Flick postanowił ws. Szczęsnego. Aż się wierzyć nie chce

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Pedro Nunes


Wciąż niczego nie rozumiemy, ale wreszcie nam się to podoba. Wojciech Szczęsny znów stanął w bramce Barcelony, mimo iż poprzednimi występami na to nie zapracował. Dlaczego? Słowa Hansiego Flicka nie przekonują, ale bardzo cieszą i dają nadzieję.
Rzeczywistość w Barcelonie chyba nareszcie zaczyna wyglądać tak, jak wyobrażaliśmy ją sobie we wrześniu, zaraz po dołączeniu Wojciecha Szczęsnego. Inaki Pena na ławce, Polak między słupkami. "Chyba", bo nie ma sensu udawać, iż nadążamy za Hansim Flickiem i faktycznie wiemy, o co mu chodzi. Nie potrafimy jego decyzji przewidzieć, ale jakoś staramy się je wytłumaczyć. Dopisujemy tezy do okoliczności, a i tak rzadko trafiamy. Od kilku tygodni już nie potrafimy znaleźć w tym logiki. Szczęsny, mimo błędów w ostatnim meczu z Benfiką, znów stanął w bramce Barcelony. Tym razem w spotkaniu ligowym, które przecież - według najświeższych teorii - wciąż miały być zarezerwowane dla Peni.


REKLAMA


Zobacz wideo Burza wokół Wojciecha Szczęsnego. "To nie jest jego mocna strona"


Flick tłumaczy wybór Szczęsnego. Nie przekonuje, ale raduje
Dlatego dziennikarze, z nieskrywanym zdziwieniem, zaraz po meczu pytali trenera, skąd taka decyzja. - Ze Szczęsnym na bramce jeszcze nigdy nie przegraliśmy. Ma same zwycięstwa. Wiem, iż dla Peni to nie jest najlepsza sytuacja, ale taki jest futbol. Trzeba podejmować decyzje, czasami trudne, ale na tym polega moja praca - odpowiedział.
Jego tłumaczenie nie brzmi przekonująco. Przecież aż się wierzyć nie chce, iż to tak proste - zespół wygrywa, więc bramkarz zostaje. Wyobrażamy sobie wielki futbol jako materię znacznie bardziej skomplikowaną. Od tygodni analizujemy, jak potrafimy styl gry Barcelony i samego Szczęsnego, jego dopasowanie do wysoko ustawionej obrony, statystyki wyjść poza pole karne obu bramkarzy, ich doświadczenie, różnicę we wzroście, sytuację kontraktową. W Sport.pl poprosiliśmy analityka bramkarskiego o komentarz do meczu z Benfiką, byle poznać jak najwięcej szczegółów. A nagle wychodzi Flick i mówi, iż Barcelona ze Szczęsnym wygrywa, więc nie ma sensu kombinować. Brzmi jak wymówka. Jak znalezienie nieco na siłę argumentu broniącego podjętą wcześniej decyzję.
A czy Barcelona nie wygrałaby tych meczów z Peną w bramce? Z czwartoligowym Barbastro (4:0) trzeba było obronić tylko jeden strzał. Z Athletikiem Bilbao (2:0) zadanie było trudniejsze, do obrony były cztery strzały, z czego dwa można uznać za trudne, więc Szczęsny zasłużył na pochwały. Ale czy wykraczały one poza możliwości Peny? Bez przesady. Z Realem Madryt w finale Superpucharu (5:2) Szczęsny zagrał niezłą pierwszą połowę, ale zaraz po przerwie dostał czerwoną kartkę za faul na Mbappe. Barcelona miała już wtedy czterobramkową przewagę. Z Benfiką (5:4) wygrała nie tyle dzięki niemu, co pomimo jego błędów. Owszem, w końcówce obronił trudny strzał Di Marii, jeszcze przy remisie 4:4, ale wcześniej nerwowymi interwencjami przyczynił się do straty dwóch bramek. W dodatku - te błędy znów dotyczyły gry na przedpolu. Szczęsny utrzymał jednak miejsce w składzie, a Barcelona zdemolowała Valencię 7:1, ograniczając jego rolę do minimum. Nie miał wielu interwencji. Przy straconym golu kilka mógł zrobić, za to w pierwszej połowie znów sfaulował rywala i spowodował rzut karny, który później, szczęśliwie dla niego, został cofnięty przez VAR. Sędzia nie dostrzegł bowiem, iż wcześniej doszło do faulu na piłkarzu Barcelony. Nie zmienia to faktu, iż znów wyjście z bramki nie skończyło się dobrze.
Dalej Flick mówił tak: - jeżeli zobaczymy pole do korekty, będziemy musieli coś zmienić w bramce, to zareagujemy. Obaj są świetnymi bramkarzami. Tak naprawdę, to nie wiem, co się stanie w przyszłości. jeżeli gramy w ten sposób, Wojtek będzie grał w kolejnych meczach. Patrzymy też, który zawodnik daje drużynie siłę, której potrzebujemy. Szczęsny wyszedł dziś w podstawowej "11" i to była słuszna decyzja.


