F1 GP Australii 2025

1 miesiąc temu

Wyścig jakiego chcieliśmy, wyścig jakiego się spodziewaliśmy. Chyba te dwa sprzeczne stwierdzenia najlepiej podsumowują otwarcie sezonu. Zapraszam na relację z GP Australii 2025!

Kurtyna opada

GP Australii 2025 zapowiadało się nietypowo. Wszystkie prognozy pokazywały deszcz w niedzielę, czyli coś, co w kraju kangurów nie zdarzyło się…. nigdy? Pewnie się mylę, w każdym razie ja nie pamiętam deszczu w Australii po 2009, może coś było wcześniej, a może pamięć mnie zwodzi. Tak, czy siak, takie warunki pogodowe na torze w Albert Park są bardzo nietypowe. To zaś oznaczało interesujący wyścig.

Treningi pokazały to, co wiedzieliśmy jeszcze przed sezonem: McLaren jest szybki. Nieźle prezentowało się także Ferrari oraz Mercedes. Dobrą formę z testów przedsezonowych kontynuował także Williams. Red Bull? Był, ale jedynie jako cień swojej uprzedniej świetności. Suche kwalifikacje przyniosły potwierdzenie formy McLarena, który bez problemu zajął cały pierwszy rząd. „One man army”, czyli Verstappen, wyciągnął swojego Red Bulla na trzecią lokatę startową, co było zaskoczeniem dla niego samego. Dalej sameldował się Russell i świetny, piąty Tsunoda. Wynik Japończyka od razu zwrócił oczy i presję w kierunku Lawsona, który nie wyszedł choćby z Q1. Z resztą podobnie jak Antonelli. Wydawało się, iż będzie to weekend zawiedzionych oczekiwań, jeżeli chodzi o debiutantów.

Na razie jednak zawodziło Ferrari, które skopało kwalifikacje i ich kierowcy zajęli 7. oraz 8. pozycje startowe za Williamsem Albona. Gdzie to tempo czerwonych? Chyba tam, gdzie zawsze.

Mokry start wyścigu

Wyścig zaczął się… adekwatnie skończył, jeszcze zanim się zaczął. Przynajmniej dla niektórych. Spodziewany deszcz w niedzielę nadszedł i nie ułatwił debiutu większości kierowców. Hadjar odpadł obracając się jeszcze na okrążeniu formującym. Tor w Albert Park jest o tyle trudny, iż zwykle białe linie, bardzo śliskie w deszczu, występują jedynie po bokach nitki asfaltu. W Australii, jako iż jest to tor uliczny, linie są wszędzie i wielokrotnie przecinają optymalną linię jazdy. Pikosekunda nieuwagi oznaczała auto w bandzie. W wielu przypadkach można wręcz odnieść wrażenie, iż nieuwaga nie miała nic do rzeczy, a jedynie szósty zmysł bardziej doświadczonych kierowców, pozwalał im opanować auto, gdy reszta leciała w bandę.

Gdy wreszcie udało się wystartować, bardzo dobrze „wyszedł z bloków” Verstappen. Inteligentnie przyblokowany między dwoma kierowcami McLarena kilka mógł zrobić, ale już w drugim zakręcie wykorzystał uślizg Piastriego i wskoczył na drugą lokatę. Za nimi dobrze wystartował także Leclerc, który przebił się na piąte miejsce.

Ściganie nie trwało jednak długo. Już na piątym zakręcie, a adekwatnie na prostej po nim, kontrolę nad bolidem stracił Doohan, a na końcówce okrążenia w bandę wyleciał także Sainz. Na początku drugiego kółka byliśmy już za samochodem bezpieczeństwa, a stawka skurczyła się o trzy bolidy.

Po restarcie było jasne, iż Verstappen nie będzie w stanie trzymać się tuż za Norrisem, musiał raczej patrzeć w lusterko wsteczne, by nie stracić pozycji na rzecz Piastriego. Na tyłach Antonelli starał się odrabiać straty po kwalifikacjach, ale zaliczył obrót cudem tylko ratując się przed spotkaniem z bandą.

Cierpienie na oponach, cierpienie na słuchawkach

Tor powoli zaczynał przesychać, ale na radarach widać było powoli nadciągający deszcz. Nikt nie wiedział kiedy, nikt nie chciał pierwszy podejmować ryzyka zmiany na slicki. Niektórzy planowali choćby przeczekać na zdzierających się przejściówkach do kolejnego deszczu. Było już wiadomo, iż będzie to wyścig rozgrywany między trójką McLaren + Verstappen, która swobodnie uciekła reszcie stawki. Za nimi Russell tracił potężnie, a piąty Leclerc nie był w stanie skutecznie zaatakować. gwałtownie stało się jasne także, iż trzymanie tempa McLarenów wiele kosztowało opony drugiego Red Bulla. Tak wiele, iż Max ledwo utrzymał się na torze w ostatnim sektorze i stracił lokatę na rzecz Piastriego.

