Dramat polskiego skoczka. W Nowy Rok stało się najgorsze

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen YouTube FIS Ski Jumping


- Jest to jeden z najcięższych momentów w moim życiu. o ile powiedziałbym, iż radzę sobie, to trochę bym skłamał - mówi Jan Habdas. Dwa lata temu jako 19-latek wyskakał dwa medale MŚ juniorów i zaczął porządnie punktować w Pucharze Świata. Dziś próbuje się pozbierać nie tylko sportowo. W Nowy Rok zmarła jego mama.
Jan Habdas w grudniu skończył 21 lat. Gdyby jego talent rozwijał się tak dobrze, jak się na to zanosiło, rywalizowałby teraz z najlepszymi w Pucharze Świata i szykowałby się do mistrzostw świata.

REKLAMA







Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę



Niestety, choć dwa lata temu Habdas potrafił być choćby 11. w konkursie PŚ, teraz skacze tak słabo, iż nie punktuje choćby w światowej trzeciej lidze skoków. W bieżącym sezonie cyklu FIS Cup wystartował trzy razy - w grudniu był 42. w szwajcarskim Kanderstegu, a teraz - w sobotę i niedzielę - zajął 47. i 44. miejsce w Szczyrku.
Łukasz Jachimiak: Nie ma cię w Pucharze Świata ani choćby w Pucharze Kontynentalnym, w ogóle rzadko gdziekolwiek startujesz. Przeżywasz bardzo trudny czas, nie tylko pod względem sportowym. Jak sobie radzisz? Jak się trzymasz?
Jan Habdas: Sportowo zmagam się z pewnym problemem, który do mnie cały czas wraca. Moja dyspozycja jest bardzo niska, dlatego skupiam się na treningu, żeby chociaż trochę się podciągnąć. Trochę to ostatnio zrobiłem, ale ciągle nie jestem na poziomie, który mnie satysfakcjonuje i który by mnie upoważniał do jakichś większych startów.
Co to jest za problem?
- Chodzi o pozycję dojazdową. Zdarzały mi się w ostatnim czasie skoki, w których wydawało się, iż wszystko idzie w dobrym kierunku, ale przyszła zmiana skoczni, zmiana profilu najazdu i nie wiem dlaczego, trzeba było zaczynać wszystko od nowa. To mocno męczące i mocno frustrujące.
Gdzie i z kim trenujesz?
- W grupie bazowej z Krzysztofem Miętusem i Zbigniewem Klimowskim. Trenujemy głównie w Zakopanem i od paru dni też w Szczyrku, bo tam dopiero od niedawna jest przygotowana skocznia.



