Droga Estevao na szczyt. Kim jest wschodząca gwiazda Chelsea?

2 tygodni temu

U podstaw każdej wielkiej piłkarskiej kariery leży marzenie. Dzięce marzenie o pójściu w ślady idoli, których wyczyny podziwia się w telewizji, a następnie zakłada ich koszulki i naśladuje na nierównych boiskach. Dla większości małych Cristianów, Neymarów i Haalandów, marzenie pozostaje marzeniem. Ci nieliczni, którym nie brak talentu by je spełnić, muszą gwałtownie dorosnąć i nauczyć się twardo stąpać po ziemi, gdy dosięga ich błysk fleszy. O Estevao zrobiło się głośno, gdy miał zaledwie dziesięć lat. Gdy miał lat naście, był już na liście wszystkich największych klubów Europy. Dziś jest na szczycie, a jego historia może być drogowskazem dla tych, którzy śnią o meczach na Bernabeu, Camp Nou czy Stamford Bridge.

Dzieciństwo przyszłych sportowców, w tym piłkarzy, jest specyficzne. Na etapie, kiedy przeciętne dziecko ma jeszcze wiele lat, by zdecydować, czym zamierza się zająć w dorosłym życiu, młody piłkarz marzący o zawodowstwie często jest już podporządkowany swojej przyszłej karierze. W dziecięcej wyobraźni przejście drogi od kopania z kolegami dla zabawy do gry w dużym klubie to romantyczna historia. W świecie dorosłych to element wyścigu, którego stawką jest obietnica wielkich pieniędzy.

Wyścigu o to, kto wypatrzy talent w jak najmłodszym wieku i zainwestuje w niego, zanim zrobi to konkurencja. Często za cenę wyrwania młodego piłkarza ze środowiska, w którym dorastał, ściągnięcia na niego oczu opinii publicznej, a wraz z nim brzemienia wielkich oczekiwań. Ośmioletni Estevao zetknął się z tym po raz pierwszy, gdy wraz z rodzicami opuścił rodzinną Francę, by przenieść się do oddalonego o 450 kilometrów Belo Horizonte.

Kiedy otwiera się życiowa szansa, trzeba zdecydować, czy stawia się wszystko na jedną kartę. Rodzice Estevao się nie wahali. Bliskość rodziny i znajomych musiała ustąpić marzeniom o wielkiej przyszłości syna. Z dobytkiem zapakowanym w jednego vana i ciężarówkę wyruszyli w podróż, która nie gwarantowała zwrotu poniesionych, dosłownie i w przenośni, kosztów.

Estevao. Kim jest wschodząca gwiazda Chelsea?

Miłość do futbolu zaszczepił w Estevao jego ojciec – pastor, który sam w przeszłości grywał jako bramkarz. Gdy syn odbijał piłkę o ściany kościoła, Ivo Goncalves prosił Boga, by chłopiec otrzymał szansę rozwinięcia talentu w dużym klubie. Jego modlitwy zostały wysłuchane – chłopiec wyróżniał się umiejętnościami w lokalnej szkółce Tok de Bola i gwałtownie przykuł uwagę krajowych gigantów. Choć zainteresowanie przejawiały kluby z Sao Paulo, w tym Palmeiras, wybór padł na akademię Cruzeiro.

Estadio Mineirao w Belo Horizonte

Pojawił się w Belo Horizonte z ojcem i własnoręcznie nagranym DVD. Obejrzałem film od razu i bardzo mi się spodobał. Powiedziałem wtedy: „Następnym krokiem jest sprowadzenie go tutaj” – wspomina trener Carlos Alberto Lins de Faria, znany jako Bebeto, który był opiekunem drużyn młodzieżowych w Cruzeiro. Choć w klubie była grupa dla dzieci do lat 9, Estevao od razu trafił do rocznika wyższego.

Ze wszystkich, którzy przeszli przez mój system, ten chłopak wyróżnia się najbardziej. Ma potencjał, by zostać profesjonalnym piłkarzem na poziomie Ronaldinho, Ronaldo, Neymara. Zabrałem go też na futsal. Tam… błyszczał. Widziałeś te filmiki z Neymarem? Z Ronaldinho? Z czasów, gdy byli dziećmi? Estevao jest właśnie taki. Dokładnie taki. Dostaje piłkę w środku pola, kiwa całą drużynę i strzela gola – mówił w 2018 roku Bebeto na łamach Globo.

