16 stycznia 2021 roku o godzinie 17:00 dziesięciu Nepalczyków dokonało pierwszego zimowego wejścia na K2. Poczułem wtedy wiele różnych emocji. Szczególnie silna była ulga, iż w końcu ktoś to zrobił i odtąd zapanuje spokój, bo ostatni ośmiotysięcznik ma już swoich zdobywców również zimą. Męczyły mnie ciągłe pytania o K2, zupełnie jakby poza tą górą nie istniała żadna inna, a temat obrzydł mi do tego stopnia, iż nie miałem ochoty tam wracać. K2 pojawiało się pod każdym postem, który publikowałem na swoich profilach - nieważne, iż dotyczyły czegoś całkiem innego: treningu, wyjazdu w Tatry, w Alpy. Za każdym razem ktoś musiał napisać: "Adam, kiedy wracasz na K2", "Adam, widzę, iż budujesz formę na K2".
REKLAMA
Zobacz wideo Oto cała prawda o przeszłości Nawrockiego. Musiał wybrać
Zupełnie, jakby jedynym powodem, dla którego przyszedłem na świat, było zdobycie K2 w zimie i wyłącznie to definiowało mnie jako dobrego człowieka i Polaka. Tymczasem mój świat ani nie zaczynał się, ani nie kończył na K2. Prawda, to fajny cel, ale bez przesady. Poza tym bardzo łatwo jest mnie kontrolować. Wystarczy powiedzieć, co mam robić, a na pewno zrobię na odwrót.
Kiedy Nepalczycy zdobyli tę górę, poczułem też ulgę, iż nie będę musiał się zastanawiać, czy brać udział w kolejnej wyprawie narodowej. Wymagałoby to ode mnie dużego poświęcenia. Już za pierwszym razem walczyłem ze sobą, żeby pójść na wszystkie kompromisy, których wymagał ten wyjazd. Nie podobał mi się ciężki, oblężniczy styl, korzystanie z pomocy HAPS-ów, sposób zarządzania. Nie widziałem też w Polsce zespołu, który mógłby temu wyzwaniu podołać. Owszem, zimowe K2 chodziło mi dalej po głowie, ale myślałem, żeby wrócić tam w całkiem innym stylu, najlepiej w małym zespole. Gdyby tylko Denis [Urubko, himalaista - przyp. red] wysłał maila, iż ma pomysł na wyprawę, to bym z nim pojechał. Ale Denis ogłosił, iż kończy karierę.
Używanie dodatkowego tlenu nigdy mnie nie interesowało
Cieszyłem się również z tego, iż wejście Nepalczyków przebiło balonik oczekiwań. Szkoda tylko, iż zdobyli K2 w takim stylu. Po pierwszym komunikacie byłem przekonany, iż wszyscy wspinali się na tlenie i w ten sposób zmarnowali szansę na zrealizowanie interesującego celu sportowego. A K2 miało w sobie coś wyjątkowego. Na Everest weszło prawie 9000 osób, z czego prawie wszyscy na tlenie. Tymczasem na K2 wciąż więcej było wejść bez tlenu niż z tlenem. A to dlatego, iż istniała pewna niepisana zasada, iż tam się po prostu z tlenem nie jeździ. Góra przez lata opierała się też próbom zamienienia jej w park linowy.
Przed Nepalczykami nikt w zimie nie zabierał tam butli. choćby Rosjanie, którzy na ogół mają gdzieś styl i wspinają się na tlenie, w zimie na K2 tego nie zrobili. jeżeli chodzi o mnie, byłem po prostu po ludzku ciekawy, czy da się tam wejść zimą bez butli. Tym bardziej iż Robert Szymczak [himalaista i specjalista od medycyny górskiej - przyp. red] przekonywał, iż na szczycie tej góry występują w zimie charakterystyczne warunki sprawiające, iż ciśnienie jest tam dla człowieka zabójcze.
Poza tym używanie dodatkowego tlenu nigdy mnie nie interesowało i już dawno postanowiłem, iż nie przekroczę tej granicy. Od dziecka pielęgnowałem w sobie mocne przekonanie, iż jeżeli nie dam rady zdobywać wysokich gór bez butli, będzie to oznaczało, iż jestem po prostu na to za cienki - widocznie za słabo się aklimatyzuję i moje miejsce jest niżej.
