Wczoraj informowaliśmy o tym, iż w okresie 2025 barwy gorzowskiej Stali reprezentował będzie Hubert Jabłoński. Poniżej rozmowa z nowym zawodnikiem żółto-niebieskich.
Witamy Ciebie Hubercie na pokładzie Stali Gorzów! Jesteś wychowankiem Unii Leszno i rok 2024 był trzecim, w którym oglądaliśmy Ciebie w akcji w zmaganiach ligowych. Co jeszcze nasi kibice powinni o Tobie wiedzieć?
HJ: Myślę, iż już dużo szczegółów pojawiło się w ostatnich tygodniach. One były już opisywane wcześniej. Bardzo cieszę się, iż przybyłem do Stali Gorzów. Będę reprezentował ten klub i dzięki temu przez cały czas mam możliwość tego, abym występował w PGE Ekstralidze. Nie mogę doczekać się początku sezonu, choć dopiero skończyliśmy ten obecny (śmiech).
Mamy w swoich szeregach wychowanka Startu Gniezno, czyli Oskara Fajfera. Jest on zresztą członkiem żużlowego klanu Fajferów. Z pierwszej stolicy Polski pochodzi również inna znana rodzina, czyli Jabłońscy. Jednak uprzedzając w tym przypadku to tylko zbieżność nazwisk.
HJ: Dokładnie tak, jedyne co nas łączy to takie samo nazwisko. Kiedyś bardzo dużo osób pytało mnie, czy przypadkiem nie jestem rodziną Mateusza Jabłońskiego, ale tu akurat nie.
W PGE Ekstralidze zadebiutowałeś w 2022 roku. Miało to miejsce w Częstochowie i od razu zadziwiłeś wiele osób, ponieważ wywalczyłeś 6 punktów z 1 bonusem, nie przywiozłeś ani razu zera i do tego pokonywałeś wyżej notowanych rywali. Już przed sezonem było wiele pochlebnych opinii o Tobie, ale chyba nikt nie myślał, iż wejdziesz do najlepszej ligi świata z takim przytupem?
HJ: Bardzo cieszyłem się z tego debiutu i cieszę nadal, bo z pewnością był to udany występ. Zwłaszcza jak na pierwszy mecz w karierze. Gdzieś później niestety to już inaczej wychodziło. Może dlatego, iż miałem nałożoną większą presję i to wszystko źle wychodziło. Tamten mecz w Częstochowie także ciepło wspominam, ponieważ uwielbiam tamtejszy tor. Jak jeszcze jeździłem na motocyklach o pojemności 250cc, to w zawodach, które odbyły się po tym, jak zdałem licencję, zająłem 3. miejsce. Śmiało mogę powiedzieć, iż polubiłem się z tamtym owalem bardzo szybko. I to było widać właśnie we wspomnianym meczu Unia Leszno vs Włókniarz Częstochowa.
To można powiedzieć, iż idealnie trafiłeś, ponieważ od lat się mówi, iż uwielbiamy jeździć w Częstochowie i Toruniu. Niektórzy wręcz twierdzą, iż to nasze domowe tory numer 2 i 3.
HJ: W Toruniu też lubię jeździć. Motoarena jest dla mnie bardzo dobrym torem, też swobodnie się tam czuję. Miałem problemy na Stadionie im. Edwarda Jancarza, ale wybrałem ten klub, gdyż oprócz tego, iż chcę pomóc w osiągnięciu dobrego wyniku Stali, to także chciałbym udoskonalić moją jazdę na tych bardziej technicznych obiektach, bo również są i takie, a ten w Gorzowie to podręcznikowy przykład. Także powiedziałem sobie, iż jak będzie możliwość, to chciałbym trafić tutaj, chociażby z tego względu no i trafiłem!
To zanim przejdziemy do tematu naszego toru, bo już miałeś okazję go przetestować w tym tygodniu – pamiętam, iż w 2023 roku udzieliłeś dość interesującego wywiadu dla „Magazynu żużla”, w którym powiedziałeś, iż lubisz ostrą walkę na łokcie zaraz po starcie. Lubisz pchać się w miejsca, w które inny junior by nie wjechał, bo zamknąłby gaz?
HJ: Fakt faktem, jest tak. Gdzieś wiadomo, iż przy upadkach, takie coś może nieco przyblokować zawodnika i pojawia się kryzys, czy zaatakować rywala, czy może jednak odpuścić. Sam tak miałem i jak wsiadałem od razu na motocykl po upadkach, to gdzieś tam miałem takie myśli, ale to jest pierwszy łuk. Tam nie ma aż tak wielkiej prędkości, więc walka na łokcie nie jest aż tak ryzykowna, jak w innym momencie biegu. Myślę, iż nie skłamię, gdy powiem, iż na prostej, kiedy motor się już rozpędzi, to w tym momencie prędkość jest dwukrotnie większa niż zaraz po starcie. Kiedyś miałem upadki, ale też nie ma co o tym myśleć. Trzeba po prostu robić swoje, osiągać dobre wyniki i się bawić. Oczywiście wiadomo, iż można rozpychać się łokciami, pojechać nieco ostrzej, ale też nie należy przekroczyć jakieś granicy, bo nie o to chodzi, aby doprowadzić do groźnego upadku. Też to w wywiadach mówiłem, iż nieco agresywniejsza jazda może przynieść efekty, ale trzeba też jechać z głową.
No to w takim razie porozmawiajmy o gorzowskim owalu. W poniedziałek miałeś okazję na nim więcej pojeździć niż wcześniej np. podczas zawodów ligowych. Jakbyś go ocenił i czy masz jakieś swoje obserwacje?
