Jacek Wosiek: Ola, uzyskując minimum olimpijskie, nie była w formie

8 miesięcy temu

Trener Jacek Wosiek wraz z Aleksandrą Lisowską mają na swoim koncie już wiele sukcesów, w tym złoty medal Mistrzostw Europy w maratonie, rozgrywanych w zeszłym roku w Monachium. W ramach naszej wyprawy kieRUNek Budapeszt z trenerem miał okazję rozmawiać Adam Kszczot, który zapytał o wrażenia po nieudanym starcie w mistrzostwach świata, zmiany w technologii, sekrety treningowe, a także cele i plany na przyszłość. Zapraszamy do przeczytania rozmowy.

Adam Kszczot: Za nami trudny, gorący dzień. Ja uważam, iż amatorzy w takich warunkach w ogóle nie powinni startować i moje zdanie jest dość twarde, natomiast Ola Lisowska pokazała, iż w takich warunkach potrafi biegać.

Jacek Wosiek: Tak, każdy biegacz zawodowy musi się godzić, z tym iż mogą wystąpić takie warunki i o ile chce startować z orzełkiem na piersi w imprezach, które realizowane są latem, to musi brać pod uwagę to, iż może być taka pogoda i trzeba być po prostu na to przygotowanym. Ja powiem szczerze: czasami mam gęsią skórkę, a jest bardzo gorąco i świadczy tylko o tym, iż ciało po prostu sobie nie radzi z termoregulacją. Na zmianę: czuję gorąco, za chwilę pojawia się gęsia skórka. Wracając do tego, co powiedziałeś, my dzisiaj wyjeżdżaliśmy na start o godzinie 5 rano, już wtedy było czuć taki buch ciepła. Gdy dojechaliśmy na start, była 5:25. Tam w okolicy startu znajduje się park, gdzie było fajniejsze odczucie pogody. Wydawało się, iż jest znośnie, ale wystarczyło kilka minut, słońce zaczęło wychodzić i dziewczyny na rozgrzewce już wtedy, mając choćby te kamizelki chłodzące na sobie, czuły, iż one kilka dają.

One są fajne tylko na chwilę, jednak potem po starcie przestają działać, a to są jednak aż 42 kilometry do pokonania. Dochodziły nas słuchy o nierównym przygotowaniu w tym sezonie. Początek trudny, później pojawiły się drobne komplikacje, aż w ostatnich tygodniach naprawdę kamień z serca: trening coraz lepiej się układał. Jak było naprawdę?

No rzeczywiście tak było. Po sukcesie, którym był udany udział Oli w Mistrzostwach Europy i zdobytym tytule Mistrzyni Europy, okazało się, iż presja, którą i Ola nałożyła sama na siebie, i otoczenie na nią nałożyło, była bardzo dużym obciążeniem dla niej. Ciężko radziła sobie ze stworzeniem takiej ochrony, by dobrze funkcjonować. Później nastąpiła zmiana firmy. Kiedy mieliśmy już wszystko podporządkowane pod start w Sevilli w lutym i wydawało się nam, iż lepiej tego nie można ułożyć, zarówno pod względem zgrupowań, jak i lokalizacji, tego, gdzie trenujemy i jak trenujemy, to po powrocie ze zgrupowania z Kenii Ola się poślizgnęła, no i to ją po prostu zmiotło całkowicie: psychicznie i fizycznie. Ta kontuzja się ciągnęła trzy lata, nastąpiła zmiana firmy i okazało się, iż musimy się od nowa uczyć, biegać.

Tak duża zmiana w butach?

Okazało się po prostu, iż nowe obuwie uwidacznia słabe elementy u Oli. Obnaża je i musieliśmy wszystko wzmacniać. W tej chwili jesteśmy zachwyceni z tego nowego obuwia.

Czyli jednak ta zmiana pomogła odnaleźć i skupić się na tych słabych elementach?

