Emocjonalne pożegnanie w Opolu. To będzie jego nowy klub?

speedwaynews.pl 4 godzin temu

Kiedy przed sezonem 2024 Stanisław Mielniczuk podpisywał kontrakt w Opolu, niewielu spodziewało się, iż stanie się on jedną z największych niespodzianek Krajowej Ligi Żużlowej. Ukrainiec pojechał jednak na tyle dobrze, iż jako jeden z nielicznych seniorów utrzymał miejsce w składzie na kolejny rok.

Sezon 2025 był jednak drogą przez mękę – zarówno dla zawodnika, jak i całego Kolejarza. Drużyna z Opola długo okupowała dno tabeli, a sam Mielniczuk zanotował wyraźny spadek formy. Jego średnia biegowa obniżyła się o ponad 0,250 pkt, co przełożyło się na odległe, 29. miejsce w rankingu najskuteczniejszych ligowców. Gdy w listopadzie klub zaczął odkrywać karty na sezon 2026, brak nazwiska 30-latka potwierdził tylko to, o czym mówiło się od dawna: czas Mielniczuka w Opolu dobiegł końca.

W ostatni poniedziałek roku zawodnik opublikował w mediach społecznościowych emocjonalny wpis, w którym podsumował dwa lata spędzone w barwach „Kolejarza”.

Przez te dwa lata Kolejarz Opole był dla mnie czymś więcej niż tylko klubem czy miastem. To właśnie tutaj, dzięki działaczom, trenerom oraz wszystkim ludziom w klubie, otrzymałem szansę powrotu do polskiej ligi i ponownych startów na torze. Bywało różnie – euforia ze zwycięstw, gorycz porażek, trudniejsze okresy oraz chwile, w których chciało się więcej. Wszystko to było jednak częścią drogi, która uczyniła mnie silniejszym zarówno jako zawodnika, jak i człowieka – napisał Mielniczuk, kierując szczególne podziękowania do kibiców za ich wsparcie i wiarę.

Co dalej z karierą reprezentanta Ukrainy? Choć oficjalnie nie został zaprezentowany w żadnym klubie, głośno mówi się o jego przenosinach do stolicy Małopolski. Speedway Kraków, który niedawno ruszył z transferową ofensywą, wydaje się najbardziej prawdopodobnym kierunkiem. Gdyby Mielniczuk dołączył do Dawida Rempały i Marko Lewiszyna, krakowianie mieliby bardzo solidny fundament na nadchodzące rozgrywki, choć na kolejne ogłoszenia ekipy spod Wawelu możemy jeszcze trochę poczekać.

Stanisław Mielniczuk (fot. Sebastian Siedlik)
Idź do oryginalnego materiału