I ta część odpowiedzi Flicka wydaje się wprost wskazywać, iż decyzja o postawieniu na Szczęsnego nie jest tymczasowa. Niemiec sugeruje, iż zmieniła się hierarchia i dopóki nie pojawi się "pole do korekty", nie będzie dokonywał kolejnej zmiany. Brzmi bardzo optymistycznie.


"Może nadszedł czas, by przyznać, iż wszyscy się zgubiliśmy? Że nikt za Flickiem nie nadążył? Że wciąż nie rozumiemy?"
Ale może najprawdziwsze słowa Flicka to te, iż nie wie, co staje się w przyszłości. Zmiana na Szczęsnego przyszła przecież niespodziewanie, gdy Pena nie zawodził, a Polak w meczach, które dostawał, był bardzo awaryjny. Co najbardziej zaskakujące - ostateczny dowód, iż hierarchia w bramce się zmieniła, dostaliśmy akurat po najsłabszym występie Szczęsnego ze wszystkich - przeciwko Benfice. Katalońscy dziennikarze podają, iż to sam Flick podjął decyzję, by postawić na Szczęsnego, mimo iż trener bramkarzy sugerował pozostanie przy Peni. Dopisujemy więc kolejne teorie, poddając analizie słowa z konferencji prasowej, iż Szczęsny dobrze wpływa na zespół, ma charyzmę i po błędach potrafi gwałtownie się resetować. Podkreślamy, iż liczą się nie tylko mecze, a także treningi, na których to Szczęsny najpewniej prezentuje się lepiej niż Pena. Ale może nadszedł czas, by przyznać, iż wszyscy się zgubiliśmy? Że nikt za Flickiem nie nadążył? Że nie rozumieliśmy, gdy Szczęsny nie grał, i nie rozumiemy, iż zaczął grać akurat teraz.
Przecież najpierw Szczęsny – w przekonaniu większości kibiców, dziennikarzy i ekspertów – miał wskoczyć do bramki Barcelony niemal od razu po awaryjnym transferze. Kto pamiętał popisy Inakiego Peni z poprzedniego sezonu, gdy przez kilka tygodni musiał zastępować kontuzjowanego Marca Andre ter Stegena, ten nie miał wątpliwości, iż jak tylko Polak odrdzewieje po emeryturze, natychmiast odeśle go z powrotem na ławkę. Argument był najprostszy z możliwych – jest po prostu znacznie lepszym bramkarzem.
Później jednak Pena pokazał, iż ani nie jest nieudacznikiem, ani nie ma dziurawych rąk, ani nie stresuje się już meczami tak bardzo, jak w poprzednim sezonie. Szczęsny siedział na ławce rezerwowych, a my tłumaczyliśmy, iż przecież nie można było potraktować wychowanka klubu tak bezdusznie i skreślić bez powodu. Wydawało się to nie być w stylu Flicka, który dawał uczciwe szanse i nastolatkom z akademii, i wiecznym rezerwowym, i zawodnikom niespecjalnie szanowanym przez kibiców. Nierzadko zresztą wychodziło na niego i nieoczywiści piłkarze rośli w oczach. Tak też było z Peną. Wciąż pamiętając, iż Szczęsny jest lepszym bramkarzem, zaczynaliśmy dostrzegać pozostałe okoliczności – Pena ma dłuższy kontrakt i jest młodszy. Dlaczego więc hierarchia, w której to on był zmiennikiem ter Stegena nagle miałaby się zmienić? Zakładaliśmy, iż Flick poczeka na odpowiedni moment. Pena popełni dwa-trzy błędy, zawali jeden mecz i drugi, Szczęsny w tym czasie już dojdzie do formy, a niemieckiemu łatwo będzie powiedzieć: sorry, Inaki, sam widzisz.