To nie znaczy, iż gardzę innym podejściem. W himalaizmie nie ma uniwersalnych zasad, wszystko jest subiektywne i każdy wspinacz sam sobie ustala wartości etyczne. Jeden nie użyje helikoptera, a drugi lin poręczowych założonych przez kogoś innego. Nie uważam na przykład, żeby moje wejście na K2 w lecie było samodzielne, bo powyżej obozu II korzystałem z poręczówek położonych przez Seven Summit.
Istnieją oczywiście kryteria, które mogą się wydawać bardziej absurdalne niż użycie tlenu. Przykładowo, moje zimowe wejście na Gaszerbrum I jest dla Denisa nieważne, bo korzystałem z elektrycznych wkładek do butów. A co, jeżeli ktoś powie, iż nie można nosić maski neoprenowej do ochrony twarzy? A może trzeba iść bez czapki? Taki tok myślenia prowadzi do konstatacji, iż postawienie granicy akceptowalnym ułatwieniom zawsze będzie arbitralne. Jak dla mnie, wszystko jest w porządku do chwili, gdy mówisz prawdę o stylu, w jakim wszedłeś na górę.
Niby miałem to wszystko przemyślane, ale kiedy Nepalczycy odtrąbili, iż weszli w zimie na K2, poczułem niesprawiedliwość. Wszyscy graliśmy dotąd na tej górze w tę samą grę, polegającą na dżentelmeńskiej umowie, iż nie wspinamy się na tlenie. A oni złamali jej zasady, wykorzystując przy okazji umiejętność, którą przez lata doprowadzili do perfekcji, wprowadzając klientów na ośmiotysięczniki - spętali K2 kilometrami lin poręczowych.
Odebrałem to jako podeptanie zasad i nieodwracalne zniszczenie piękna celu, jakim było zimowe K2. Komu będzie teraz chciało się tam pojechać i zrobić pierwsze wejście bez tlenu?
Wysłałem wpis. Rozpętało się piekło
Co interesujące Nepalczycy byli tam, aby wprowadzić na szczyt klientów z Zachodu, których jednak ostatecznie nie dopuścili do ataku szczytowego. Może to i dobrze, bo, jak to już wcześniej bywało, ci prawdopodobnie odebraliby im całą chwałę. A niewątpliwie Nepalczycy zasłużyli sobie na chwałę. Jakby nie było, na K2 udowodnili, iż są najlepsi w tym, co robią; nie ma nikogo, kto byłby sprawniejszy we wchodzeniu na ośmiotysięczniki drogami normalnymi, a żadna armia wspinaczy z Zachodu nie potrafi tak gwałtownie i dokładnie kłaść lin poręczowych.
Powyższe rozważania chciałem zawrzeć w kilku zdaniach i opublikować je w mediach społecznościowych. Pomyślałem o Instagramie, ale tam trzeba wrzucić zdjęcie. Wybrałem więc Twittera.
Zacząłem pisać.
"Gratulacje dla całej ekipy Nepalczyków na K2. Oby teraz bezpiecznie do bazy. Uprzedzając wszystkie pytania. Gra trwa nadal. Wiadomo było, iż na K2 zimą da się wejść z tlenem. Dla mnie prawdziwe pytanie brzmi: czy, kiedy i komu uda się wejść na ten szczyt bez dodatkowego tlenu z butli?".
Wpis był za długi. Usunąłem "z butli". Dalej za długie. Nie myśląc o konsekwencjach, zamieniłem kilka wyrazów.
"Gratulacje dla całej ekipy Nepalczyk.w na K2. Oby teraz bezpiecznie do bazy. Uprzedzając wszystkie pytania. Gra trwa nadal. Wiadomo było, iż na K2 zimą da się wejść z tlenem. Dla mnie prawdziwe pytanie brzmi: czy, kiedy i komu uda się wejść na ten szczyt bez dopingu?".
Wysłałem wpis. A potem rozpętało się piekło.
Zaczęło się od "Bielecki ma ból dupy" i "Polak cebulak", ale niedługo ludzie zaczęli wysyłać mi prywatne wiadomości, w których pisali, żebyśmy umarli w cierpieniu. Ja i moje dzieci.
Jednocześnie w mediach zaczęto opowiadać nieprawdziwą historię, iż oto biedni Nepalczycy w klapkach weszli na górę, która należy im się od zawsze, i w ten sposób pokazali białasom środkowy palec. Tymczasem Nepalczycy nie wspinali się u siebie, a w Pakistanie. To, co tam ze sobą przynieśli, jest częścią zjawiska sprawiającego, iż ośmiotysięczniki zamieniają się w parki linowe i iż znika na nich miejsce dla samodzielnych wspinaczy. Z perspektywy Pakistańczyków Nepalczycy zabierają im pracę i robią biznes na ich podwórku. A co do klapek - mają na sobie świetny sprzęt, najbardziej znany z Nepalczyków, Nirmal Purja, mieszka w Wielkiej Brytanii, podpisuje kontrakty reklamowe, a na kasku nosi logo Red Bulla.