Po przeprowadzce do Belo Horizonte nazwisko młodego Estevao przeniosło się z notesów skautów na pierwsze strony gazet. Niecodziennie zdarza się bowiem, iż kontrakt z dziesięciolatkiem podpisuje Nike. Estevao stał się najmłodszym brazylijskim piłkarzem, z którym odzieżowy potentat zawarł umowę, przebijając gwiazdy Realu Madryt i Barcelony – Rodrygo i Neymara.

Narodziny „Messinho”

Duża rozpoznawalność rzadko nie idzie w parze z tymi, którzy chcą ją wykorzystać. Cruzeiro w tamtym czasie tonęło w długach, a sposób na ich spłatę (przynajmniej częściową) znalazło m.in. w zawieraniu umów, na mocy których przekazywało część zysków z przyszłych transferów swoich piłkarzy podmiotom trzecim. Od 2015 roku tego typu praktyki, nazywane third-party ownership, są zakazane przez FIFA. W gronie zawodników, na których zamierzano zarobić stosując ten proceder, był także Estevao. W jego przypadku było to nielegalne również dlatego, iż wiek chłopca nie pozwalał na zawarcie z nim profesjonalnego kontraktu.

Problemy w tamtym czasie miało nie tylko Cruziero i biznesmeni, którzy zawierali nielegalne umowy, ale także ojciec Estevao. W procesie dotyczącym licznych nieprawidłowości w klubie, Ivo Goncalves – zatrudniony w nim jako doradca prezesa – usłyszał zarzut fałszowania dokumentów. Przekonywał jednak o swojej niewinności. Jak twierdził, został wciągnięty w polityczną grę.

Estevao te perturbacje zdawały się jednak nie przeszkadzać w szlifowaniu umiejętności piłkarskich. Złoty chłopiec brazylijskiej piłki robił coraz większą furorę i z czasem przylgnął do niego przydomek „Messinho”, czyli „mały Messi”. Ilu takich nowych Messich już przewinęło się przez media i z jaką łatwością tego typu przydomki się nadaje, najlepiej świadczy fakt, iż swego czasu „polskim Messim” obwołany został niespełniony do dziś polski talent, Mateusz Musiałowski.

Nie pamiętam, kto to wymyślił, ale gwałtownie się to przyjęło. Ani ja, ani moja rodzina nie przepadaliśmy za tym. Czasami tego typu przydomki stają się brzmieniem, o które się nie prosiło. Chcesz tylko grać w piłkę, robić to, co kochasz, a tego rodzaju łatka nakłada na ciebie presje, która nie jest twoja – zauważa z dzisiejszej perspektywy Brazylijczyk w rozmowie z FourFourTwo. Na łamach Guardiana podkreślał z kolei rolę rodziców w odcinaniu go od szumu medialnego.

Estevao z matką Hetiene

Chronili mnie przed wszystkim, co przychodziło z zewnątrz. Nigdy nie miałem zbyt dużego kontaktu z tym, co się działo, co ludzie mówili lub myśleli. Jestem bardzo wdzięczny moim rodzicom za wszystko, co dla mnie zrobili, ta ochrona była bardzo ważna.

W wieku 14 lat Estevao opuścił Cruzeiro. Kłopoty organizacyjne klubu i nadszarpnięte zaufanie rodziny poskutkowały przenosinami do Palmeiras, gdzie czekano na niego z otwartymi ramionami od czasu, gdy objawił światu swój talent. Pod skrzydła wzięli go dyrektor akademii Joao Paulo Sampaio i trener Rogerio Ferreira. Początki nie były jednak dla niego łatwe.

Przeszedł operację kolana, kiedy przyjechał, więc pauzował przez około pięć miesięcy. Był drobny. Bardzo drobny. Tak się złożyło, iż kiedy w końcu przyszedł na swój pierwszy trening, ja właśnie rozgrzewałem drużynę długimi podaniami i prostymi główkami… a on nie chciał uderzać głową – mówił Ferreira w rozmowie z ESPN. Dla młodego piłkarza było to brutalne sprowadzenie na ziemię.

