Flick przeszedł sam siebie. Lewandowski wreszcie się doczekał. Niewyobrażalne

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Bruna Casas / REUTERS, Sport.pl


Zastanawialiśmy się - Barcelona jest tak dobra czy jeszcze nie została poważnie sprawdzona? W środę wieczorem mieliśmy poznać ją lepiej. Bayern Monachium, jak surowy egzaminator, miał zadać trudne pytania, których nie zadali inni. Lewandowski i Barcelona odpowiedzieli śpiewająco. Wygrali aż 4:1.
Nowa Barcelona zdążyła już kilka razy zachwycić i zostać liderem w lidze hiszpańskiej. Nie ślimaczy się, a już przez fazy przejściowe pędzi jak ekspresowy pociąg. Przytłacza intensywnością, jest nienasycona, chce zdobywać jak najwięcej bramek. Ma skutecznego Lewandowskiego, świetnego Raphinhę, bardziej wydajnego Yamala niż w poprzednim sezonie. Ale też ta Barcelona potknęła się z AS Monaco i przegrała 2:4 z Osasuną. Nie były to najwygodniejsze mecze do wyciągania wniosków, bo w Lidze Mistrzów już od 10. minuty grała w osłabieniu, a przy jedynej porażce w lidze Hansi Flick wyraźnie przesadził ze zmianami w składzie. Widzieliśmy, iż Barcelona od kilku tygodni rozkwita, ale też dostrzegaliśmy, iż sprzyja temu terminarz. Bayern Monachium był dopiero pierwszym wielkim rywalem na jej drodze. Mógł ją uwiarygodnić albo nieco ostudzić zachwyty.

REKLAMA







Zobacz wideo Tak powstaje jeden z największych stadionów świata. Cudeńko



Co za mecz Barcelony! Bayern wyglądał jak nieprzygotowany przeciętniak
Ale mało kto spodziewał się, iż jej występ będzie tak spektakularny. Mecz z Bayernem udowodnił, iż Barcelona jest w wielkiej formie, potrafi pokonać każdego, a jej pressing pozostaje skuteczny niezależnie od siły rywala. Plusy z wysoko ustawionej linii obrony przysłaniają minusy - nawet, jeżeli na skrzydłach rywali biegają Serge Gnabry i Michael Olise. Tempo narzucane przez Barcelonę jest tak wysokie, iż sprawia problemy nie tylko ligowym średniakom. Nad jej grą można cmokać. Nie zmienia przyzwyczajeń nawet, jeżeli na jej drodze staje gigant pokroju Bayernu. Jego też potrafiła porozrywać kontratakami. Z nim też umiała się zabawić. Już w 65. minucie miała trzybramkowe prowadzenie i grała tak, iż kibice chóralnie wykrzykiwali "Ole!" po każdym udanym podaniu. Przy 3:1 szukała czwartego gola, później goniła za piątym. Robiła to z Villarrealem i Young Boys, zrobiła też z Bayernem. Kolejną miarą jej sukcesu jest to, jak nieprzygotowaną, przeciętną i bezbarwną drużyną wydawał się na jej tle Bayern.
Trzeba też wspomnieć o konkretnych piłkarzach. Hansi Flick ulepił z Raphinhi jednego z najlepszych w tej chwili zawodników świata. Zmienił mu pozycję, wyznaczył inne zadania, stworzył wokół niego środowisko, w którym może pokazać się z najlepszej strony, a on odwdzięczył się hat-trickiem. Nie minęła minuta. Wystarczyła pierwsza akcja. I już było 1:0. Lewandowski cofnął się do środka pola, wyciągając za sobą środkowego obrońcę - Kim Min-jae. Wstrzymał jego napór, wycofał piłkę do Pedriego, a Barcelona przyspieszyła - piłka trafiła pod nogi Fermina Lopeza, który błyskawicznie ją przyjął i zagrał na wolne pole właśnie do Raphinhi. Ten minął Manuela Neuera i trafił do pustej bramki. Później jeszcze dwa razy uciekał obrońcom Bayernu i kończył akcje niezwykle precyzyjnymi strzałami. Gdy schodził z boiska, niemal wszyscy kibice oklaskiwali go na stojąco.
To oczywisty bohater tego meczu. Ale w jego cieniu fantastycznie grali też inni. Pedri zawsze znajdował sposób, by wyjść z opresji - i to nawet, jeżeli atakowało go trzech rywali. Lewandowski fizycznie wytrzymywał starcia z silnymi obrońcami. Kolejny raz w tym sezonie Barcelonie pomogli piłkarze nieoczywiści - tym razem błyszczał Fermin Lopez, autor dwóch asyst, który jeszcze niedawno tkwił w trzeciej lidze i nie przekonał do siebie choćby Rakowa Częstochowa. Takie mecze sprawiają też, iż podziw do najmłodszych zawodników - Pau Cubarsiego, Lamine Yamala i Marca Casado - jest wręcz niewyobrażalny.
Lewandowski wreszcie się doczekał! Do trzech razy sztuka
Dla Roberta Lewandowskiego był to mecz wyjątkowy - spotkanie ze starymi kolegami, ale też okazja do rehabilitacji po dwóch porażkach w 2022 r. W żadnym z nich nie strzelił gola, a Barcelona przegrała 0:2 i 0:3. Przede wszystkim w pierwszym spotkaniu - w Monachium - Polak spisał się kiepsko. To było raptem kilka tygodni po transferze do Barcelony, emocje wtedy wzięły górę, sam Lewandowski reflektował się po czasie, iż ten mecz przyszedł za wcześnie, by mógł się odciąć od całej otoczki i zagrać jak zwykle.



Tym razem wreszcie to on był górą. Pomógł przy pierwszym golu, a sam strzelił drugiego. W 36. minucie czekał przed bramką, a piłkę znakomicie wyłożył mu Lopez. Wystarczyło ją przyjąć i w porę uderzyć. Manuel Neuer był już poza akcją, zgubiony podaniem Hiszpana. Bayern mógł uratować już tylko Dayot Upamecano. Kopnięta przez Lewandowskiego piłka jeszcze otarła się o jego nogę, ale i tak wpadła do siatki. To był jego 15. gol w tym sezonie. Dla porównania - w poprzednim uzbierał tyle dopiero pod koniec stycznia. Były jeszcze dwie akcje, w których Lewandowski mógł strzelić gola - najpierw uderzył tuż obok słupka, a w kolejnej zabrakło mu kilkunastu centymetrów, by dopaść do dośrodkowania Yamala i znów wbić piłkę do pustej bramki. Nie zmienia to jednak jego oceny - zagrał dobrze, pracował dla zespołu, w ważnym momencie (na 2:1) znów trafił do bramki.
Triumfuje też Hansi Flick. On żegnał się z Bayernem w większym napięciu niż Lewandowski. W ojczyźnie - po nieudanej przygodzie jako selekcjoner - miał tez znacznie więcej do udowodnienia. I to on - obok Raphinhi - jest największym wygranym tego meczu. Barcelonę odmienił tak gwałtownie i tak spektakularnie, iż wręcz budziło to wątpliwości. "A może jest tak dobra tylko na tle co najwyżej niezłych hiszpańskich zespołów? A może pomógł mu kalendarz? A może ktoś naprawdę mocny wypunktuje tak ryzykownie grającą Barcelonę?". Po środowym wieczorze grono podejrzliwych znacznie się zmniejszyło.
Idź do oryginalnego materiału