Kiedy wejścia pogratulował im Reinhold Messner, dodając, iż jednak szkoda, iż z tlenem, internet go zmasakrował. Ludzie pisali: "Co ten stary dziad pier***li". Niektóre memy z moim udziałem były choćby zabawne, ale czytając kolejne komentarze, przecierałem oczy ze zdumienia. Społeczeństwo uwierzyło w piękną opowieść pełną postkolonialnego resentymentu. Możesz śpiewać w tym chórze albo się zamknąć, w innym razie wystawisz się na strzał.
Czułem się ocenzurowany. Nie miałem jak wytłumaczyć, o co mi chodzi, nakreślić szerszego kontekstu i uzupełnić tę bajkę o szczegóły, które ją demitologizują. Tłumaczysz się? Jak każdy winny. Przepraszasz? Jesteś winny. Nic nie mówisz i się wycofujesz? Winny. Cokolwiek powiesz, zostanie to użyte przeciwko tobie. Najlepiej więc zamilknąć.
Dostałem nauczkę
Tymczasem spływały kolejne wiadomości, w których ludzie życzyli mi wszystkiego najgorszego. Przez dwa dni byłem rozstrojony nerwowo, a mam grubą skórę, przeżyłem już falę hejtu po Broad Peaku. Po tym wszystkim potrafię się wczuć w sytuację kogoś, kto zdobywa rozgłos i sławę, a potem powija mu się noga i ludzie się na niego rzucają. Takie okoliczności mogą cię zniszczyć. Mnie pomogły wcześniejsze doświadczenia, ale nie zaskakuje mnie, iż w takich chwilach w głowie mogą się pojawić bardzo negatywne myśli z samobójczymi włącznie.
A przecież dopiero co byłem bohaterem akcji ratunkowej. Minęły trzy lata i zostałem draniem. Który to już raz? Bohater z Gaszerbrumu I, antybohater z Broad Peaku, bohater z Nanga Parbat, antybohater, który wytknął Nepalczykom wspinanie się na tlenie. Tymczasem przez te lata ja się praktycznie nie zmieniłem i wciąż mam te same zasady moralne, co dekadę wcześniej. Zmienił się za to świat. Żyjemy w czasach postprawdy. Tłumu nie interesują fakty, tylko pasująca do naszych wyobrażeń historia. Fakty się nie zgadzają? Tym gorzej dla faktów i dla osób, które myślą inaczej niż większość.
Minęło kilkadziesiąt godzin i Nims ogłosił, iż jako jedyny z Nepalczyków wspinał się bez dodatkowego tlenu. Cały mój racjonalny umysł krzyczał, iż coś tu jest nie tak. Nims nigdy nie traktował tlenu jako coś złego, zdobywał przecież kolejne ośmiotysięczniki w rekordowym tempie, oddychając z butli. Dla Nepalczyków zarabiających w wysokich górach chodzenie bez tlenu jest czymś nienormalnym, bo tlen to po prostu takie samo narzędzie ich pracy jak raki i lina.
Do tego z chronologii wyprawy wynika, iż Nims miał słabą aklimatyzację. Stara wspinaczkowa zasada brzmi jednak, iż ludziom w górach wierzy się na słowo. Mówią prawdę, dopóki ktoś ich nie zweryfikuje. Jak dotąd nikt nie podważył słów Nimsa o stylu wejścia na K2. Choć od tego czasu pojawiły się dowody, iż nie zdobył wszystkich ośmiotysięczników, które deklarował.
Po tej całej sytuacji przez długi czas, kiedy miałem coś opublikować, drżały mi palce. Cenzurowałem się, żeby nie nadepnąć komuś na odcisk. Zacząłem rzadziej zamieszczać w mediach społecznościowych jakiekolwiek informacje. Przekonałem się, iż wystarczy zaledwie kilka słów, by z autorytetu zmienić się we wroga publicznego.
Przede wszystkim popełniłem jednak błąd i mam nauczkę. Zawieranie w jednej wiadomości gratulacji i krytyki jest po prostu nieeleganckie.
Książka "Bez śladu" jest dostępna wyłącznie w sprzedaży internetowej: http://www.bezsladu.com/

1 godzina temu