Powiedziałem: słuchaj, „Messinho”, twoja prawa noga jest fatalna, więc popracuj nad nią. Zarabiał dużo pieniędzy. Sporo, jak na 14-latka. Ale powiedziałem: „Nie dbam o to. Uderzaj głową i używaj prawej nogi, bo inaczej nie będziesz grał.” Spojrzał na mnie zaszokowany. Następnego dnia przyszedł do mnie i powiedział: „Trenerze, wykonam polecenia i będę grał” – wspomina szkoleniowiec.

Na boisku gwałtownie udowodnił swój nieprzeciętny talent.

Piłka nożna była dla niego zbyt łatwa. Pokonywał wszystkich, decydował o wynikach meczów. (…) Dokonywał niewiarygodnych rzeczy – mimo iż był młodszy – ponieważ był bardzo inteligentny. Jego umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach była niewiarygodna, po prostu niewiarygodna – wychwalał zawodnika Rogerio Ferreira.

Niespełnione marzenie

Obecność Estevao przełożyła się na sukcesy młodzieżowych drużyn Palmeiras. Z zespołami do lat 15 i do lat 17 sięgnął po tytuły mistrza Brazylii w swoich kategoriach wiekowych, z tą drugą wywalczył też krajowy puchar i mistrzostwo stanu Sao Paulo. w okresie 2023, gdy miał już profesjonalny kontrakt z klubem i zaczynał pukać do drzwi pierwszej drużyny, zdobył w finale hat-tricka na wagę drugiego z rzędu tytułu mistrzowskiego w kategorii U-17. Zanim jeszcze zadebiutował w seniorach, był już na radarze czołowych klubów z Europy.

Pseudonim „Messinho”, jaki nadała mu prasa, mógł być źródłem presji, ale z pewnością korelował z inspiracją, jaką genialny Argentyńczyk stanowił dla utalentowanego młokosa. Gdy do Brazylii przybyli wysłannicy katalońskiego „Mundo Deportivo” (był to październik 2023 roku, wówczas huczało już od plotek łączących Estevao z Barceloną), Brazylijczyk nie krył, kto jest jego piłkarskim idolem i gdzie w przyszłości chciałby występować.

To zawsze był Messi. To zawodnik, którego podziwiam, oglądam z nim filmy każdego dnia. To mistrz. Brakuje mi słów, żeby go opisać. Jak mam opisać słowami, iż wszystko, co robi, jest fenomenalne? Zawsze staram się go naśladować na boisku – mówił dziennikarzom. – Moim największym marzeniem jest gra w Barcelonie, jednym z najlepszych klubów na świecie. Dorastałem oglądając Neymara, Messiego i Suareza grających dla Barcelony.

Marzenia Brazylijczyka, przynajmniej na jakiś czas, musiały zejść na dalszy plan ze względu na problemy finansowe Barcy. Zbiegło się to również w czasie z eksplozją formy Lamine’a Yamala. Gdy Hiszpan, będący w tym samym wieku i grający na tej samej pozycji (prawe skrzydło) na stałe wskoczył do dorosłej drużyny Barcelony, stało się jasne, iż klub nie będzie się zabijał o Estevao. Z rozkwitającym z tygodnia na tydzień Yamalem, Barca przestała się liczyć w wyścigu o podpis jego rówieśnika zza oceanu.

Estevao w barwach Palmeiras

W grudniu 2023 roku Estevao zaliczył wreszcie upragniony debiut w dorosłej drużynie Palmeiras. Nadszedł on w ostatnim, pieczętującym mistrzostwo meczu sezonu przeciwko jego byłej drużynie – Cruzeiro. To był jednak tylko epizod, ledwie dwanaście minut po wejściu z ławki rezerwowych. Bohaterem drużyny była wówczas inna wschodząca gwiazda – Endrick, którego latem czekał transfer do Realu Madryt. Tamto spotkanie było symboliczną zmianą warty – w kolejnym sezonie to Estevao miał lśnić pełnym blaskiem.