Tak. My wzmocniliśmy te słabe elementy i uważam, iż teraz Ola na pewno jest na lepszej drodze do osiągania lepszych wyników, które będą nas wszystkich cieszyć, niż jeszcze rok temu, ponieważ wyeliminowaliśmy te słabe elementy. Ale wracając do tematu, przygotowywaliśmy się w wielkich bólach do kwietniowego maratonu i ja mogę powiedzieć, iż Ola, uzyskując minimum olimpijskie, nie była w formie. Absolutnie. Musieliśmy się zdecydować na mocny trening, ja tak mówię, iż musiałem przygotować formę Oli, tak jakbyśmy jeździli dieslem. Może powiem to w taki brutalny sposób: Ola musiała być chamsko wytrzymała. Bo bieganie na minimum zdecydowanie różni się od biegania na imprezie. Tam musimy przebiec po prostu równym tempem cały dystans na dany wynik i to nam się udało. Jednak tak jak mówię, Ola nie była wtedy w formie. Zdążyliśmy z czasem, żeby tę dyspozycję uzyskać, ale to nie była, jakaś mega zadowalająca dyspozycja. Natomiast teraz właśnie się udało. Ja uważam, iż dyspozycja Oli dzisiaj na starcie była na podobnym poziomie, jak wtedy w zeszłym roku na starcie w Monachium, kiedy wygrała Mistrzostwa Europy. Tylko inne czynniki przeważyły dzisiaj. Można powiedzieć, iż kontuzja układu pokarmowego, spowodowała, iż już na pierwszym kilometrze, czego Ola nie mówiła, miała już problem.

Ale większość osób skarży się na problemy żołądkowe, jelitowe, po prostu na problemy układu pokarmowego. Da się w ogóle jakkolwiek do tego przygotować, żeby ominąć takie problemy? Czy to jest tak losowe i niezależne?

Mi się wydaje, iż da się do tego przygotować. Tylko my pierwszy raz, chcąc być, iż tak powiem bardziej profesjonalni, zdecydowaliśmy się nie tylko na pracę z psychologiem, ale też i na pracę z dietetykiem. I teraz mamy taki duży zgrzyt, z tym, co nie zadziałało i musimy sobie dokładnie prześledzić te ostatnie dni, co mogło spowodować, iż te kłopoty się pojawiły, iż ta kolka się pojawiła praktycznie już od początku. My nigdy wcześniej nie stosowaliśmy żadnej diety. Ja zawsze byłem zwolennikiem racjonalnego spożywania pokarmów z wyłączeniem pewnych rzeczy przed startem, które są mocno obciążające. Ja jestem po prostu za racjonalnym spożywaniem posiłków, żeby organizm nie był zszokowany.

Jaka była największa zmiana, ten największy punkt?

Największy punkt, to trzy ostatnie dni i węglowodany. Jak najwięcej węglowodanów i być może to spowodowało jakąś wewnętrzną blokadę w organizmie Oli, iż kłopoty się pojawiły i mimo iż maraton był dzisiaj rano, to te kłopoty jeszcze się nie rozwiązały.

Walencja i tam szansa na rekord życiowy. Fajna trasa, dobre miejsce, o ile ten trening i ta końcówka faktycznie była obiecująca. Tutaj jednak pozostaje duży niedosyt i niewyeksploatowany organizm. Nie licząc tej kolki, bo to jest jednak kosztowne i kilka następnych dni będzie pewnie trudnych, ale jednak te niewyeksploatowane nogi.

Tak powiem szczerze, iż Olę wyłączył ból z biegu dzisiaj. Ale ten wysiłek, który włożyła w te 33 kilometry, nie sprawił, iż jest ona tak naprawdę bardziej zmęczona, niż po niektórych naszych treningach, bo nie ukrywam, my trenujemy ciężko – choć nie wiem, czy to jest dobre określenie. Na pewno trenujemy odpowiednio do poziomu, który chcemy reprezentować i Ola jest dzisiaj wściekła oraz rozżalona jednocześnie, iż czuła się, iż jest w dobrej dyspozycji, a ból jej uniemożliwił bieg. I tak mi się wydaje, iż Ola choćby za tydzień mogłaby biegać kolejny maraton, ale wiadomo, iż tego nie zrobimy.

Kiedy się zaczną przygotowania pod jesienny maraton?

Przygotowania tak naprawdę zaczną się już zaraz, bo na pewno będziemy chcieli wykorzystać tę formę, którą Ola już teraz posiada. Najgorsze jest pozostawienie u zawodnika takiej świadomości, iż coś się nie udało. Chcemy teraz gdzieś wystartować we wrześniu, żeby po prostu ta praca, którą wykonaliśmy, została poparta dobrym wynikiem. Być może będzie to jakaś połówka. Później z końcem września, to będzie już Kenia na miesiąc. Później zjazd na Wojskowe Mistrzostwa Świata, które odbędą się w Szwajcarii, gdzie Ola pobiegnie półmaraton i później przenosiny do Portugalii, żeby tam już dokończyć pracę do maratonu.

