Kibice sportu, którzy mają trochę szersze zainteresowanie poza piłką nożną, z umierającym sportem na pewno już zetknęli się nie raz. Zwłaszcza Amerykanie lubują się w grzebaniu swoich sportów. Golf na przykład umiera, bo średnia wieku wśród widzów tego sportu to około 64 lata. Baseball też schodzi do grobu, bo coraz mniej dzieci go uprawia. Nie tak dawno relacjonowaliśmy też dyskusję w USA na temat powolnej śmierci NBA.
REKLAMA
Zobacz wideo
Kryzys w skokach narciarskich to niewydolność wielonarządowa
Oczywiście żaden z amerykańskich sportów - ani golf, ani baseball, ani koszykówka - do grobu nie schodzi. Akurat w USA organizacje sportowe gwałtownie reagują, gdy zainteresowanie dyscypliną spada. Zmieniają przepisy gry, wprowadzają nowe formaty rozgrywki itp.
Z tym, co pisze Evensen o skokach narciarskich jest jednak trochę inaczej, bo odwołując się do terminologii medycznej, jest to niewydolność wielonarządowa. Norweg skupia się przede wszystkim na swoim kraju, ale jego wnioski mają zastosowanie do całej dyscypliny.
Medalista olimpijski przywołuje obrazy ze swojego dzieciństwa i młodości. Pisze: "skoki narciarskie były wszędzie". Norwedzy żyli nimi na co dzień. Młodzi chłopcy dla samej euforii skakania ruszali na skocznie zaraz po szkole. Tłumy przychodziły na treningi. Do elitarnych programów szkoleniowych ciężko było się dostać.
A dziś? Zdaniem Evensena problem zaczyna się od tego, iż kibice pytają się na forach: gdzie oglądać skoki? Prawa telewizyjne zostały rozproszone po różnych nadawcach i kibicom trudniej znaleźć transmisję, która ich interesuje. "Nawet najbardziej zagorzali kibice mają problem z ustaleniem, na którym kanale transmitowany jest konkurs" - pisze Norweg.
A już kompletnie transmisje skoków zniknęły z radaru dzieci i młodzieży. "Niewielu młodych ludzi potrafi dziś wymienić nazwisko aktywnego norweskiego skoczka" - zauważa.
"Musimy wrócić do tego, iż wygrywa najdłuższy skok"
Jedną z przyczyn spadku zainteresowania są współczynniki kompensujące siłę wiatru, które wprowadzono w 2009 r. Owszem, skoki stały się dyscypliną bardziej sprawiedliwą, ale równocześnie o wiele mniej czytelną dla kibiców. "To nie powinno się w ogóle wydarzyć" - twierdzi Evensen. I dodaje potem: "Skoro tylko najbardziej zainteresowani rozumieją, co dzieje się podczas zawodów, nic dziwnego, iż młodzi ludzie nie mają dziś dość samozaparcia, aby się z tym zapoznać". I tu były skoczek ma prosty postulat: "Musimy wrócić do tego, iż wygrywa najdłuższy skok".
Ale skomplikowane przepisy, przy których choćby zawodnicy nie zawsze rozumieją, dlaczego są dyskwalifikowani, to nie wszystko. Evensen zauważa, iż w jego kraju jest coraz mniej entuzjastów, którzy działali w klubach i na skoczniach. Starsze pokolenie już odchodzi, a w tym młodszym jest entuzjastów o wiele mniej, by tych odchodzących zastąpić.
"Uważam, iż duża część dzisiejszego pokolenia rodziców, do którego ja sam należę, nie ma energii lub nie chce przejąć tej pałeczki" - uważa Norweg. Mówi, iż poza Granåsen, Lillehammer, Holmenkollen i Vikersund w reszcie kraju środowisko skoków prawie "wymarło".