17-latek, choć przejście na wyższy poziom nie sprawiło mu większych trudności, w zasadzie nie musiał się uwiarygadniać sukcesami w dorosłej piłce. W seniorach miał rozegrane jedynie kilkanaście spotkań, gdy ogłoszono, iż trafi do Chelsea. Transfer, choć potwierdzony (i kilka dni później uczczony przez Brazylijczyka cieszynką w stylu gwiazdy The Blues Cole’a Palmera), mógł się jednak dokonać dopiero kolejnego lata, po ukończeniu przez zawodnika 18. roku życia.

Przez ten rok Estevao nie zasiał w kierownictwie angielskiego klubu choćby grama wątpliwości czy podjęto dobrą decyzję. We wszystkich rozgrywkach Brazylijczyk strzelił 19 bramek i zaliczył 12 asyst. W lidze miał 13 bramek i 9 asyst. Takich liczb w brazylijskiej Serie A nie zanotował żaden 17-letni zawodnik. Poprzedni rekord należał do Neymara. Pobicie osiągnięcia prawdopodobnie największego brazylijskiego talentu ostatnich lat miało swoją wymowę.

Ostatni sezon Estevao przed przenosinami do Europy kończyły Klubowe Mistrzostwa Świata. Na pożegnalny mecz piłkarza w Palmeiras – oczywiście, również symbolicznie – przypadło ćwierćfinałowe starcie z Chelsea. 18-latek nie zamierzał stosować wobec swoich przyszłych kolegów z drużyny taryfy ulgowej, ale jego zespół musiał uznać wyższość londyńczyków, którzy wygrali 2:1.

Jedynego gola dla Palmeiras zdobył naturalnie Estevao.

Dziecko Boga

Przejście do Chelsea było dla Brazylijczyka krokiem naprzód, ale też kolejną próbą. Oczekiwania w ojczyźnie wobec niego były wysokie, ale trudno porównać je do presji towarzyszącej zawodnikowi sprowadzonemu za 45 milionów euro do jednego z czołowych klubów najmocniejszej ligi świata. Wizja skończenia z łatką przepłaconego, niespełnionego talentu może paraliżować. Estevao zdaje się to jednak nie dotyczyć. Dwa gole i asysta w dwunastu spotkaniach na krajowym podwórku, w tym gol na wagę zwycięstwa z Liverpoolem oraz trzy mecze z rzędu z golem w Lidze Mistrzów wskazują, iż progi europejskiej piłki europejskiej piłki nie są dla niego za wysokie.

Od Estevao bije spokój. Można odnieść wrażenie, iż zrósł się niejako z wizją złotego chłopca, za którego uchodził od dziecka, i wie, iż jego kariera jest skazana na sukces. Jakby wiedział, iż zaliczenie kolejnego poziomu to tylko kwestia czasu, o ile ze spokojem będzie robił swoje. Na wytykające mu braki komentarze udziela dojrzałej jak na swój wiek odpowiedzi: – Nawet się tym nie martwiłem, bo mam 18 lat. Nikt nie jest w 100% gotowy, gdy ma 18 lat.

Estevao świętujący gola dla Chelsea w meczu Ligi Mistrzów z Ajaksem

Ta dojrzałość przejawia się również w zrozumieniu, jak wiele ze swojego młodzieńczego życia poświęcił dla kariery piłkarza.

Czasami koledzy mówią: ty naprawdę masz osiemnaście lat? Kiedy gram w gry wideo w swoim pokoju, sam myślę sobie: „Mam tylko osiemnaście lat”. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Czasami rezygnujemy ze sporej części dzieciństwa. Jako dzieci musimy poświęcić pewne rzeczy, by gonić za marzeniami. Oczywiście teraz mogę powiedzieć, iż było warto – mówił w rozmowie ze Sky.

Wątkiem nie do pominięcia w przypadku Estevao, poza bliskimi relacjami z rodziną i pełnym pokory podejściem do pracy, jest wiara. To temat przewijający się w wielu wypowiedziach młodego zawodnika, który podkreśla, jak wielką rolę w jego życiu odgrywa Bóg. Nie ma przypadku w tym, iż od tego zaczął swoją pierwszą rozmowę z mediami klubowymi po transferze do Chelsea.

