli centralnego obrońcy i Michał Skóraś na lewym wahadle. A przecież w młodzieżówce kiełkują już następni: robiący w kluczowej akcji spektakularną "ruletę" Jan Faberski czy szukający dryblingu za dryblingiem Oskar Pietuszewski. Widząc to wszystko, na koniec piątkowego wieczoru trudno było się nie uśmiechnąć.

REKLAMA







Zobacz wideo Kosecki o relacjach z Urbanem: Czasami bałem się do niego podchodzić



Idziemy na mecz i wiemy, czego się spodziewać
Odrobina prywaty - by spać spokojnie, postanowiłem jeszcze sprawdzić, co adekwatnie nam ten remis z Holandią dał i jak teraz wygląda sytuacja w barażowych koszykach. Przeczytałem, w tym artykule na Sport.pl, iż Polska jest blisko, by wylądować w koszyku pierwszym i uniknąć gry z najmocniejszymi rywalami, czyli - na ten moment - Włochami, Turcją i Ukrainą. Wczytując się jednak w kolejne zawiłości tych kwalifikacji i rysując w głowie potencjalne ścieżki awansu na mundial, złapałem się na tym, iż obojętnieje mi, z kim w marcu przyjdzie nam zagrać. Walia? Węgry? Czechy? Rumunia? Albania? Słowacja? Szwecja? Macedonia Północna? Jeszcze ktoś inny? Bez ustalenia najbardziej korzystnego wariantu i bez szybkiego oszacowania szans odłożyłem telefon. Ten spokój to namacalny wpływ meczu z Holandią.
Wynik był ten sam, co dwa miesiące temu w debiucie Jana Urbana. Ale styl gry i przebieg meczu - diametralnie inny. Uspokajający właśnie. Wynika to chyba z tego, iż wreszcie wiadomo, czego się po kadrze spodziewać - na co ją stać i jak może zagrać. Przez ostatnie dwa i pól roku, odkąd kadra trafiła w ręce Fernando Santosa, a później Michała Probierza, nigdy nie było to jasne. Nie było choćby wiadomo, jak kadra ma grać. Najpierw zaskoczenia przy powołaniach, później przy ogłaszaniu składu. Jedno słyszeliśmy na konferencjach prasowych, drugie widzieliśmy na boisku. Nie chodzi więc o lekceważenie potencjalnych barażowych rywali i pochopne opuszczanie gardy pokory po dwóch remisach z Holandią i pokonaniu słabej Litwy i kiepskiej Finlandii, ale o rosnące przekonanie, iż reprezentacja Polski wreszcie staje się coraz bardziej powtarzalna i przewidywalna, a przy tym coraz solidniejsza. Wreszcie - choćby przeciwko Holandii - gra bez kompleksów.
Idąc na jej mecz, mniej więcej wiem już, co zobaczę: dobrze zorganizowaną defensywę, zdyscyplinowanych i zdeterminowanych piłkarzy, Jakuba Kamińskiego współpracującego z Robertem Lewandowskim, Piotra Zielińskiego z wdziękiem pociągającego za sznurki i kipiącego energią Matty’ego Cash. Fajerwerków nie oczekuję, solidność - po ostatnich latach - w zupełności mi wystarcza. A drużyna, która ma plan, jak rywala zaatakować i jak się przed nim obronić, to drużyna solidna. Reprezentacji prowadzonej przez Urbana zdarza się jeszcze niemal w każdym meczu przynajmniej na chwilę stracić koncentrację i pozwolić rywalowi na zbyt wiele (końcówka meczu z Finlandią, początek z Nową Zelandią, początek drugiej połowy rewanżu z Holandią), ale też coraz lepiej resetuje się po błędach i niepowodzeniach.
jeżeli Jan Urban mówi na obu konferencjach prasowych, iż chce w tym meczu zobaczyć, iż jego zespół potrafi dłużej utrzymać się przy piłce i częściej odpowiadać na ataki rywala, a później widzimy w statystykach niemal dwukrotnie wyższe xG po stronie Polski (xG - liczba goli oczekiwanych, mierzących jakość stworzonych szans na zdobycie bramki), to trudno nie uspokoić się, iż plan selekcjonera jest wdrażany. o ile posiadanie piłki Holandii z meczu na mecz spada z 74 proc. do 60 proc., o ile bohatera spotkania nie trzeba szukać w bramkarzu, o ile obrona w składzie Kiwior, Kędziora, Ziółkowski dopuszcza Holendrów do trzech strzałów na bramkę, o ile to Polska jest bliżej strzelania dwóch goli, bo dobre okazje marnują Nicola Zalewski i Lewandowski, to trudno przegapić rozwój tej drużyny. o ile selekcjoner znów dokonuje nieoczywistych wyborów - rezygnuje z defensywnego pomocnika, daje jeszcze jedną szansę Kędziorze na środku obrony, wystawia Skórasia na lewym wahadle - a drużyna się nie rozpada, to trudno nie nabrać do niego zaufania. Szalenie obiecujące jest to, iż zawodnicy wreszcie wykorzystują szanse, które daje im selekcjoner. Gorzki żart, iż w reprezentacji najwięcej zyskuje ten piłkarz, który akurat nie gra, można powoli wstawiać do muzeum.