Kiedy inni cierpieli przez opony, także kierowcy Ferrari mieli potężny ból d….. duszy, dzięki komunikacji ze swoim genialnym zespołem. Z kolei McLareny wydawały się dopiero rozkręcać. Rozkręcił się szczególnie Piastri, który nie zamierzał oddać szansy, na zwycięstwo w swoim domowym wyscigu. Na trzydiestym okrążeniu Oscar przymierzał się do ataku na lidera, gdy dostał informację o… konieczności utrzymania pozycji. Jak? Gdzie? DLACZEGO? Dlaczego zespół, który mówi o otwartej grze i traktowaniu wszystkich równo, zabrania ataku szybszego kierowcy na lidera, już w pierwszym wyścigu? W jaki sposób chcą wyłonić tego szybszego, na którym się skoncentrują przez resztę sezonu? Ustalając zdalnie kolejność na mecie?

McLaren zupełnie nie odrobił pracy domowej w tym temacie z zeszłego sezonu. Piastri, choć pogodził się z komunikatem, wyraził swoje niezadowolenie i było widać, iż wytrąciło go to z równowagi. Zaczął popełniać drobne błędy i zgubił rytm.

Gdy pogoda chce namieszać

Gdy wydawało się, iż wyścignieco się uspokaja, w bandę wyleciał kolejny „debiutant” – Alonso. Kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa cała reszta stawki wykorzystała na jedyny słuszny manewr, czyli zmianę opon na slicki. Wszystko by było fajnie, gdyby nie fakt, iż dosłownie moment po wznowieniu rywalizacji kierowcy dostali informację, iż nad tor nadciąga ulewa.

Wszyscy wiedzieli co się święci, ale nie wszyscy mieli takie samo podejście do rozwiązania problemu. Gdy wreszcie się rozpadało, w czołówce rozegrały się iście dantejskie sceny. Na przedostatnim zakręcie toru wypadły oba McLareny. Norris wrócił cudem na tor, natomiast Piastri stanął w trawie, nie mogąc ruszyć na śliskiej nawierzchni.

Norris i Piastri (gdy wreszcie ruszył) od razu zjechali po opony deszczowe. Verstappen, upatrując swojej szansy, został na torze, ale gwałtownie zrozumiał, iż nie był to dobry wybór. Na dziesięć okrążeń przed końcem, mieliśmy więc Verstappena, który na przejściówkach wracał z boksów na tor za Norrisem, cudem nie tracąc zdecydowanie więcej i… prowadzącą dwójkę Ferrari. Czerwoni jak zwykle zrobili „po swojemu” i gdy na torze lunęło, zespół stwierdził, iż ich kierowcy na pewno dadzą radę na slickach w stojącej wodze. Oczywiście nie dali, przez co zjechali po opony przejściowe później, meldując się na końcu pierwszej dziesiątki. Czemu team choćby nie rozdzielił strategii, by zaryzykować jednym kierowcą? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Jedno jest pewne: niszczenie Hamiltona przez Czerwonych można uznać za rozpoczęte.

Jeszcze jeden SC i ostatnia szansa Verstappena

Sytuację jeszcze bardziej zagęścił Lawson, który spotkał się z barierą i spowodował kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Wydawało się, iż Max będzie miał na koniec kolejną szansę ataku na Norrisa. Gdy Safety Car zjechał z toru na sześć okrążeń przed końcem, dała się we znaki przewaga McLarena. Ich nowy system „dogrzewania” przednich opon rozgrzanymi hamulcami sprawdził się idealnie. Od pierwszych sekund ścigania Norris był w stanie cisnąć, podczas gdy Verstappen jechał strasznie ostrożnie. Max musiał raczej bronić się przed Russellem, niż myśleć o pogodni za kierowcą McLarena.

Za nimi Hamilton po raz kolejny przekonał się, iż ze strony Leclerca nie będzie miękkiej gry. Z resztą to już drugi raz po starcie. Charles zaatakował Lewisa równie agresywnie, jeżeli nie bardziej, jak innych konkurentów. Na zamieszaniu z oponami i samochodem bezpieczeństwa, dobrze wyszedł także Antonelli. Kimi poprawił się jeszcze na torze, wyprzedzając Albona i podróżował juz na szwartej pozycji za Russellem!

W czubie, gdy tylko Verstappen rozgrzał opony, usiadł na ogonie Norrisowi. To wszystko było jednak ciut za mało i ciut za późno. Lando finiszował pierwszy, niecałą sekundę przed Maxem. Za nimi wpadła na metę dwójka Mercedesa, Albon, Stroll, Hulkenberg, dwójka Ferrari i Piastri, który zdążył odrobić, by zamknąć czołową dziesiątkę.

Niezłe otwarcie, byle nie ostatnie takie!

GP Australii 2025 było świetnym otwarciem sezonu. Sezonu, który grozi z góry znanym i ustalonym rozkładem stawki, z McLarenem na pozycji zdecydowanych liderów. Tutaj pomogła pogoda i nieco zamieszania. Czy podobnie będzie za tydzień w Chinach? Kto wie? Na pewno jednak Pomarańczowi mają przewagę nad resztą, a Verstappen będzie robił co mógł, by się do nich zbliżyć. Na ile to będzie możliwe? Pewnie pierwsze 3-4 wyścigi sezonu dadzą nam lepszy obraz realnego układu sił i szans na tytuł mistrzowski.

Idź do oryginalnego materiału