Jestem dzieckiem Boga, spokojnym chłopcem – przedstawił się fanom londyńskiej drużyny. W rozmowie ze Sky stwierdził z kolei: – Bóg jest dla mnie wszystkim. W moim życiu, dla mojej rodziny. Teraz możemy pomóc wielu ludziom, którzy – jak wierzę – są również częścią bożego planu na moje życie. To trudne, iż mój ojciec musiał zostawić swój kościół w Brazylii. Gdy jest tutaj, musi dużo podróżować w tę i z powrotem. Ale wierzę, iż ma to wyższy cel – twierdzi.

Praca i pokora

W dorosłej reprezentacji Brazylii Estevao zadebiutował za kadencji Dorivala Juniora, ale dopiero u Carlo Ancelottiego zaczął odgrywać w kadrze istotną rolę. Doświadczony Włoch jest kolejną z osób, która dba, by utalentowany piłkarz nie zapomniał, iż wciąż ma przed sobą wiele pracy.

Ważne dla niego jest to, żeby nie popadł w samozadowolenie z tego, co ma teraz, bo wciąż może wiele poprawić. Jest młody, może ulepszyć swoje rozumienie gry, swoje nastawienie, poświęcenie, wiele rzeczy. Nie może jednak poprawić swojego talentu. Niemożliwe, by miał go więcej – mówił selekcjoner Canarinhos po listopadowym meczu z Senegalem, w którym Estevao trafił do siatki. Był to jego czwarty gol w dziesiątym występie dla reprezentacji. Kolejnego dołożył trzy dni później w starciu z Tunezją.

Ojcowskie podejście Ancelottiego wydaje się wręcz skrojone pod Estevao. Krytycznych uwag nie odbiera jak gderania starca, nie obrusza się, nie unosi dumą. Przyjmuje je w swoim stylu – ze zrozumieniem i pokorą.

To prawda, iż Ancelotti zganił mnie na treningu, ale to człowiek, który stara się wyciągnąć ze mnie jak najwięcej i bardzo mnie to cieszy. Widać, iż ktoś cię lubi, kiedy nie tylko cię chwali, ale też zbeszta, kiedy trzeba – stwierdził.

Estevao w meczu Brazylia – Senegal

Skromność Brazylijczyka docenia też zresztą jego trener klubowy, Enzo Maresca. Menedżer Chelsea podkreśla, iż 18-latek wymyka się stereotypowi współczesnego młodego piłkarza.

Estevao wydaje się zawodnikiem w starym stylu. Nie siedzi cały czas w telefonie, nie spędza czasu w mediach społecznościowych. Ciężko pracuje, jest zwykłym, prostym dzieciakiem. Uwielbiam to. Jego rodzina zawsze jest w pobliżu. Jest szczególnym, ale normalnym gościem – komplementował Włoch swojego podopiecznego po ostatniej wygranej z Barceloną w Lidze Mistrzów, w której Estevao wpisał się na listę strzelców.

Nie wydaje się przy tym, by Brazylijczykowi brakowało cech, które zwykle przypisuje się boiskowym liderom. Joao Paulo Sampaio już w czasach gry Estevao dla młodzieżowej kadry Brazylii dostrzegał w nim charyzmę jaką odznaczają się tylko piłkarze na najwyższym poziomie.

Rzecz, którą mają tego typu zawodnicy, to mocna osobowość, duże ego, by powiedzieć „Jestem tu, mogę to zrobić i zrobię to”. I robią to. Talentom nie z tej ziemi pewne rzeczy przychodzą łatwo. Dla przeciętnych graczy, których jest zdecydowana większość, jest to trudne – uważa szkoleniowiec.

Gdzie zatem jest sufit Estevao? Wydaje się, iż tam, gdzie… sam go sobie ustawi. W rozmowie z Guardianem precyzuje swoje cele dość jasno:

Mistrzostwo świata, wygranie Premier League i Ligi Mistrzów. Tego właśnie chcę. Moim największym marzeniem jest zostać najlepszym graczem na świecie. Pewnego dnia będę pośród najlepszych. Nie zamierzam jednak składać deklaracji lub wyobrażać sobie, iż nastąpi to w ciągu kilku lat. To przyjdzie naturalnie.

WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ NA WESZŁO:

  • Niebieska burza. Barcelona przygnieciona naporem Chelsea
  • Cole Palmer – genialny twórca i lodowaty strzelec [FourFourTwo]

Fot. Newspix

Idź do oryginalnego materiału