Co chciałbyś sobie wypracować? Wierzysz w dojście do takiego poziomu, żebyś jeszcze tej zimy widział sens i miał szansę startu gdzieś wyżej niż w FIS Cupie?
- Nie skupiam się na tym, ale też, broń Boże, nie wykluczam takiej opcji. Natomiast skupiam się, żeby zbudować podstawy już na kolejny sezon. Próbuję wyzbyć się błędów. Chciałbym mieć bazę pod następną zimę. Ale skoki są bardzo przewrotnym sportem, w którym choćby małe zmiany mogą dać powrót do lepszej dyspozycji. Nie wykluczam więc i takiej opcji, ale nie nastawiam się na to, iż nagle zacznę osiągać jakieś świetne wyniki, iż dojdzie u mnie do rewolucji. Skupiam się na cierpliwej pracy nad podstawami.
1 stycznia zmarła twoja mama, a 11 stycznia stanąłeś na starcie mistrzostw Polski. Jak ty się trzymasz tak po ludzku? Bo to jest ważniejsze niż sport.
- Nie ukrywam, iż nie było to łatwe. Uważałem, iż moim obowiązkiem jest start w tamtych zawodach [Habdas zajął 24. miejsce]. Wiadomo, iż w takich momentach sport schodzi na drugi plan, chociaż to się nie stało nagle, szybko, niespodziewanie. Mama od jakiegoś czasu chorowała. Ja zawsze byłem optymistą, choćby nie przyszło mi do głowy, iż to się tak skończy. Prawda jest taka, iż choćby człowiek chciał się przygotować, to na coś takiego nigdy nie będzie gotowy. Ciągnęło się to wszystko za mną jakiś czas. Odczuwaliśmy to całą rodziną już znacznie wcześniej. Wydaje mi się, że… Ciężko mi… o ile powiedziałbym, iż radzę sobie, to trochę bym skłamał. Nie ukrywam, iż szukam sposobu, jak sobie z tym radzić. I nie wiem, szczerze mówiąc, co mam powiedzieć. To jest bardzo ciężka sytuacja. Na całe szczęście mam rodzinę i głównie z rodzeństwem się nawzajem wspieramy.
Masz tatę i czwórkę rodzeństwa – jest trochę łatwiej, dzięki temu, iż jest was dużo?
- Na pewno tak. Niestety, zdarzył się też sezon, jaki się zdarzył. I to wszystko nie jest przyjemne. Jest to jeden z najcięższych momentów w moim życiu. Ale wydaje mi się, iż z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Wydaje mi się, iż prędzej czy później się z tym uporamy wszyscy.
Gdy zobaczyłem wiadomość o śmierci twojej mamy, pomyślałem, iż często ludzie nie wiedzą, co się dzieje u sportowca, a wydają wyroki. Sam myślałem o tobie, iż chyba za dużo czasu poświęcasz na Tik Toka i zastanawiałem się, czy bycie gwiazdką mediów społecznościowych nie odwraca twojej uwagi od pracy na zostanie kiedyś gwiazdą skoków narciarskich. A teraz myślę, jak mocno w ciebie uderzyła choroba mamy. Bo choćby jeżeli byłeś wielkim optymistą i do końca wierzyłeś, iż mama wyzdrowieje, to na pewno miałeś też obawy, nie byłeś w stanie się o mamę nie martwić i nie mogłeś skupiać się tylko na skokach.
- Dokładnie tak to wyglądało.



Jak długo chorowała twoja mama?
- Prawie rok. Informację o chorobie mamy dostaliśmy w marcu ubiegłego roku. Dziś każdy mi powtarza, iż wszystkich czeka taka trudna chwila, takie pożegnanie. I ja też to sobie powtarzam. Ale chyba i tak nikt nie jest na coś takiego gotowy. Staram się myśleć, iż trzeba się do nowej rzeczywistości przyzwyczaić i przeć do przodu. Ciągle jest dla kogo.
Każdego z nas to czeka, ale każdy chciałby, żeby coś takiego stało się jak najpóźniej. Ja jestem wdzięczny, iż moja mama żyje, iż ma wnuki i mam nadzieję, iż doczeka prawnuków. Strasznie mi przykro ze względu na twoją stratę i chcę ci tylko powiedzieć, iż masz prawo czuć ból i o nim mówić, choćby jeżeli czujesz, iż dobrze jest pocieszać się racjonalnym myśleniem.
- To, co robię, to jest takie wmawianie sobie czegoś. I pocieszanie siebie. A naprawdę czuję ból. I dziękuję bardzo za te słowa.
Czy chorobę i śmierć mamy na tyle, na ile się da, masz przepracowaną z psychologiem? Bo wyobrażam sobie, iż współpracując z kimś takim jako skoczek, nie odcinasz tego wszystkiego, co przeżywasz jako człowiek.
- Głównie rozmawiamy o sporcie, ale takie sytuacje zdecydowanie trzeba przepracować, bo kłębienie się emocji później miałoby zły skutek. Jednak najbardziej chorobę i śmierć mamy przeżywałem z rodziną, z rodzeństwem. Razem było nam może łatwiej przez to przejść.
Gdy wywołałem wątek Tik Toka, chyba chciałeś zaprotestować?
- Tak, bo nie do końca rozumiem zarzuty, iż się na nim skupiałem. Dziś dalej chciałbym być w mediach społecznościowych, chciałbym w nich publikować różne treści - nie ukrywam tego. Ale już dość dawno się od tego odciąłem. Prawie mnie w internecie nie ma, bo nie chcę dawać pretekstu do takich komentarzy, iż się skupiam nie na tym, co trzeba. Starałem się przez ostatni sezon wydaje mi się tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Dużo mnie to kosztowało. Musiałem być zawzięty, zdyscyplinowany, a nie było i nie ma nagrody. Jej brak jest jak kolejna szpileczka wbita we mnie.