Padają jak muchy rekordy świata w maratonie i półmaratonie. W zasadzie cały czas następuje zmiana. Czy w ogóle jest już ta granica gdzieś blisko? Tak jak panowie męczą się z granicą dwóch godzin, u Pań wydaje się, iż pozostało spory zapas. Czy to zaraz nie okaże się, iż najlepsze maratonki będą biegać czasy zbliżone do męskich wyników?

Może się tak zdarzyć, ale ja uważam, iż będą to tylko takie jednostkowe przypadki. Bo tak na przykład, jak był w stanie biegać Kipchoge – na takim równym poziomie lub tak jak teraz biega ten młody Kiptum – pobiegł dwa maratony po 2:01, to u kobiet na razie niestety nie obserwuje się, tak równego poziomu. Przykładowo zawodniczka biega 2:14, a za chwile 2:18 lub 2:20. Także u kobiet będą zdarzały się takie jednostkowe przypadki. Ale ten poziom średni, powiedzmy pierwszych dziesięciu wyników, myślę, iż utrzyma się na podobnym poziomie, bo on już wskoczył na wysoki pułap i tak będzie oscylował wokół tego. Dopiero później nastąpi wzrost skokowy, kiedy pojawią się nowe zawodniczki, które nie będą bały się trenować i marzyć o większych wynikach.

A da się w ogóle trenować skutecznie do maratonu na nowe rekordy życiowe przez kilka lat bez gór albo bez hipoksji, czyli symulacji wysokogórskiej? Czy to jest w ogóle możliwe?

Jest to możliwe, ale nie da tak pozytywnego efektu, jakbyśmy wykorzystywali hipoksję albo góry. Ja oczywiście jestem zwolennikiem gór i wyjazdów w te miejsca, gdzie trenują najlepsi. Chociażby z tego względu, żeby poczuć tę atmosferę, zobaczyć to i przełamać swoje bariery. Bo jak widzisz, iż ktoś jest w stanie pokonać tak mocny odcinek, to zaczynasz zastanawiać się, co tobie stoi na przeszkodzie, żeby coś takiego zrobić i w ten sposób, w końcu stajesz się odważniejszy i pokonujesz te bariery.

A macie jakieś takie sekrety treningowe? Bo dla mnie hipoksja była takim sekretem, o którym nie mówiłem kolegom. Czy wy macie jakieś takie treningi, którymi nie chcecie się specjalnie dzielić, czy to jest po prostu dobrze poukładana wiedza ogólnodostępna i trzeba tylko być z tym zawodnikiem, śledzić go i obserwować?

Nie, my nie mamy jakiś tam sekretów. o ile ktoś chce wiedzieć, jakie Ola wykonuje jednostki treningowe, to może się mnie zapytać. Ja jestem człowiekiem, który nie ściemnia. Ale zauważyłem, iż czasami jak powiem, jaki dokładnie Ola wykonała trening, to ktoś nie do końca mi ufa i myśli, iż ja ściemniam. I to jest takie dziwne. No bo jaki ja mam interes, żeby kogoś ściemniać? Ja nie chcę być złapany na tym, iż powiem komuś tak, a robię inaczej- ludzie od razu to wyłapią i wyjdę wtedy na niewiarygodnego człowieka. A wydaje mi się, iż chcąc być w sporcie, jako trener lub jako zawodnik na wysokim poziomie, trzeba być we wszystkim, co się robi przede wszystkim wiarygodnym.

To, jaka jest najmocniejsza jednostka w przygotowaniach?

No może nie jako jednostka, ale powiem tak: biegamy odcinki 30 czy 32 kilometry, Ola potrafi to biegać już w tempie poniżej 3:40 i to nie jest trening, który jest jakiś tam ciężki. choćby teraz biegała w temperaturze dwudziestu kilku stopni odcinek 30-kilometrowy, gdzie średnia wyszła 3:40 min/km, gdzie ostatnie 10 kilometrów były na poziomie 3:35-3:37 z końcówką choćby 3:32. I to nie jest trening, który powoduje jakieś tam duże zmęczenie. My kolejne dni po takim bieganiu, wykorzystujemy na normalny trening. Nie musimy się po nim nie wiadomo jak regenerować, ale taka różnica, którą ja widzę to to, iż my trenujemy bardziej objętościowo, o ile chodzi o treningi tempowe. My potrafimy wykonać choćby 24 kilometry tempa na jednym treningu. Ola jest w końcu maratonką, a maraton to 42 kilometry.