HJ: Bardzo dobrze się czułem w czasie treningu. Jak wspomniałem już, miałem kiedyś problemy na nim, ale po paru okrążeniach połapałem odpowiednie kąty. Z racji, iż było po opadach, to nawierzchnia była przyczepna, więc taka, którą lubię. o ile miałbym porównać do innych torów, to w Gorzowie ważne jest to, aby mocno zawinąć, a następnie stopniowo go wyprostowywać, żeby nie wytracić prędkości. W porównaniu do Leszna – tam są łagodniejsze łuki, a to sprawia, iż nie trzeba aż tak mocno się składać w czasie pokonywania wirażu. Nie trzeba kombinować, bo tamtejszy owal jest szeroki i ta siła odśrodkowa wyniesie zawodnika na tyle, iż można coś interesującego zdziałać. W Gorzowie już tak nie jest, trzeba mieć nogę w haku i odpowiednio zadziałać technika. W poniedziałek uczyłem się tego i na koniec dnia trener od szkółki powiedział, iż bardzo dobrze to wygląda. Sam z uśmiechem na twarzy wróciłem do domu i cieszyłem się, iż będę mógł jeździć na tym torze, bo to będzie mój obiekt domowy w okresie 2025 i iż będę mógł uczęszczać tu znacznie częściej.
Po wspomnianym meczu w Częstochowie mówiłeś, iż po biegu juniorskim naradzałeś się ze swoim teamem nad tym, co można poprawić. Efekt był taki, iż wygrałeś wyścig, który kończył I serię startów. Jesteś typem żużlowca, który „grzebie” wraz z mechanikami przy sprzęcie, czy jednak wyznajesz filozofię „Dobra, ustawcie proszę to i to, a ja wyjeżdżam na tor”?
HJ: Według mnie to zawodnik powinien przekazać, to co czuje mechanikom np. iż tor jest przyczepniejszy i trzeba bardziej łamać motocykl w łuku, czy też, iż mamy do czynienia z betonem albo mieszanką, gdy jesteśmy po kilku biegach. Taką informację należy przekazać, bo żużlowiec jedzie po owalu i wie, co się dzieje w praktyce. Młodsi zawodnicy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z żużlem, muszą się tego nauczyć. Ja zawsze mówię o warunkach torowych i wolę to podkreślić, aby mechanicy mogli mieć pole do manewru, ale przede wszystkim, aby można było współpracować. Oni nie czują toru, bo nie jadą, ale za to widzą wszystko z boku i teoretycznie mogą też metodą na słuch, ocenić czy trafiło się z ustawieniami. Tylko też nie raz są sytuacje, iż w czasie jazdy ja czuję, iż coś jest za mocno, oni widzą/słyszą to, a jednak motocykl potrzebuje jeszcze większej mocy, bo coś tam jest za słabo. Dużo razy zdarzało mi się to w tym roku na młodzieżówkach, a to skutkowało tym, iż popełniałem błędy, bo myślałem, iż motor jest ustawiony za mocno, a jednak wszystko było w drugą stronę. Ja bardzo lubię siedzieć przy motocyklach, bo do żużla przyciągnęła mnie właśnie pasja do motorów i to tak cały czas się kręci. Lubię zapach benzyny i spalanego oleju. Także cały czas grzebię, mechanicy mi pomagają, więc będę w okresie 2025 czerpał wszystkie informacje, wskazówki od trenerów, a także będę przekazywał swojemu teamowi, jak najlepiej się da, to co dzieje się na torze.
Wspomniałeś o zawodach młodzieżowych. W minionym już sezonie wystąpiłeś kilka razy w Zapleczu Kadry Juniorów i zdecydowanie najlepiej poszła Ci runda w Krośnie, która padła Twoim łupem. Chyba się zgodzimy, iż to właśnie ją najlepiej wspominasz.
HJ: Bardzo dobrze wspominam te zawody ZKJ. Na początku roku nie byłem brany pod uwagę, ale później zabrali mnie do Krosna, gdzie wcześniej miałem MIMP, gdzie solidnie zacząłem zawody, ale później źle odczuwałem tor i wyszło jak wyszło. W Zapleczu Kadry Juniorów nie zrobiłem tego błędu. Udało się wygrać te zawody, wnioski zostały odpowiednio wyciągnięte, więc ta nauka nie poszła w las.
Na koniec powiedz proszę jak łączysz edukację z uprawianiem sportu żużlowego? Do Gorzowa jednak trzeba dojechać, a każdy zawodnik radzi sobie inaczej z tym fantem.
HJ: Mam ostatni rok szkolny teraz. Z racji, iż sezon się skończył, to mogę do mniej więcej okresu Świąt Bożego Narodzenia, nałapać jak najwięcej tych ocen, bo wtedy powoli kończy się I semestr, a ja nie chcę zostawiać takich rzeczy na ostatnią chwilę. Staram się pogodzić szkołę i harmonogram treningów, które gdzieś tam są zaplanowane. Na szczęście nie mam problemów w szkole, nauczyciele rozumieją jaki sport uprawiam, więc też nie robią mi pod górkę. Tylko po prostu starają się to bardziej ułatwić i np. dostaję jakieś zadania do domu, albo mówią mi, iż mam się nauczyć danego tematu i iż przy najbliższej okazji to napiszę. Z tego bardzo cieszę, iż tak to wygląda.
Fot. Facebook.com/unialesznoks