Kolejna, po tych od kibiców i też trochę od mediów za brylowanie w mediach społecznościowych?
- Tak.
Przeglądając twojego Tik Toka zauważyłem taką wrzutkę, w której stoicie we dwóch z Andrzejem Stękałą i przytakujecie na coś, co ewidentnie jest cytatem z ostro oceniającego was kibica. "Ej, ale wy serio wydajecie się darmozjadami bez talentu" – pamiętasz?
- Jasne! To był mocno sarkastyczny content. To była reakcja na komentarz, jakich mnóstwo dostają sportowcy. Wydaje mi się, iż sportowcy na każdym poziomie się z tym spotykają i uważam, iż dobrze jest umieć na coś takiego zareagować z dystansem. Akurat wtedy miałem uważam, iż dobry sezon, więc sobie na coś takiego pozwoliłem. Ale w tym momencie tego typu Tik Toki byłyby bardzo źle odebrane. Słusznie.
Jesienią dojrzale skomentowałeś zamieszanie wokół Piotra Zielińskiego i Nicoli Zalewskiego po tym, jak zrobili sobie zdjęcia z Cristiano Ronaldo tuż po przegranym aż 1:5 meczu reprezentacji Polski z Portugalią.


- Trzeba zrozumieć, iż porażka zawsze boli zawodnika i iż kibice często nie widzą tego momentu zaraz po porażce. Kiedyś zrobiłem live’a z Kuusamo, gdzie mi słabo poszło. I za tego live’a mi się mocno oberwało. Słusznie, to nie był najlepszy moment na odpalenie tego, na żartowanie z chłopakami z kadry po słabym występie. Wydźwięk był taki, iż zawodnicy przywalili w bulę, po czym się śmieją i są w dobrych humorach. Ludzie nie widzieli, iż po zawodach pół godziny przesiedziałem przybity w szatni. Że musiałem się z porażką uporać, iż to mocno bolało. Nie uważam, iż po porażce sportowiec musi się zamknąć w czterech ścianach i nie wychodzić, nie pokazywać się ludziom, iż ma tylko płakać. Trzeba mieć umiar, umieć się otrząsnąć. Ale nie w taki sposób, jak to zrobiłem wtedy w Kuusamo. To był błąd. Tak samo myślę o tych zdjęciach, jakie nasi piłkarze sobie zrobili z Ronaldo. To nie był dobry moment.
A propos Andrzeja Stękały – wy się mocno kumplujecie?
- Zgadza się.



Pewnie teraz bardzo sobie nawzajem pomagacie? Ty w Nowy Rok straciłeś mamę, Andrzej w tym czasie poinformował o swojej niedawnej stracie.
- No pewnie, iż się wspieramy. Trzymamy się razem, obaj jesteśmy ludźmi empatycznymi, a dodatkowo jesteśmy w tej samej grupie treningowej. W ogóle muszę powiedzieć, iż cała nasza grupa świetnie się zachowuje. Wszyscy wspierali mnie na pogrzebie mamy. Niestety, ja nie mogłem być u Andrzeja, ale napisałem mu wtedy wiadomość, w której przypomniałem, iż zawsze może na mnie liczyć, iż jestem i go wspieram. Za nami bardzo ciężki okres i może być tak, iż jeszcze ciężki okres przed nami. Ale łatwiej to wszystko znosić, czując, iż możemy na siebie nawzajem liczyć.
Kojarzysz siatkarza Mateusza Porębę?
- Siatkówkę oglądam i doceniam kadrę za wielkie sukcesy, ale tego zawodnika chyba nie kojarzę. Może bym skojarzył, gdybym zobaczył zdjęcie.
Czyli nie znasz jego historii.
- Chyba nie.
Na mistrzostwach świata w 2022 roku grał z numerem 72 na plecach, na cześć swojej mamy urodzonej w roku 1972 roku. Ona zmarła na raka, a Mateusz jej dedykuje wszystkie swoje sukcesy. Przygotowując się do rozmowy z tobą, przypominałem sobie, iż Mateusz na swoją prośbę grał mecz już dzień po pogrzebie, a żegnając się z mamą włożył do trumny jedną ze statuetek, jaką zdobył na boisku.
- Oczywiście ja też będę chciał dedykować mamie sukcesy, jeżeli tylko jeszcze jakieś odniosę. Wsparcie, które zawsze otrzymywałem od mamy i taty było wielkie i zawsze podziękowania będę kierował w pierwszym rzędzie w ich stronę. Teraz mam o tę jedną najważniejszą wspierającą osobę mniej. Ale mam nadzieję, iż będzie mi dane coś w życiu osiągnąć. I wtedy będę to dedykował rodzicom, bo wszystko im zawdzięczam.



