Inwestycja za miliony zniknęła z powierzchni. "Nic się nie nadaje"

1 dzień temu
Zdjęcie: fot. W. Bedryj


Jednym z pierwszych i najbardziej dotkniętych powodzią miast w Polsce był Prudnik. Sportowa infrastruktura też ucierpiała tam niemiłosiernie. Gdy woda opada, czy też jest wypompowana, dobrze widać skalę zniszczeń. - Najbardziej szkoda dzieciaków, przecież przez jakiś czas tu nie będzie, gdzie trenować - mówi prezes koszykarskiej Pogoni.
Te zdjęcia w miniony weekend obiegły całą Polskę. Nowy stadion Pogoni Prudnik znalazł się pod wodą aż do wysokości trybun. Trwające od roku prace miały zakończyć się za kilkanaście dni, jednak modernizację, na którą przeznaczono 29 mln zł, zakończyła powódź.


REKLAMA


Zobacz wideo UEFA podjęła najgorszą decyzję. Młodzi mogą jej tego nie wybaczyć


Woda na stadionie wciąż stoi
- Mamy teraz dostęp tylko do boiska bocznego. Woda była tu wszędzie, w naszych magazynach, budynkach klubowych, no i oczywiście na nowym stadionie. Tutaj zresztą jest jej dalej sporo – przekazuje nam Waldemar Bedryj, prezes klubu, który codziennie, wraz z odpływem wody, odkrywa nowe problemy. Być może byłoby ich więcej, gdyby stadion był wykończony i oddany do użytku. Na razie to był jeszcze teren niemal ukończonej budowy.
- Kilka dni przed zalaniem położono tu nową bieżnię. Dobrze, iż za murawę jeszcze się nie wzięto. Dobrze, iż wykonawca miał to wszystko ubezpieczone – dodaje prezes. Przekazuje najbardziej aktualne zdjęcia, na których wodę na stadionie wciąż widać.


Stadion MKS Prudnik, powódź 2024 fot. Waldemar Bedryj, MKS Prudnik


W hali pomagają koszykarze
W Prudniku ucierpiało więcej sportowych obiektów. Otwarty letni basen, korty tenisowe, tory łucznicze i wielka hala, gdzie na co dzień trenuje i gra drugoligowa drużyna koszykarzy Pogoni. To właśnie w tym obiekcie nakręcono moment wdarcia się wody do hali.


Woda w hali stała niemal dwa dni. Gdy odpływała, zaczęto ją też wypompowywać. Krajobraz, który ukazał się wszystkim, był smutny, a pracy jest i będzie sporo. - W hali realizowane są teraz prace porządkowe - przekazuje nam prezes koszykarskiej Pogoni Dariusz Lis, choć sam po chwili zastanawia się, czy to dobre słowo.
- Do pomocy przyszli dziś zawodnicy i klubowi pracownicy, nie mieli tęgich min, jak tu weszli. Wynosimy to, co nie nadaje się do użytku, czyli niemal wszystko. Cała hala wymaga generalnego remontu. Parkiet był tak podniesiony, iż nie dało się otworzyć drzwi do magazynu – opisuje i dodaje, iż te wszystkie drzwi, to i tak trzeba będzie wybić łomem i wyrzucić, bo na nic się nie nadają. Najwięcej pracy będzie jednak z parkietem, który był składany, pod nim były płyty OSB, a głębiej stara wykładzina, ta, która pamięta czasy powodzi z 1997. Wtedy hala też była zalana, ale to, co wydarzyło się teraz, było bardziej dotkliwe. Wody było tu dwa razy więcej.


Zalana hala Pogoni Prudnik fot. Dariusz Lis, Pogoń Prudnik


- Teraz woda była tu na wysokości 1,7 metra. Proszę sobie to wyobrazić w hali, która ma 100 metrów długości i 30 szerokości. To jak ogromny basen – przekazuje Lis.


Dziękuje też za wszystkie telefony, które odebrał od koszykarskiego środowiska. - To koszykarskie środowisko się jednoczy. Dyrektor Anwilu Włocławek przekazał mi, iż chcą zorganizować mecz charytatywny, z którego przekażą nam dochód. Dzwonił też prezes KS Kosz Pleszew, iż robią dla nas zrzutkę. Oni wiedzą, iż pieniądze nam się bardziej przydadzą niż sprzęt. My też chcemy zrobić jakąś zrzutkę, bo o to jak można pomóc, podpytywali już sponsorzy i nasza społeczność. Ona też jest ogromna. Na mecze przychodziło u nas choćby półtora tysiąca kibiców. Jak grała u nas Legia z Cezarym Trybańskim, to choćby dwa tysiące - wspomina prezes.
- Teraz to mi najbardziej szkoda dzieciaków, przecież przez jakiś czas tu nie będzie, gdzie trenować - dodaje Lis, przypominając o dużej akademii, wielu grupach, które korzystały z obiektu na ul. Łuczniczej. Woda zalała go chwilę przed jubileuszem 70-lecia istnienia klubu. w tej chwili Prudnik ma tylko jedną większą czynną halę - w kompleksie sportowym "Sójka".
Fala idzie dalej, stadiony jako miejsca ewakuacji
Teraz wszyscy patrzą na powodziową falę, która zmierza w stronę Wrocławia. Na trasie z jednej strony była Nysa, z drugiej jest Opole, potem Brzeg i Oława. To do tego 30-tysięcznego miasta przyjechał we wtorkowy wieczór Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i minister obrony narodowej, który udał się na wały nad Odrą.
Bardziej narażona na zalanie jest część Oławy na wschód od Odry, ta na zachód jest położona wyżej, choćby w 1997 roku nie było tam powodzi. Ale stadion Moto-Jelcza Oława z użytku jest wyłączony lub inaczej - zamieniony w małe centrum dowodzenia. Jest też miejscem ewakuacji na wypadek, gdyby taka była potrzebna. To stąd będą rozwożeni do szkół, sali gimnastycznych i innych miejsc noclegu ci, którzy będą musieli opuścić swoje domy i przeczekać wielką wodę.
Idź do oryginalnego materiału