Dominika Stelmach wycofała się z biegu 24h w Tokio

5 dni temu

Miniony tydzień dla Dominiki Stelmach był pełen skrajnych emocji. W niedzielę Polka ukończyła maraton w Tokio z czasem 2:43:01 i była najszybszą Europejką na tej trasie. Wiosenna aura stworzyła dobre warunki do biegania. Kilka dni później zmierzyła się jednak z zupełnie innymi realiami pogodowymi i nasza ultraska była zmuszona poddać bieg 24-godzinny.

Jingu Gaien 24 Hour Challenge wystartował w sobotę (8 marca) o godz. 11:00, czyli o 3 w nocy polskiego czasu. Były to japońskie eliminacje do mistrzostw świata w biegu 24-godzinnym z udziałem lokalnej czołówki m.in. Miho Nakaty, rekordzistki świata na tym dystansie.

W stawce znalazły się dwie Polki – Dominika Stelmach i Karolina Romańska, były jedynymi zawodniczkami spoza Japonii. Zmagania toczyły się na krótkiej 1,3 km pętli w parku w dzielnicy Shinjuku. W zawodach wzięło udział 80 mężczyzn i 27 kobiet.

Zwycięzcą tegorocznego biegu Jingu Gaien 24 Hour Challenge został Shoki Fukumoto, który pokonał 253 km (191 pętli). Wśród kobiet z wynikiem 249 km (188 pętli) triumfowała faworytka – Miho Nakata. Na 15. miejscu uplasowała się Karolina Romańska (155 km), a Dominika Stelmach z wynikiem 105 km była 21.

„Nasze rzeczy płynęły w wodzie”

Dominika Stelmach udała się do Tokio nie tylko na maraton, ale także, by zmierzyć się z dystansem 24 godzin w celu uzyskania kwalifikacji na Mistrzostwa Świata. Aby osiągnąć minimum, musiała pokonać 220 kilometrów. Plan był prosty: stabilne tempo, kontrolowane tempo biegu i systematyczne zdobywanie kolejnych kilometrów.

– Powinna to być formalność. Niestety prognozy pogody kazały sądzić, iż będzie to walka. Nie byłam na nią przygotowana ze strojami zabranymi z Polski, miałam tylko 2 pary butów, jedne legginsy, brak spodni przeciwdeszczowych. Gdy zaczęło lać Japończycy poubierali się w kosmiczne stroje! Gdy zaczął padać śnieg… – pisze Dominika Stelmach w mediach społecznościowych.

Zawodniczka przyznaje, iż już na początku pojawiły się wątpliwości czy start w ogóle ma sens.

Mój mąż od razu mówił, żeby odpuścić start w taką pogodę. Gdy zaczęło padać, zmył się z supportu. Niestety nie było tam przestrzeni pod dachem, w namiocie siedzieli sędziowie i obsługa trasy. Nasze rzeczy płynęły w wodzie – relacjonuje Stelmach.

Wielokrotna zwyciężczyni globalnego biegu Wings for Life przyznaje, iż mimo ekstremalnych warunków biegło jej się dobrze. Starała się zwalniać, gdy tylko prędkość przekraczała 4:30 min/km. Jej zdaniem było luźno i lekko.

– Tylko z każdą godziną było coraz zimniej i mocniej padało. Gdy zatrzymałam się na 102 km (100 km w rozsądne, spokojnie 8:25h) na jedzenie nie byłam w stanie rozprostować palców, a było grubo przed 21:00. Szczękałam zębami. Nie było miejsca, żeby usiąść, czy się ogrzać. Organizacja zawiodła i tutaj wielki ukłon do organizatorów polskich ultra! Nie miałam już nic suchego. Buty totalnie przemoczone. Wiatr, śnieg. Odczuwalna minus 7. Poddałam ten bieg – opisuje Stelmach start w Tokio.

Polka nie kryje, iż jej rozczarowanie jest ogromne, jednak w tej trudnej sytuacji widzi również pozytywy.

Cóż, jest mi przykro. Czuje się przegrana. Ale biegnę dalej. Sezon dopiero się zaczyna! zapowiada z determinacją Stelmach. – Przetestowałam odżywianie ryżem i sprawdziło się w 100%. Nie jestem zmęczona, nic nie boli i nie mam zapalenia płuc – dodaje.

Następny start: BeMore5K

W najbliższą niedzielę (16 marca) Dominika Stelmach wystartuje w biegu BeMore5K na Bemowie. Wystąpi jako pacemaker i poprowadzi biegaczy na wynik 29:30.

red

fot. w nagłówku Depositphotos.com

Idź do oryginalnego materiału