Masz nadzieję, iż będzie ci dane coś osiągnąć czy masz w to wiarę? Powiedz szczerze.
- Staram się ciągle wierzyć.
Jak dziś odbierasz swoje sukcesy sprzed dwóch lat? Jest trochę tak, iż dobre miejsca w Pucharze Świata (21. w Zakopanem, 17. w Rasnovie i 11. w Lahti) oraz medale MŚ juniorów (brąz indywidualnie i srebro w drużynie) wydają ci się odległe i czujesz zniechęcenie, będąc daleko od takich osiągnięć? Jesteś trochę zmęczony wspominaniem tego, iż jako 19-latek ładnie się przedstawiłeś światu? Albo iż kiedy miałeś 13 lat, wielki trener Hannu Lepistoe uznał cię za najlepiej rokujące dziecko w polskich skokach?
- Trwający sezon jest mocnym sprawdzianem dla mojej psychiki. Nie ukrywam: miałem wątpliwości czy jest sens dalej skakać. Bo to, co robiłem, nie przynosiło mi żadnej przyjemności. Ale teraz pracuję nad tym, żeby wrócić do czerpania euforii ze skoków. Wierzę, iż to wróci i iż z dobrymi skokami wróci mi wiara w siebie. Czekam na to z niecierpliwością.
Powiem ci szczerze: dwa lata temu byłem pewny, iż ty i Paweł Wąsek dacie dobra zmianę Kamilowi Stochowi, Piotrowi Żyle i Dawidowi Kubackiemu i iż już na igrzyskach w 2026 roku obaj z Pawłem powalczycie ze światową czołówką.
- To ja też powiem szczerze: nie ukrywam, iż też tak myślałem.
Przyszłoroczne igrzyska olimpijskie to dla ciebie już marzenie nie do spełnienia?
- Trzeba żyć marzeniami, no bo jak je odrzucimy, to co nam zostanie? Ja się dalej łudzę. Nie wiem, jak wygląda kwestia walki o olimpijską kwalifikację, ale uważam, iż nie jest to niemożliwe i na pewno będę o to walczył. Jeszcze cały rok przede mną, nie zamierzam się poddawać. Teraz to wygląda bardzo źle, ale uważam, iż tak nieudane sezony się zdarzają i iż zawodnik ma prawo do nieudanego sezonu. To wcale nie znaczy, iż spoczął na laurach. Będę walczył, na pewno!