Tempa w postaci czysto interwałowej?

Tak, odcinków przykładowo 4-kilometrowych, 3-kilometrowych lub dwójek. Biegamy to na krótkiej przerwie, żeby symulować takie uczucie, jakie jest na maratonie i Ola jest przygotowana do tego. Ktoś z zewnątrz może się zdziwić, ale my jesteśmy do tego przygotowani. My przez te 8 lat, od kiedy Ola ze mną trenuje, mieliśmy czas, żeby była w stanie zaakceptować te obciążenia i jest po prostu do tego przygotowana. Chcemy mocno trenować, bo nie ma innej drogi. o ile chcesz osiągać wyniki zdecydowanie lepsze, niż chociażby wynosi rekord Polski, a to jest naszym celem, żeby go poprawić, to trzeba mocno trenować. Żeby nie uważano, iż w Polsce ten poziom jest słaby, bo mamy takie możliwości, żeby ten maraton podnieść na wyższy poziom.

Czy my się w Polsce boimy trenować do maratonu? Bo z tej wypowiedzi wnioskuję, iż boimy się mocnego treningu.

Tak, myślę, iż tak. Chyba w Polsce w tej chwili, z racji tego, iż dziewczyny są mocniej związane z trenerami, to mniej się boją mocnych treningów. Dziewczyny też bardziej słuchają się i wykonują te zalecane treningi. U chłopaków panuje taka mentalność, która im mówi, iż wykonajmy kilka odcinków, ale szybko. Maraton jest długim dystansem i trzeba odpowiednią obojętność treningów mieć. A u nas ludzie chcą biegać szybko. Przykładowo chcą zrobić 10 razy kilometr i biegać maraton.

A właśnie, czy za wszelką cenę bieganie na tętno i poziom kwasu mlekowego, czy więcej samopoczucie? Czy tu jest właśnie taki fragment sztuki?

Mi się wydaje, iż żeby dojść do wysokiego poziomu, to musi to być element sztuki. I ja mogę powiedzieć, iż Ola w ogóle nie biega ze paskiem do pomiaru tętna, najważniejsze jest samopoczucie i moje oko. Na przykład, jak mnie nie ma na treningu, no bo ja mieszkam we Wrocławiu, a Ola robi trening w Olsztynie, to partner Oli potrafi nagrywać, jak Ola bieganie i ja dostaję po prostu filmik i widzę. Także to jest moje oko, plus odczucia Oli. Mierzymy poziom kwasu mlekowego, ale nie próbujemy trenować do 4 milimoli, bo Ola musiałby uważać, czy za gwałtownie nie wstała z łóżka, żeby mieć tak niskie poziomy. Bardziej kontrolujemy, jak wysoki jest ten kwas mlekowy. Dla Oli takie normalne poziomy, na których funkcjonuje w normalnych treningach około maratońskich to 8-10 milimoli. I o ile ten poziom na odcinkach tempowych oscyluje w tych granicach, to ja wiem, iż jest wszystko dobrze.

To sporo, bo często szkoła mówi, iż do 4-6 milimoli…

To u Oli nie zadałoby egzaminu, ponieważ nie realizowałaby treningu na odpowiedniej intensywności. Ona wykonując najcięższe treningi w tym przedziale, potrafi normalnie biec i ze mną rozmawiać. Także to nie jest dla niej jakiś wysoki poziom. Mieliśmy już takie sytuacje, iż Ola się denerwowała i mówiła, żebyśmy przestali robić te pomiary, bo to jest jakieś przekłamane. Skoro inni mają przy takich samych treningach 3 milimole, a ona ma na przykład 8. Różnica jest taka, iż ktoś kończy i nie jest w stanie wykonać kolejnego odcinka, a Ola jest zdziwiona, iż nie jest zmęczona i biega dalej.

I robimy dalej. No nic, zatem nie bójmy się mocno trenować. Dziękuje serdecznie za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmowa odbyła się w ramach wieczornego nagrania LIVE, w którym uczestniczyli również Piotr Lisek oraz szef sędziów w Polsce Filip Moterski.

Idź do oryginalnego materiału