Trzy mecze z Carlosem Alcarazem i trzy tzw. piękne porażki. jeżeli Hubert Hurkacz w sobotni wieczór chce przerwać złą passę w rywalizacji z Hiszpanem, to nie może sobie pozwolić na grzech, który popełnił dzień wcześniej w ćwierćfinale turnieju ATP w Rotterdamie.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski, Zieliński i potem długo nic. Ta lista pokazuje wszystko? Żelazny: Widać, dokąd zmierza nasza kadra [To jest Sport.pl]
Pół roku spisane na straty. Idealny przyśpieszony prezent urodzinowy dla Hurkacza
Ponad siedem miesięcy Hurkacz czekał na 21. występ w półfinale turnieju zaliczanego do touru. Ten poprzedni, na korcie trawiastym w Halle, zaliczył tuż przed Wimbledonem, w którym doznał feralnej kontuzji kolana. Kontuzji, która sprawiła, iż drugą połowę poprzedniego sezonu musiał spisać na straty. Zamiast walczyć o pięcie się w górę w czołowej dziesiątce światowej listy, jego notowania stopniowo się pogarszały aż pod koniec stycznia wypadł po raz pierwszy od czterech lat z najlepszej dwudziestki.
Dzięki awansowi do półfinału w Rotterdamie Polak zapewnił sobie już powrót w najbliższy poniedziałek do Top20. W piątkowym pojedynku z Rosjaninem Andriejem Rublowem - wygranym 6:7, 6:3, 6:4 - było już sporo przebłysków w jego grze, których brakowało w ostatnich miesiącach. Ale czy stać go na to, by po raz pierwszy w karierze pokonać Alcaraza? Byłby to idealny przyśpieszony prezent dla samego siebie na 28. urodziny, które będzie świętował za trzy dni. Ten prezent jednak musi sobie zapewnić sam, bo na pomoc rywala nie ma co zbytnio liczyć.
Zarówno trzeci w rankingu ATP Hiszpan, jak i dziesiąty Rublow mają opinię dowcipnych oraz bardzo lubianych w szatni zawodników. Pod względem zachowania na korcie są jednak całkowitym przeciwieństwem. Rosjanin staje się wtedy często swoim największym wrogiem. Po błędach i straconych punktach traci panowanie nad sobą. W sieci krążą wciąż filmiki, gdy w napadzie furii uderzał się rakietą w głowę lub w nogę do tego stopnia, iż lała się krew. W piątkowym meczu z Hurkaczem tak ekstremalnie już nie było, ale wciąż można było odnieść wrażenie, iż tą frustracją nie dekoncentrował przeciwnika tylko przede wszystkim siebie.
Alcaraz z uśmiechem dobija rywali. Mentalny tytan i motorek w nogach. Show na korcie
U niespełna 22-letniego Alcaraza jakiekolwiek przejawy frustracji to raczej rzadkość. Duży luz, który ma w sobie na co dzień, przenosi na kort podczas meczu. To zawodnik, który z uśmiechem na ustach dobija rywali i na każdym kroku pokazuje, iż bawi się tenisem. Jednocześnie też z uśmiechem przeważnie przyjmuje własne błędy bądź efektowne zagranie przeciwnika. To ostatnie potrafi też docenić brawami.
Mentalnie mający na koncie już 16 tytułów - w tym cztery wielkoszlemowe - Hiszpan, mimo młodego wieku, wydaje się być twardy jak skała. Jako przykład można podać choćby finał Wimbledonu z 2023 roku. W pierwszym secie Novak Djoković - siedmiokrotny triumfator tej prestiżowej imprezy - rozbił go 6:1. Alcaraz wygrał dwie kolejne partie i nie robił sobie nic z faktu, iż Serb doprowadził do piątej. Ostatecznie wygrał 1:6, 7:6, 6:1, 3:6, 6:4.
Mierzący 183 centymetry wzrostu Hiszpan ma też świetną technikę i - jak mówią niektórzy - motorek w nogach. Jest bardzo szybki oraz waleczny, praktycznie nie ma dla niego straconych piłek. A to wszystko w połączeniu ze wspomnianym już luzem sprawia, iż zapewnia widzom bardzo często zagrania zasługujące na miano tenisowych perełek.
Szybkość i waleczność sprawiają też, iż Alcaraz na szybkich kortach umiejętnie radzi sobie z potężnymi zagraniami nadlatującymi z drugiej strony, gdzie stoją znacznie wyżsi od niego zawodnicy. Ale w takich warunkach też narażony jest na największe zmęczenie. A iż rozgrywa dużo meczów, to dotychczas w drugiej części sezonu zdarzało mu się mieć kontuzje lub spisywać gorzej.
Alcaraz zapłacił cenę za wcześniejsze sukcesy. Hiszpan wysyła ostrzeżenie przed meczem z Hurkaczem
W poprzednim sezonie były lider rankingu ATP za wcześniejsze sukcesy zapłacił cenę podczas US Open, z którego odpadł już w drugiej rundzie. We wrześniu błysnął jeszcze, triumfując w Pekinie, ale potem do końca sezonu już nie zdziałał wiele. Tegoroczne starty zaczął ostrożnie - na razie wystąpił tylko w Australian Open, z którym pożegnał się w ćwierćfinale po przegranej z Djokoviciem. Debiutancki występ w Rotterdamie co prawda zainaugurował co prawda trzysetówką z Holendrem Boticiem Van De Zandschulpem (to z nim przegrał ostatnio w Nowym Jorku), ale w dwóch kolejnych spotkaniach stracił łącznie zaledwie sześć gemów. W ćwierćfinale wyeliminował rodaka Pedro Martineza (44. ATP) 6:2, 6:1 i nie krył zadowolenia.
- Grałem naprawdę dobry tenis, na naprawdę wysokim poziomie. Znów robiłem adekwatne rzeczy. Byłem naprawdę skupiony przed meczem na tym, co mam robić. Byłem agresywny, przy każdym punkcie wywierałem na nim presję i stawiałem go pod ścianą. Uważam, iż to był idealny mecz i cieszę się, iż wciąż poprawiam się każdego dnia. Mam nadzieję, iż w półfinale będę jeszcze lepszy - podsumował w piątek Alcaraz.
Nie brzmi to optymistycznie dla Hurkacza, ale jeżeli ten ma pokonać po raz pierwszy w karierze niezwykle utalentowanego Hiszpana, to właśnie przy szybkich warunkach do gry, a takie zapewnia hala w Rotterdamie. Polak może dzięki temu korzystać lepiej z mocy swojego serwisu, ale musi też dokładać więcej agresywności w wymianach. Pracuje nam tym z nowymi trenerami - Nicolasem Massu i Ivanem Lendlem - i widać już czasem tego pierwsze efekty. Ale żeby mieć szanse na wygraną z Alcarazem, nie może zdjąć nogi z gazu. I nie może popełniać chyba największego ze swoich grzechów - nieraz w kluczowych momentach ważnych meczów brakuje mu chłodnej głowy. Ostatnio zdarzyło mu się to w ćwierćfinale, gdy w tie-breaku prowadził 5-2, by przegrać 7-5. Wtedy zdołał się odbudować i za to należy mu się pochwała, ale w sobotni wieczór takiej szansy raczej nie dostanie.