To, iż zawodnik ma prawo do nieudanego sezonu czy choćby sezonów najlepiej pokazuje historia Adama Małysza. Na pewno wiesz, iż on genialnie skakał jako nastolatek, ale po dwóch zimach w światowej czołówce nagle tak się pogubił, iż był już zdecydowany rzucić skoki i z trudem na zmianę decyzji namówili go bliscy i Apoloniusz Tajner. U ciebie nie słyszę aż takiej frustracji, jaką przeżywał młody Małysz.
- Bo ja się staram nie reagować tak bardzo impulsywnie w wywiadach. Staram się nie pokazywać tego, iż takie myśli przechodzą mi przez głowę, staram się nie mówić, jak bardzo jest źle. Wolę się skupiać na pozytywnych rzeczach, gdy z kimś rozmawiam. Ale gdy mi się powinie noga po raz kolejny i kolejny, to moja głowa nie wytrzymuje. Nie ukrywam, iż wiele razy miałem już dość po porażkach. Ale staram się pamiętać, jak ktoś kiedyś powiedział, iż trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać.
Tak powiedział tata Kamila Stocha do swojego młodego syna.
- Możliwe. Tyle razy, ile ja z samym sobą przegrałem w tym sezonie, daje mi nadzieję, iż przyszłość mi te porażki zrekompensuje.
Ktoś też kiedyś powiedział, iż dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. A gdybyś był trochę starszy, na pewno kojarzyłbyś taki stary hit YouTube’a, jakim było nagranie, na którym specyficzny mówca motywacyjny powtarzał z wielkim zaangażowaniem: "Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą! Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!".
- Ale ja to znam! To jest klasyk.
Skonfrontuję cię teraz z taką opinią, którą często słyszę – gdybyś tylko chciał, mógłbyś mieć swój własny team, złożony z absolutnie najlepszych fachowców. Nie ma w waszej rodzinie takich myśli, iż może dobrze byłoby, gdyby zaczęli ci pomagać ludzie z absolutnego topu?
- Za każdym razem, kiedy taki temat się przewijał, ja mówiłem, iż nie umiem zwalać winy na trenera czy na kogokolwiek. Zawsze winy szukam w sobie. Trenowałem z wieloma trenerami i o żadnym nie powiem, iż jest zły. Niektórzy sobie z tymi trenerami radzą bardzo dobrze, a ja nie, więc to jest jakiś mój kryzys. Na całe szczęście dzięki moim rodzicom mam takie możliwości, żeby swój team zorganizować i taka opcja pozostaje. Na ten moment nie czuję takiej potrzeby. Chciałbym zostać w strukturach PZN-u, o ile będzie mi dane. Choć pewnie indywidualne spojrzenie na mnie jako zawodnika wiele by dało, cały plan sezonu byłby układany pode mnie personalnie i z tego by były korzyści. To na pewno byłoby bardziej profesjonalne. Ale absolutnie nie chcę powiedzieć, iż teraz nie jest profesjonalnie.



Nie martw się – w twojej wypowiedzi słychać pokorę. Rozumiem to tak, iż gdybyś był przekonany, iż ściągnięcie Aleksa Pointnera czy Miki Kojonkoskiego sprawiłoby, iż wyjdziesz z kryzysu, to spróbowalibyście to zrobić, ale ty widzisz problem w sobie, a nie w tych trenerach, którzy dziś ci pomagają.
- Dokładnie tak. Zmiana trenera nie gwarantuje lepszych rezultatów. Nie jest tak, iż się zatrudni wielkiego trenera i już należy oczekiwać Kryształowej Kuli. Na pewno po czymś takim odczuwałbym dużą presję. Od niej trzeba by się było odciąć, ale chyba w pełni by się nie udało, chyba ciągle z tyłu głowy miałbym taką myśl, iż mam swój team, więc trzeba już odnosić sukcesy.
choćby Kamil Stoch, który wygrał wszystko i nic nikomu nie musi udowadniać, jest poniekąd w takiej sytuacji. No bo skoro zdecydował się na taki ruch, to bardzo chciałby pokazać, iż zrobił dobrze.
- No tak, wydaje mi się, iż nie da się całkiem od takiego myślenia odciąć. Kończąc temat - jest tak, iż miałbym możliwość stworzenia swojego teamu i w sytuacji, w której zabraknie mi już sił, być może z tego skorzystam. Jednak na razie tego nie planuję.
Wspominając Pawła Wąska zastanawiałem się, czy ty adekwatnie oglądasz skoki, czy może jesteś na nie trochę obrażony albo czy nie jest dla ciebie za trudne śledzenie cyklu, w którym teoretycznie powinieneś być.
- Jak najbardziej oglądam, jeżeli tylko jest okazja. Nie jestem obrażony. Włączam telewizor też po to, żeby podpatrywać dobre wzorce. Ale nie ukrywam, iż bywało w bieżącym sezonie i tak, iż transmisji nie włączałem, bo wolałem pobyć z rodziną. A czasami faktycznie wolałem zapomnieć o skokach.
Idź do oryginalnego materiału