Mniej strachu i więcej spokoju – tak zmieniła się reprezentacja Polski
Jeszcze w czerwcu, w spotkaniu z Finlandią, reprezentacja miała na twarzy wymalowany strach. Przed rywalem, przed popełnieniem błędu, przed własnym cieniem. Bali się też kibice, którzy powątpiewali w awans na mundial. Michał Probierz próbował z tym walczyć - czasem krzykiem w szatni próbował przekonać piłkarzy, iż w nich wierzy, a czasem na konferencjach prasowych wygłaszał elaboraty o odważnej grze. Ale jednocześnie dookoła wprowadzał tak dużo zmian i zostawiał tyle niedopowiedzeń, iż chaos tylko się potęgował. Młodzi piłkarze wpadali do kadry, grali jeden-dwa mecze i już ich w kadrze nie było. W takich warunkach niełatwo o spokój i odważną grę.
Teraz w grze reprezentacji i podejściu kibiców -uwielbiam przysłuchiwać się analizom prowadzonym na gorąco, po wyjściu ze stadionu i w metrze - strachu jest mniej. Dlatego tak symboliczna wydaje się akcja bramkowa, którą przejęcie piłki i natychmiastowym zagraniem do przodu zaczął Kędziora. Później Kamiński gwałtownie rozważył, co zrobić z piłką i postanowił ruszyć z nią naprzód. Podanie do Lewandowskiego i znakomite odegranie na wolne pole też były odważne. Samo wykończenie emanowało natomiast spokojem. A przecież odwagi i spokoju brakowało reprezentacji najbardziej.
Odwagę znajdziemy też w innych, drobnych zagraniach: Zielińskiego, który zawsze ma czas na jeszcze jedno kółeczko w środku pola, by znaleźć idealną drogę podania; Skórasia, który pójdzie za akcją i poszuka dryblingu w polu karnym; Ziółkowskiego, który naciskany przez rywali nie wybije piłki na oślep do przodu. Selekcjoner też się nie boi – ani wystawić ofensywnego składu, ani dać jeszcze jednej szansy Kędziorze, ani symbolicznie wpuścić w doliczonym czasie gry debiutanta, Filipa Rózgę.
Skoro więc reprezentacja przy czterech brakujących zawodnikach z preferowanego przez Urbana składu, przy takiej skali zmian, potrafiła zrealizować to, o czym selekcjoner mówił na konferencjach prasowych i postawić się rywalowi pokroju Holandii, to można uwierzyć, iż zrobi to również w barażach. Niezależnie z kim zagra. Już nie trzeba wyszukiwać jej najłatwiejszej drogi, by uwierzyć, iż ma szansę zagrać na mundialu.
Idź do oryginalnego materiału