Dla fana NBA nazwisko Curry brzmi dumnie. Młodsi obserwatorzy koszykówki kojarzą je oczywiście ze Stephenem – trzykrotnym zdobywcą mistrzowskiego tytułu i dwukrotnym MVP ligi – oraz jego bratem, Sethem. Ci nieco starsi pamiętają z boisk NBA ojca utalentowany braci – Della Curry’ego, który w latach 90. był wybitnym strzelcem zza łuku m.in. w Charlotte i Toronto.
Mieliśmy również Currych niespokrewnionych ze wspomnianym klanem. Wybrany z nr 2 w drafcie 2001 Eddy Curry miał być podporą dla znajdujących się w kryzysie Chicago Bulls, a na przełomie tysiącleci w Detroit markę wyrobił sobie solidny zadaniowiec Michael Curry.
Czy to już wszyscy? Nie do końca! Dziś poznacie historię jeszcze jednego Curry’ego, który może poszczycić się interesującym rekordem: najkrótszą karierą na boiskach NBA.
JamesOn Curry (to interesujące imię upamiętnia jego ojca Jamesa i wujka Leona) przyszedł na świat w 1986 r. w Północnej Karolinie. Błyszczał w drużynie liceum Eastern Alamance, zdobywając ponad 40,3 pkt na mecz i ustanawiając rekord Północnej Karoliny w zdobytych w licealnej karierze punktach (wyprzedzając m.in. samego Michaela Jordana czy Jamesa Worthy’ego).
Ze wspomnianym Jordanem i Worthym miało go zresztą połączyć coś więcej – gra w college’u North Carolina. Z tą renomowaną uczelnią JamesOn był „po słowie” już w drugim roku gry w liceum, jednak doszło do katastrofy – utalentowany obrońca wraz z trzema kolegami z drużyny został zatrzymany przez policję za posiadanie i sprzedaż marihuany. JamesOn przyznał się do zarzutów, ale to nie wystarczyło, by pozostać w licealnej drużynie i utrzymać zainteresowanie ze strony North Carolina.
Mierzący 191 cm Curry miał jednak do wyboru oferty z innych uczelni i w 2004 r. rozpoczął grę w drużynie Oklahoma State University (OKU), gdzie z każdym kolejnym sezonem uzyskiwał coraz lepsze wyniki. Po trzecim roku, w którym notował średnio 17,3 punktu i 3,7 asysty na mecz przy skuteczności 41,1% za trzy, JamesOn zgłosił się do draftu NBA. Marzył o tym, by pójść śladami dawnych absolwentów Oklahoma State, takich jak choćby John Starks czy Bryant „Big Country” Reeves i stać się częścią najlepszej ligi świata.
Jak informował na kilka dni przed draftem portal The Oklahoman, Curry zgłosił się do draftu już po trzecim roku gry dla OKU wbrew poradom m.in. trenera Seana Suttona. „Wiem, iż ludzie wciąż mówią, iż o ile wrócę [na czwarty rok do OKU], to w przyszłym będę miał szansę na wybór w pierwszej rundzie draftu, ale nie żyje się dla jutra – żyje się dla dziś” – odważnie zapowiadał wówczas Curry.
Co przyniosło JamesOnowi owo „dziś”, a konkretnie dzień 28 czerwca 2007 roku? Wybór w drafcie przez Chicago Bulls! Szkopuł w tym, iż dopiero w drugiej rundzie, z numerem 51 (w 1. rundzie do Byków trafił wówczas Joakim Noah). Curry’emu nie dawano zbyt dużych szans na wejście do drużyny, choć nie można było mu odmówić ambicji i dobrej gry podczas ligi letniej („JamesOn dobrze rozumie, co robimy” – mówił wówczas trener Bulls Scott Skiles – „Jest szybki i robi dobre rzeczy z piłką”). Ostatecznie JamesOn trafił na sezon 2007/08 do D-League (obecna G-League), a konkretnie do powiązanej z Bullsami drużyny Iowa Energy. „Będziesz najlepszym graczem w D-League” – miał mu wówczas powiedzieć trener Skiles.
Jednak już po 9 meczach w barwach Energy, w których Curry zanotował imponujące 21,9 punktu i 5,8 asyst na mecz, Bulls poinformowali o dołączeniu JamesOna do drużyny. Niestety, już trzy tygodnie później obrońca został odesłany z powrotem do Iowa, nie pojawiając się w składzie Bulls ani razu. Z pewnością przyczynił się do tego fakt, iż Curry spóźnił się na lot Bulls do Nowego Jorku na mecz z Knicksami. „To nie jedyny powód, dla którego nie gram w NBA” – mówił później Curry – „Ale na pewno jeden z głównych. To spóźnienie na lot naprawdę skomplikowało sprawę”.
Po zakończeniu sezonu 2007/08 Chicago Bulls rozwiązali kontrakt z Currym, ale nie oznaczało to dla 22-letniego obrońcy rozbratu z koszykówką. Już w sierpniu 2008 r. Jameson podpisał kontrakt z francuskim Pau-Orthez, jednak po rozegraniu zaledwie dwóch meczów Francuzi zrezygnowali z jego usług. Po jeszcze jednej europejskiej przygodzie, tym razem w cypryjskim Proteasie EKA AEL, Curry wrócił do D-League, gdzie zasilił szeregi powiązanej z Los Angeles Clippers drużyny Springfield Armor.