Błyskawiczny upadek skoków w Finlandii to przestroga
Evensen dramatyczny i niemal błyskawiczny upadek skoków narciarskich pokazuje na przykładzie sąsiedniej Finlandii, gdzie nie tak dawno "cały naród gromadził się zarówno na arenach, jak i przed ekranami telewizorów. Publiczny nadawca stracił prawa. Najpierw spadła oglądalność, potem runęły finanse federacji, a jeszcze później zniknęli bohaterowie na ekranie. W końcu też młodzi pasjonaci zniknęli, a tym samym skoki w Finlandii były już martwe".
Norweg uważa, iż jego kraj kroczy tą samą drogą, a swoją nadzieję na zmianę upatruje m.in. w Polsce. Pisze: "Wciąż możliwe jest kreowanie zainteresowania narodowego. W Norwegii jest zbyt mało osób, które pojawiają się na skokach narciarskich. Ale w Austrii, Polsce i Niemczech bilety na zawody w skokach są wyprzedane. Kiedy patrzymy za granicę, widzimy, iż pozostało nadzieja".
Niestety, trudno prorokować, ale w przypadku Polski może być to nadzieja złudna. Ile jeszcze polscy kibice skoków wytrzymają takich sezonów, jak ten obecny, gdy nasi skoczkowie są praktycznie tłem dla najlepszych?
Oczywiście pisanie, iż skokom narciarskim grozi śmierć, jest przesadą. Zwłaszcza dopóki są one w programie igrzysk olimpijskich. A MKOl na razie nie ma powodu skoków wykreślać. Wręcz przeciwnie. Jak dowodziły badania firmy Ipsos przeprowadzone w 28 krajach z okazji igrzysk w Pekinie w 2022 r., skoki są w pierwszej trójce zimowych dyscyplin, które cieszą się największym zainteresowaniem. Pierwsze jest łyżwiarstwo figurowe, drugie skoki, a trzecie hokej na lodzie.
Były już sporty, które naprawdę umarły
Gdyby jednak pogrzebać w historii to znaleźlibyśmy i takie dyscypliny sportu, które rzeczywiście umarły. I nie chodzi tu tylko o te antyczne jak wyścigi rydwanów czy bieg w zbrojach, ani też o jednorazowe wybryki jak skoki w dal do wody z igrzysk olimpijskich w St. Louis.
Bliżej naszych czasów umarła piłka ręczna jedenastoosobowa. Była to dyscyplina swego czasu bardzo popularna. Rozgrywana była na boiskach piłkarskich i z bramkami wielkości tych futbolowych.
Na igrzyskach zadebiutowała w 1936 roku, pierwsze mistrzostwa świata rozegrano dwa lata później. Finał Niemcy – Szwajcaria na Stadionie Olimpijskim w Berlinie oglądało wtedy 30 tys. widzów. Jeszcze więcej, bo 50 tys., było na finale w 1955 r., który odbył się na stadionie Rote Erde w Dortmundzie. Rekord frekwencji padł natomiast w 1959 r., gdy w Lipsku spotkania NRD – RFN obejrzało 93 tys. widzów. W Polsce rekord frekwencji padł na spotkaniu reprezentacji Śląska z Magdeburgiem. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie zasiadło wtedy 62 tys. widzów.
Całkiem nieźle radziła sobie w tym sporcie Polska. Medali co prawda nie zdobywała, ale na mistrzostwach świata mężczyzn w 1963 i 1966 roku była czwarta. Polki najlepsze miejsce zajęły w 1960 r. - szóste.
Gwoździem do trumny jedenastoosobowej wersji piłki manualnej była decyzja MKOl o włączeniu do igrzysk olimpijskich piłki manualnej jedynie w wersji siedmioosobowej. Od tamtej pory Międzynarodowa Federacja Piłki manualnej zrezygnowała z rozwijania jedenastoosobowej wersji gry, która adekwatnie zniknęła z dnia na dzień ze stadionów na całym świecie.
W 2021 r. na Stadionie Śląskim gwiazdy polskich reprezentacji w piłce manualnej postanowiły rozegrać mecz w wersji jedenastoosobowej w historycznych strojach. Po meczu zawodniczki i zawodnicy zgodnie twierdzili, iż to zupełnie inny sport, który na co dzień uprawiają.