Dramat, wstyd, kompromitacja. A to nie koniec. Legio, co to miało być?!

3 godzin temu
Miesiąc miodowy Edwarda Iordanescu w Legii Warszawa zakończył się boleśniej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Zdobywcy Pucharu Polski przegrali 1:4 z AEK Larnaka w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy, doznając pierwszej porażki za kadencji rumuńskiego szkoleniowca. Ale to nie wynik był w czwartek najgorszy. Klęska na Cyprze może mieć dużo poważniejsze konsekwencje - pisze Konrad Ferszter ze Sport.pl.
- Legię na Cyprze czeka piekło - w rozmowie z portalem sport.tvp.pl mówił napastnik AEK Larnaka Karol Angielski. Były napastnik Radomiaka miał na myśli przede wszystkim bardzo trudne warunki atmosferyczne, o których przed meczem na Cyprze mówiło się najwięcej.

REKLAMA







Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"



I rzeczywiście pogoda nie mogła być sprzymierzeńcem legionistów. W trakcie pierwszej połowy odczuwalna temperatura w Larnace wynosiła ponad 30 stopni Celsjusza, a do tego dochodziła ponad 70-procentowa wilgoć. Poza tym AEK to drużyna, która u siebie przegrywa rzadko, od wielkiego dzwonu. Ostatni raz miało to miejsce 3 stycznia, kiedy w Larnace 3:0 wygrała Omonia Nikozja.


Po pierwszej połowie wydawało się, iż piłkarze Edwarda Iordanescu ten pożar przetrwają bez poważniejszych strat. Legioniści remisowali 1:1 i mogli mieć poczucie niedosytu, bo to oni mieli lepsze okazje do strzelenia gola. I nie zmieniał tego fakt, iż to gospodarze jako pierwsi zdobyli bramkę, bo prowadzeniem nacieszyli się raptem dwie minuty.
Legia była zespołem lepszym. Mimo trudnych warunków atmosferycznych piłkarze Iordanescu nie zrezygnowali ze swojego stylu gry, atakowali rywali pressingiem, chcieli narzucać tempo. Nieskuteczność w ataku i proste błędy w obronie piłkarzom Iordanescu można byłoby wybaczyć, gdyby po przerwie Legia je wyeliminowała i potwierdziła, iż jest po prostu lepszą drużyną. Problem w tym, iż w drugiej połowie warszawiacy zagrali skandalicznie i zostali rozbici w pył.
Skandaliczny mecz Legii na Cyprze
O ile przed tygodniem, po pokonaniu Banika Ostrawa, Iordanescu mógł powiedzieć, iż Legia zagrała najlepszy mecz za jego kadencji, o tyle po czwartkowym spotkaniu na Cyprze Rumun będzie musiał przyznać, iż było to spotkanie bez wątpienia najsłabsze. I nie chodzi tylko o sam koszmarny wynik i pierwszą porażkę Iordanescu w roli trenera Legii.
Można choćby powiedzieć, iż warszawiacy w czwartek sami zgotowali sobie piekło. O łatwo straconym golu i nieskuteczności w pierwszej połowie już było. Jeszcze gorzej w defensywie legioniści zachowali się zaraz po przerwie, kiedy stracili drugiego gola. Od momentu, w którym piłkarze Iordanescu wykonywali rzut rożny, do chwili, w której Karol Angielski pokonał Kacpra Tobiasza, minęło raptem 20 sekund. Za szybko, zdecydowanie za łatwo.



Tym razem Legii nie udało się wrócić, co miało miejsce nie tylko w pierwszej połowie na Cyprze, ale też trzykrotnie w rywalizacji z Banikiem. Co więcej, drużyna Iordanescu kompletnie się rozsypała i w niczym nie przypominała samej siebie z ostatnich tygodni. Wyglądało to koszmarnie.
Po golu Angielskiego Legia nie tylko nie potrafiła zagrozić rywalom, ale też dopuszczała ich do coraz większej liczby okazji. Kolejne gole wisiały w powietrzu i w końcu padły. Najpierw Tobiasza pokonał Yerson Chacon, później pierwszą bramkę w Legii zdobył Mileta Rajović. Szkoda, iż samobójczą.
W Legii nie zgadzało się kompletnie nic. W defensywie warszawiacy popełniali błąd za błędem, o atakach w ogóle nie było mowy. Drużynie Iordanescu nie wychodziło nic, a samobójcze trafienie Rajovicia było najlepszym podsumowaniem tej katastrofy.
W niedzielę minie równo miesiąc od pierwszego meczu Legii za kadencji Iordanescu. Do tej pory był to zaskakująco dobry miesiąc. Warszawiacy zdobyli Superpuchar Polski, awansowali do III rundy kwalifikacji Ligi Europy, a jej największą wpadką był ligowy remis z Arką Gdynia (0:0). Iordanescu odbudował Nsame i Alfarelę, budował drużynę na swoją modłę.
I kiedy wydawało się, iż Legia była na autostradzie do jesieni w europejskich pucharach, boleśnie rozbiła się o rywala, który wielkim zagrożeniem w teorii nie był. W czwartek legioniści przeżyli koszmar, o którym pewnie choćby nie pomyśleli. Miodowy miesiąc Iordanescu zakończył się wyjątkowo boleśnie. A mogło być jeszcze gorzej. W końcu w doliczonym czasie w sytuacji sam na sam z Tobiaszem rywala zablokował Ryoya Morishita.
Wynik w Larnace przypomniał najbardziej wstydliwe porażki w europejskich pucharach sprzed lat. Za tydzień Legia stanie przed ekstremalnie trudnym zadaniem odrobienia straty trzech bramek. Po tym, co wydarzyło się w drugiej połowie meczu na Cyprze, nie sposób wierzyć w powodzenie tej misji. Lanie, jakie Legia dostała od AEK może mieć jeszcze poważniejsze konsekwencje.



Porażka z Cypryjczykami sprawi, iż Legia będzie musiała jeszcze walczyć o jesień w pucharach w kwalifikacjach Ligi Konferencji. A tam czeka albo Partizan Belgrad, albo szkocki Hibernian. I na pewno nie będzie to rywal łatwiejszy niż AEK.
Idź do oryginalnego materiału