Rywalizacja na mistrzostwach świata w lekkiej atletyce trwa. Na poniedziałkową sesję wieczorną zaplanowano m.in. finał skoku o tyczce. Niestety nie awansował do niego Piotr Lisek. W kwalifikacjach zajął miejsce tuż za czołową "12", co dodatkowo zabolało. Mimo wszystko emocje były gwarantowane. - Rekord świata zagrożony - zapowiadał Przemysław Babiarz. Dlaczego? Do finału awansował bowiem rekordzista świata Armand Duplantis. Przed poniedziałkowym startem jego najlepszym wynikiem było 6,29 m, które osiągnął podczas Memoriału Istvana Gyulai rozegranego w sierpniu 2025 w Budapeszcie. Był to jego 13. rekord świata. Wszyscy liczyli więc, iż w Tokio zobaczymy 14. i tyczkarz zaatakuje 6,30 m.
REKLAMA
Zobacz wideo Swoboda odpadła w półfinale mistrzostw świata w Tokio. "Nie wiem co mam powiedzieć"
Duplantis z kolejnym rekordem! On jest niesamowity
Szwed zaczął dość spokojnie walkę o trzeci tytuł mistrza świata na stadionie, bo od wysokości 5,55 m. I oczywiście pofrunął nad tą poprzeczką bez jakiegokolwiek problemu, mając jeszcze sporo zapasu. Dobrze prezentował się też Emmanouil Karalis, w którym upatrywano faworyta do medalu. Wydawało się jednak, iż nie złotego. Ten miał być zarezerwowany dla Duplantisa.
Do 5,75 m Szwed w ogóle nie podszedł. Od razu ustawił poprzeczkę na 5,85 m. I znów zaliczył skok śpiewająco. - On może przegrać dziś tylko z samym sobą - zachwycali się komentatorzy TVP Sport. Stopniowo za to odpadali Szwedowi rywale. Z rywalizacją pożegnali się Ersu Sasma, Ethan Cormont, Bo Kanda Lita Baehre czy Seifeldin Heneida Abdesalam. Duplantis zrezygnował z 5,90 m i poszedł do poprzeczki zawieszonej o 0,05 m wyższej. I oczywiście ją przeskoczył. Ba, wyglądało to jak skok rozgrzewkowy. O wiele więcej problemów mieli przeciwnicy. Żaden z nich nie zaliczył tej wysokości za pierwszą próbą. Pod ścianą znalazł się m.in. Karalis, bo strącił poprzeczkę dwukrotnie, ale na jego szczęście za trzecim razem ta pozostała na miejscu.
Kolejna poprzeczka - 6 m. Duplantis znów bezbłędny. Następnie Karalis spróbował zaatakować 6,10 m, ale strącił poprzeczkę - Duplantis z tą samą wysokością poradził sobie bez problemów. - Szykujmy się dzisiaj na atak na rekord świata - zapowiadał Przemysław Babiarz.
Zobacz też: Co oni zrobili?! Pierwszy taki finisz w historii MŚ. Zadecydowały 0,03 sekundy.
Karalis próbował podgryzać Duplantisa - zaatakował 6,15 m - ale znów mu trochę - choć był naprawdę blisko - zabrakło do udanego skoku. Szwed z tym wyzwaniem sobie ponownie poradził.
Grek podjął jeszcze walkę, spróbował skoczyć na wysokość 6,20 m, ale tu już było widać, iż jest to dla niego zbyt wysoko zawieszona poprzeczka. Karalis i tak może być zadowolony - z wynikiem 6,00 m został wicemistrzem świata, tuż za nim uplasował się Kurtis Marschall, który skoczył na wysokość 5,95 m.
Nadszedł moment, na który wszyscy czekali - próba bicia rekordu przez Duplantisa. Kibice zgromadzeni na stadionie wstali z miejsc. W pierwszej próbie Szwedowi się nie udało - było blisko, ale zahaczył o poprzeczkę zawieszoną na wysokości 6,30 m.
Na kolejną próbę czekaliśmy kilka minut - w tym czasie Duplantisowi wsparcie zapewniał grecki wicemistrz świata - Karalis trzymał wiatraczek odpoczywającemu Szwedowi. W końcu był gotowy. Ruszył Duplantis i znów był bardzo blisko! Początkowo wydawało się, iż pobił rekord świata, ale ostatecznie poprzeczka znów spadła.
Nadszedł czas trzeciej próby. I tym razem się udało! Armand Duplantis znów pobił rekord świata, który od dzisiaj wynosi 6,30 m.
8 lutego 2020 roku - tego dnia Armand Duplantis zapisał się na kartach historii po raz pierwszy. W Toruniu podczas mityngu Orlen Copernicus Cup, zaliczanego do World Athletics Indoor Tour, osiągnął 6,17 m. Po raz pierwszy w karierze pobił wówczas halowy rekord świata. A jak wiemy, na tym się nie zatrzymał.