Ale mijały kolejne tygodnie, a Pena nie tylko niczego nie psuł, co wręcz naprawiał – choćby w Klasyku na Santiago Bernabeu, gdzie w pierwszej połowie miał dwie fantastyczne interwencje. Później rozgrywał sporo meczów przeciętnych, w których komentatorzy kwitowali wpuszczane przez niego bramki sloganem „mógł zrobić więcej". To bezpieczne stwierdzenie, gdy trudno się do bramkarza jednoznacznie przyczepić, ale też ma się wrażenie, iż lepszy fachowiec w tej sytuacji nie wpuściłby gola. Wydawało nam się jednak, iż to wciąż za mało, by Flick wymienił podstawowego bramkarza.
Szczęsny dostał szansę dopiero po Nowym Roku. Gdy zagrał w Pucharze Króla, nikt nie był zaskoczony, bo większość trenerów wielkich klubów wystawia w tych rozgrywkach rezerwowego bramkarza. Kilka dni później Szczęsny niespodziewanie zagrał też w półfinale Superpucharu, ale ponoć tylko dlatego, iż Pena spóźnił się na jedną z odpraw i został ukarany odesłaniem na ławkę. A skoro Szczęsny przeciwko Athletikowi spisał się przyzwoicie i pomógł Barcelonie awansować do finału, to zachował miejsce w bramce i zagrał przeciwko Realowi Madryt. Dostał czerwoną kartkę, został zawieszony, Pena wrócił do bramki, a my do układania teorii, iż Pena lepiej odnajduje się w stylu gry Flicka, który każe grać obrońcom bardzo daleko od własnej bramki, a od bramkarza oczekuje, iż będzie ich asekurował. Czuliśmy, iż Szczęsny występem w El Clasico sobie nie pomógł.
Plotki o tym, iż zagra w Lidze Mistrzów z Benfiką Lizbona traktowaliśmy więc z przymrużeniem oka. Bo niby dlaczego Flick miałby zdecydować się na zmianę? A gdy już pojawił się oficjalny skład, w którym faktycznie znalazło się jego nazwisko, uciekliśmy w stwierdzenia, iż decydujące mogło być jego doświadczenie w europejskich pucharach. Żonglowaliśmy statystykami, iż Szczęsny ma 68 meczów w Lidze Mistrzów, a Pena zaledwie 8 - w dodatku wszystkie w fazie grupowej. Ale później Szczęsny popełniał błąd za błędem, stracił cztery gole, przy dwóch z nich zawinił ewidentnie, a w dodatku wciąż powtarzały się jego problemy z grą na przedpolu. Odpowiedzialność zdjęli z niego koledzy, którzy strzelili Benfice pięć goli i zdołali wygrać. Uknuta została naprędce teoria: mecze pucharowe dla Szczęsnego, a ligowego dla Peni.
Nadszedł jednak mecz ligowy, a Szczęsny - tym razem już bez żadnych przecieków i plotek - znów stanął w bramce Barcelony. I już chyba nikt nie potrafił tego wytłumaczyć inaczej niż argumentem z samego początku – że, mimo wszystko, Szczęsny jest od Peni bramkarzem lepszym.


Reżyser zaciera ręce. Niesamowita przygoda Szczęsnego w Barcelonie
To, co przeżywa w Barcelonie, jest absolutnie szalone. Nie brakuje zwrotów akcji, kolejne tezy spektakularnie upadają, a przy tym Szczęsny adekwatnie nie ma meczów nijakich. Każdy skrywa ciekawą historię. Z Balbastro pierwszy raz historii Barcelony mieliśmy na boisku dwóch Polaków, a zaskakujący powrót Szczęsnego z emerytury wówczas się dopełnił. Z Athletikiem pokazał nam, iż warto mieć w życiu szczęście - Pena spóźnił się kilka minut, dzięki czemu Szczęsny mógł pomóc w zdobyciu pierwszego w tym sezonie trofeum - Superpucharu Hiszpanii. El Clasico to historia sama w sobie. Benfica? Szalony sen, który najpierw był koszmarem, ale dobrze się skończył. No i Valencia - najmniej spodziewana, prawdopodobnie przełomowa.
Kilka miesięcy temu słyszeliśmy, iż Wojciechowi Szczęsnemu bardzo zależy na filmie, który o nim powstaje. Teraz to widać.
Idź do oryginalnego materiału