Już po dwóch miesiącach dobrej gry dla Armor (16,5 pkt, 7,5 as., 4 zb. na mecz), w dniu 22 stycznia 2010 r. JamesOn Curry otrzymał upragnioną wiadomość – Clippers postanowili podpisać z nim 10-dniowy kontrakt! Zaledwie dwa dni później obrońca z Północnej Karoliny znalazł się w składzie meczowym zespołu z Los Angeles na wyjazdowy mecz z Washington Wizards. Clippers spotkanie wygrali, ale JamesOn spędził je w całości na ławce rezerwowych.
Nazajutrz Clippersów czekało jednak kolejne spotkanie – przeciwko znakomitym Boston Celtics, którzy dwa sezony wcześniej zdobyli mistrzostwo NBA, a w okresie 2009/10 mieli ostatecznie dotrzeć aż do finału. Curry, podobnie jak dzień wcześniej, w czerwonej koszulce z numerem 44 pod klubowym dresem usiadł na ławce i czekał na swoją szansę.
Trzecia kwarta meczu, Celtics prowadzą 64 – 59. Na boisku w barwach Clippers: Rasual Butler, Chris Kaman, Marcus Camby, Ricky Davis i Mardy Collins. W białych koszulkach Celtowie: Rajon Rondo, Ray Allen, Paul Pierce, Rasheed Wallace i Eddie House. Do końca kwarty pozostało 3,9 sekundy. W hali TD Garden wybrzmiewa syrena zwiastująca zmianę w drużynie Clippers.
JamesOn Curry po raz pierwszy w swojej koszykarskiej karierze wchodzi na parkiet podczas meczu NBA, zmieniając Kamana. Marzenie w końcu stało się rzeczywistością. Staje w pobliżu pola trzech sekund, lekko przepychając się z rozgrywającym gospodarzy, Rajonem Rondo. Piłkę do gry wprowadzają Celtowie, otrzymuje ją Allen. Curry kryje swojego zawodnika, obserwując, jak Allen kozłuje w kierunku kosza, by ostatecznie zostać zatrzymanym przez Ricky’ego Davisa. Po chwili syrena i… koniec.
Koniec kwarty.
Koniec kariery JamesOna w NBA.
3,9 sekundy na parkiecie, to najkrótsza kariera w NBA w całej historii ligi!
Dla obrońcy z Północnej Karoliny nie znalazło się już miejsce w kolejnych meczach Clippers. Już 28 stycznia Curry ponownie znalazł się w składzie Springfield Armor na mecz D-League przeciwko Fort Wayne Mad Ants.
W tej koszykarskiej „drugiej lidze” JamesOn spędził jeszcze trzy sezony, z przerwami na kolejne podróże zagraniczne – występy w wenezuelskiej drużynie Toros de Aragua i w drugoligowej włoskiej Barcellonie (nie mylić z hiszpańską Barceloną przez jedno „l”). W 2012 r. wystąpił choćby w meczu All-Star D-League, w którym zdobył dla drużyny Wschodu aż 25 punktów. „Mieliśmy w tamtym sezonie trzy powołania [do drużyn NBA]” – mówi trener Springfield Armor, Bob MacKinnon. – „Myślałem, iż JamesOn będzie następny. Do dziś mnie to dręczy”.
Przyszłość nie przyniosła jednak Curry’emu więcej występów w NBA. Pojawiły się kontuzje i kolejne zatargi z prawem – w grudniu 2014 r. koszykarz został oskarżony o posiadanie marihuany i zamiar jej dystrybucji oraz za podanie funkcjonariuszom nieprawdziwej tożsamości. Zaledwie cztery miesiące później – kolejne zatrzymanie, tym razem za posiadanie innej niebezpiecznej substancji – alprazolamu.
Po tych „ciemnych czasach”, jak sam nazywa ten okres Curry, pojawiło się światełko w tunelu. JamesOn wrócił w rodzinne strony, gdzie udało mu się nieco ustabilizować swoje życie i w spokoju trenować, z nadzieją na powrót do sportu. Jednak rok 2017 rzucił mu kolejną kłodę pod nogi w postaci poważnego wypadku samochodowego, po którym wzdłuż kręgosłupa Curry’ego umieszczono dwa stalowe pręty.
Załamany, poturbowany fizycznie i mentalnie Curry miał problemy ze znalezieniem dobrej pracy. Zajmował się m.in. rozwożeniem paczek i rozładowywaniem ciężarówek. W końcu jednak odnalazł swoje powołanie, a może raczej to ono znalazło jego. Przełożony zaproponował Curry’emu, by ten poprowadził zajęcia koszykarskie dla drużyny jego syna. Bez żadnego doświadczenia trenerskiego, JamesOn był pełen obaw. „To była najtrudniejsza rzecz w moim życiu” – mówi. – „Ale spodobało mi się!”.
Sierpień 2019 r., Drummond w stanie Oklahoma. JamesOn Curry prowadzi obóz koszykarski dla dzieci. W wywiadzie dla ESPN stwierdza, iż jest szczęśliwy. „Mógłbym wciąż ganiać gdzieś za piłką, ale ominęłoby mnie to” – mówi, obserwując jak jego córka Parker i syn Braylen próbują swoich sił na koszykarskim parkiecie.
Curry trafił do ksiąg rekordów NBA w sposób, w jaki na pewno sobie tego nie wymarzył. 3,9 sekundy to mało, nie da się ukryć. To najkrótsza kariera w NBA w całej historii ligi. Ale kto z nas nie dałby się pozbawić ważnych organów wewnętrznych, by spędzić te 3,9 sekundy na parkiecie z Rayem Allenem, Paulem Pierce’em, Rajonem Rondo, Rasheedem Wallace’em czy Marcusem Cambym?
Autor: Jan Sękowski