Gdy Anglicy zobaczyli, co robią kibice Legii, nagle wyjęli telefony. Osłupienie

1 tydzień temu
Zdjęcie: Sport.pl


Mecz z Chelsea w ćwierćfinale Ligi Konferencji to wielkie święto nie tylko dla Legii Warszawa i jej kibiców, ale dla całej polskiej piłki klubowej. Fani stołecznych wiedzieli, iż należy zrobić show na trybunach i z tego zadania się wywiązali. Oprawa na Żylecie zrobiła piorunujące wrażenie szczególnie na angielskich dziennikarzach, którzy aż wstali z miejsc i zaczęli nagrywać z wymalowaną ekscytacją na twarzach. Rac i dymu też nie brakowało.
Legia Warszawa drugi raz w tym sezonie gra z zespołem, który można zaliczyć do tych wielkich. Najpierw Betis w pierwszej kolejce fazy zasadniczej Ligi Konferencji (1:0), teraz Chelsea w ćwierćfinale. "Żyleta" także chciała być dziś wielka, przerosnąć klasę rywala, razem z zespołem.


REKLAMA


Zobacz wideo To oni pokonali Marcina Najmana i zabrali mu pas! Dwóch na jednego


"Żyleta" zrobiła show na starcie meczu Legia - Chelsea
Enzo Maresca uczulał piłkarzy na atmosferę na Łazienkowskiej, iż może ona być przytłaczająca, a choćby przerażająca dla przyjezdnych. Odtwarzał im nagrania z domowych meczów Legii i z tego, co robi Żyleta przy okazji każdego spotkania.
Wielokrotnie Żyleta imponowała oprawami i nieustannym dopingiem, popis dała m.in. przy okazji rewanżu z Molde, kiedy na oprawie potężni piraci gonili łódź Wikingów. Teraz także postawili wysoko poprzeczkę.
Oprawie przed starciem z "The Blues" towarzyszyło hasło "Fear no one", czyli "Nie bój się nikogo". Bo Legia nie mogła być dziś przestraszona i wyjść z przesadnym respektem. Goncalo Feio chciał, by cieszyła się grą i pokazała wszystko, co ma najlepsze do zaoferowania, by pokazała pełnię potencjału. Trzeba z gigantami wspinać się na wyżyny swoich możliwości, by im się godnie przeciwstawić.
Symbolem walki ze strachem był gladiator z "eLką" na zbroi, który wbijał nóż w szyję lwa. Można było przez moment poczuć się jak w Koloseum, a tam nie ma miejsca na żaden strach i lęki.


Show "Żylety" na starcie meczu nie umknęło uwadze angielskim dziennikarzom, którzy zasiedli na trybunie prasowej. Byli wszędzie, zdecydowana większość nagrywała i robiła zdjęcia imponującej oprawie. Po ich minach widać było, iż zrobiła duże wrażenie, wprawiła ich w zachwyt i ekscytację.
Ale sama "Żyleta" też pokazała, iż nikogo się nie boi - ani delegatów UEFA, ani kar od europejskiej federacji za race i dym. A te na pewno się posypią. Samej oprawie towarzyszyły setki odpalonych rac, które potęgowały efekt.
Kilkanaście minut po imponującej oprawie mieliśmy wypuszczoną chmurę kolorowego dymu, z dodatkiem włączonych stroboskopów w dolnych rzędach. "Żyleta" śpiewała wtedy "F*ck UEFA", czego nie trzeba tłumaczyć.
Mecz Legii z Chelsea przy Łazienkowskiej był wyprzedany do ostatniego miejsca.
Idź do oryginalnego materiału